czwartek, 14 maja 2009

USA- jak daleko do dna kryzysu?









Kiedy slucham dziennika telewizyjnego albo lekkomyslnie przeczytam gazete odnosze wrazenie, ze wiekszosc lokalnych ekspertow w USA uwaza, ze koniec kryzysu finansowego jest bliski dzieki dostarczeniu przez nowa administracje srodkow pienieznych (z powietrza lub z pozyczek) na ratowanie zagrozonych bankow i firm brokerskich. Niestety nie jest to prawda. Poglebianie deficytu budzetowego przez pozyczki oraz ewentualna emisja pieniadza moga doraznie uratowac sytuacje ale na dluzsza mete tylko ja pogorsza. Niestety nowy prezydent najwyrazniej nie rozumie tego, ze sytuacja w jakiej znalazly sie Stany Zjednoczone wymaga czegos wiecej niz milego usmiechu i nieprzebranej checi zaspokojenia wszystkich marzen swoich poddanych. Ja oczywiscie jestem wdzieczny za laskawie przeslane mi przez SS administration $250.00 ale watpie aby tego typu jednorazowe datki dla emerytow istotnie popchnely ekonomie USA do przodu. Inna sprawa gdybym dostal te kilka miliardow jakie otrzymaly banki przyjaciol krolika USA. Warto jednak sprawdzic, czy przewidywania Boboli, tego niewdziecznika, wypowiedziane rok temu (bobolowisko , marzec 2008) sprawdzily sie mimo usilnych wysilkow juz drugiego prezydenta najwiekszego mocarstwa swiata. W tym celu podaja kilka znowelizowanych wykresow podstawowych indeksow ekonomicznych i gieldowych USA.
Jak latwo zauwazyc wskazniki dalej nurkuja i znajduja sie dosyc jeszcze daleko od oczekiwanej linii oporu. Dla GDP jest ona polozona na wysokosci 5 oz Au czyli na wysokosci GDP Stanow Zjednoczonych w okresie Wielkiej Depresji (teraz wydaje sie ona drobiazgiem) 1929r. oraz nieco wiekszej a znanej malo komu depresji 1980r. Jak wynika z wykresu, GDP spadnie jeszcze trzykrotnie w stosunku do swojej wartosci z konca 2008 r. zanim mozemy miec nadzieje na zatrzymanie a raczej osadzenie na rafie ekonomicznego statku SS USA. Podobnie jest jesli chodzi o podstawowe indeksy gieldowe.
S&P 500 jest obecnie przy wartosci 1.0 oz a oczekiwane minimum ma wartosc 0.2 uncji. A wiec mozna oczekiwac spadku jeszcze o okolo 80% od wartosci obecnej. Podobnie jest z indeksem Dow Jones Ind., ktory znajduje sie w okolicach wartosci 10 oz a oczekiwane minimum lezy przy wartosci 2 oz. Jest to zrozumiale, bowiem obecnie stosowane metody poprawiania ekonomicznej wydajnosci form polegaja glownie na redukcji zatrudnienia oraz obnizaniu realnej placy. To zmniejsza popyt na towary co z kolei powoduje dalsze redukcje zatrudnienia i likwidacje kompanii. Spojrzmy na wykres rocznej placy realnej. Jest to jedyny indeks , ktory obecnie jest istotnie dosc blisko oczekiwanego minimum (spadnie jeszcze o okolo 20%). Przy poczuciu zagrozenia strata pracy oraz zmniejszonymi placami realnymi trudno mowic o aktywizacji rynku wewnetrznego. Bedzie to mialo ten dobry skutek, ze zapewne spadnie tez import i poprawi sie bilans handlowy. Ale reszta ekonomii swiata pada jezeli nie moze eksportowac do USA. Wreszcie spojrzmy na srednie (narodowe) ceny domow mieszkalnych. Jak widac realna cena domu ciagle spada i jeszcze nie osiagnela minimum. Jest obecnie na poziomie okolo 250 0z podczas gdy w minimum bedzie miala wartosc okolo 80 oz. Wszystkim wiec potencjalnym nabywcom radze aby poczekali do roku 2010 kiedy oczekuje dna kryzysu a tym, ktorzy swoj dom jeszcze maja radze aby go sprzedali i ocalili 2/3 swojego zamrozonego w nim kapitalu. To zupelnie wystarczy aby swoj lub jeszcze lepszy dom odkupic w roku 2010.
Jest jeszcze jeden nowy czynnik, ktory moze bardzo wplynac na glebokosc i jakosc kryzysu. Jest nim rozwoj epidemii swinskiej grypy, ktora od swojego poczatku w ostatnich dniach kwietnia poczynila wielkie postepy. Szczesliwie, jak dotad smiertelnosc jest niska , okolo 0.3%, ale to moze sie zmienic a bez wzgledu na smiertelnosc spowoduje wzrost kosztow opieki medycznej. Jak slysze zreszta w Minneapolis planowana jest redukcja zatrudnienia personelu medycznego w Hennepin County Medical Center, ktory jest wielkim i znanym szpitalem leczacym glownie niezamoznych pacjentow. Jak widac nawet medycyna, ktora wszystkich obdziera ze skory, ma obecnie trudnosci finansowe.

