środa, 30 czerwca 2010

O tym jak Natura ciagnie wilka do lasu

    Ile razy udaje sie na pielgrzymke do Polski przeszukuje takze warszawskie ksiegarnie w nadzieji, ze przez czas mojej niebytnosci pojawily sie w nich dziela wazkie, gleboka madroscia nasaczone i wiodace lud nasz prosty ku lepszemu zrozumieniu swiata. W ciagu kolejnych lat notowalem wiec stopniowy upadek polskich ksiegarni zasmiecanych coraz bardziej tlumaczeniami prymitywnej literatury przygodowej, glownie pochodzenia amerykanskiego. Niemal do podziemia zeszla literatura naukowa i specjalistyczna, ktora niegdys miala swoja siedziby w Ksiegarni Wzorcowej PWN w Palacu Kultury, ksiegarni Wydawnictw Technicznych na ulicy Swietokrzyskiej  oraz w ksiegarniach Kosmos i Logos w Alejach Ujazdowskich. Od czasu do czasu spotykam jeszcze nieliczne podreczniki dla studentow autorow polskich ale i tu dominuja tlumaczenia podrecznikow amerykanskich. Byc moze brac studencka zaopatruje sie w pomoce naukowe na terenie uczelni gdyz te podreczniki, na ktore sie natknalem (np w ksiegarni PWN na Starym Miescie) sa dosyc drogie. Powiedzialbym, ze nie na studencka kieszen ale byc moze mamy teraz bogatszych studentow. Przykro powiedziec ale oferta ksiazkowa jesli chodzi o nauki scisle jaka widze w ksiegarniach jest obecnie pod wzgledem zroznicowania oraz poziomu jedynie bladym cieniem tego co bylo dostepne w PRLu. Nie wiem jak wyglada sprawa z zaopatrzeniem bibliotek w czasopisma fachowe ale bez dostepu do dobrej i zroznicowanej informacji nie ma mowy o tym aby nasze szkoly wyzsze i instytuty badawcze dostarczaly produkty, czy to w postaci badan orginalnych czy tez w postaci absolwentow,  na poziomie swiatowym. Z tym wiec wieksza satysfakcja musze zanotowac, ze przy calej tej intelektualnej mizerii  udalo mi sie znalezc ksiazke istotnie ciekawa i taka ktora powinien przeczytac kazdy, kto interesuje sie historia Polski. Mysle tu zwlaszcza o przedstawicielach mlodszych generacji, ktorzy w rozmowach ze mna przejawiaja nie tylko niewiedze jesli chodzi o historie polskiej misji cywilizacyjnej na Wschodzie ale takze nieuzasadniony niestety faktami optymizm mlodosci. Przejawia sie on bowiem w wierze glebokiej, ze przeszlosc i zaszlosci historyczne nie maja wiekszego wplywu na terazniejszosc jesli chodzi o oddzialywania pomiedzy sasiadujacymi narodami i ze mlody czlowiek  