10 komentarzy:

Yogos pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Yogos pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Yogos pisze...

Bardzo ciekawy wpis.

Chociaż osobiście byłbym ostrożny przy porównywaniu tej recesji do 1929 roku.
To nie ten sam świat. Po pierwsze ze względu na szybkość propagacji informacji firmy i ludzie reagują dużo szybciej, po drugie (i to myślę jest ważniejsze) ludzie i firmy były bardziej zadłużone na początku obecnej recesji niż w 1929.

Wydłuży to okres wychodzenia z dołka.

Osobną sprawą oczywiście jest budżet i rosnący deficyt. W porównaniu do 29 roku obecnie US ma znacznie gorsze prognozy średnio i długoterminowe np. ze względu na strukturę demograficzną i program opieki zdrowotnej/socjalnej.

Wydaje mi się że już niedługo zarówno US jak i państwa w europie staną wobec dużego deficytu. To wymusi bolesne wybory - znieść przywileje socjalne czy dźwignąć podatki.

Bobola pisze...

Swiat sie zmienia ale dynamika ukladow pozostaje podobna. Wielkie uklady spoleczne wykazuja bowiem pewna bezwladnosc ekonomiczna co widac na niezmiennosci trendu spadkowego od roku 2000 do chwili obecnej. Aby trend taki odwrocic musimy wprzody zobaczyc proces hamowania spadku. Jak dotad tego nie widac. Kiedy dwa coroczne punkty (stany ukladu) pojawia sie blisko siebie bede wiedzial, ze dochodzimy do minimum. Obecnie uklad jest jeszcze daleko od takiej sytuacji.

Anonimowy pisze...

Swiat sie zmienia ale dynamika ukladow pozostaje podobna. To jest niesamowicie celna sentencja. Ekonomię i zachowania społeczno-ekonomiczne należy zawsze rozpatrywać, jako sterowalny (mniej lub bardziej) układ z pętlą zwrotną. W takim układzie, w odróżnieniu od popularnych modeli ekonometrycznych mamy zarówno procesy zakłócające (szum, echa), jak i opóźnienia czasowe wynikające ze sterowalności układu. Na takim modelu widać wyraźnie, że jednym z elementów (a być może i jedynym), które mogą wpłynąć na układ są inwestycje. Osobiście postrzegam to w trzech płaszczyznach, jako inwestycje społeczne (budowanie związków międzyludzkich, organizacji samopomocowych i spółdzielni), infrastrukturalne (naprawa dróg, budowa sieci przesyłowych i informatycznych, budownictwo komunalne) oraz prawne (uwolnienie od biurokracji, likwidacja pozwoleń, certyfikatów itp, surowa egzekucja praw ludności ubogiej względem posiadaczy kapitału i majątków)

Tylko tego typu działania powodują zmiany, zarówno w mentalności ludzi, jak i w ekonomii, polityce i gospodarce.

Kryzys można też zwalczać faszystowskimi metodami - wziąć wszystkich za mordkę i zamienić w podludzi.

Yogos pisze...

Co do inercyjności zgadzam się w 100% Bardzo mnie mierzi że komentatorzy w masowych mediach zupełnie tego nie dostrzegają.

Jeśli przydarzy się jakaś większa korekta na giełdzie to można się założyć że następnego dnia na 100% będzie można zobaczyć coś w stylu "kryzys popuszcza ?" lub wręcz "koniec kryzysu !"


Bardzo celnie też Hans mówi o inwestycjach np. w dobre prawo. Od tego się całość zaczyna. Prawo powinno być dla ludzi bo jeśli mam lecieć z każdym problemem do prawnika żeby mi za ciężką kasę z ichniego na ludzki przełożył to coś jest nie tak. Dlaczego nie mogę wsiąść tego kodeksu i sam sobie przeczytać ?

A o tym że w Polsce czasem na to samo zapytanie do 3 urzędów skarbowych ma się 3 różne odpowiedzi już nie wspomnę ...

Bez dobrego jasnego prawa i administracji która cie nie butuje milionem formularzy i kolejkami niestety choćbyś miał nawet najlepsze drogi to nie pojedziesz.

Anonimowy pisze...

Liberalizm też mamy jak za komuny. Jak ktoś zechce sobie watrak, dla przykładu, postawić w ogródku, to zaraz pozwolenia budowlane, akcyzy, podatki, vaty, certyfikaty i co tam jeszcze. Liberalizacja polega w Polsce na uwolnieniu cen, przy monopolu produkcji - zupełnie jakza komuny. Zamiast uwolnić samą produkcję i chociaż dla małych mocy znieść durne ograniczenia i wymagania. Dopuki nie uwolni sie produkcji to nie ma mowy ani o wolnym rynku, ani o liberalizacji, ani o wyjściu z kryzysu.

Bobola pisze...

Czym skorupka za mlodu nasiaknie tym na starosc traci. Nasi wodzowie ekonomiczni i polityczni wychowali sie w systemie komunistycznym i nawet jesli byli dysydentami pod ktoryms z politycznych wzgledow to swoje wyksztalcenie i poglady uzyskali w tamtym systemie. Takim guru nowej ekonomii byl np prof. Balcerowicz. Co gorsza,nowe pokolenie uwaza, ze to co sie dzieje to istotnie kapitalizm podczas gdy faktycznie mamy powrot do recznego sterowania gospodarka w nieco zmienionych warunkach.Moze zreszta jest to trend ogolnoswiatowy bo podobne sposoby zarzadzania ekonomia i przedsiebiorstwami obserwuje w USA. Nazwalem to kiedys biurokratyzmem przez co rozumiem zupelne oderwanie wysokosci kompensacji decydentow oraz ich osobistej odpowiedzialnosci finansowej od tego jak wygalda dzialalnosc dowodzonych przez nich jednostek. W prawdziwym kapitalizmie byl to zwiazek bardzo intymny. Fatalne decyzje wlasciciela fabryki czy majatku ziemskiego owocowaly jego katastrofa finansowa i osobista. Dzisiaj, przynajmniej w USA, mozna doprowadzic kierowany przez siebie organizm gospodarczy do ruiny i zakonczyc prace w jednostce ekonomicznej z wysokim wynagrodzeniem i premia rozlaczeniowa w wysokosci 100 letniego sredniego wynagrodzenia pracownika.

Anonimowy pisze...

Problem jest banalny. Rodzaj własności dla dużych korporacji nie ma wpływu na jakość zarządzania, ale decyduje jedynie o tym do czyich kieszeni spływają profity. Jest kilka doskonałych prac Japończyków (ale nazw ani autorów nie pamiętam) określających maksymalną wielkość przedsiębiorstwa, w zależności od branży, po przekroczeniu której efektywność stabilizuje się, a potem lekko spada. Średnio dla branży produkcyjnej jest to około 400 pracowników, ale dla branży lotniczej to już około 600 osób, a dla stoczni bodajże 800. Wniosek z tego taki, że efektywność gospodarki spada, kiedy mamy do czynienia z oligopolem, tak jak to ma miejsce obecnie. W sytuacji oligopolu trudno mówić o jakimkolwiek kapitaliźmie lub wolnym rynku. System taki musi się załamać ponieważ doprowadza społeczeństwo i gospodarkę do stagnacji, zabija innowacje oraz rodzi frustracje.

Unknown pisze...

Ostrożności nigdy za wiele, ale obecny kryzys wręcz trzeba porównywać z czym tylko można, a w szczególności z depresją 1929 r. Natura ludzka nie zmienia się, zachowania międzyludzkie (stadne) nie zmieniają się, a o moralności polityków i bankierów nie wspomnę. Moim zdaniem pytanie, co do głebokości obecnej recesji brzmi czy zatrzyma się ona na linii wsparcia 1929 r.? Co do tego mam istotne wątpliwości, zważywszy na fałszowanie obrazu stanu gospodarki (banków) i nieeliminowanie trupów, tylko ich usilne utzrymywania w charakterze zombii. Pożerających nasze podatki.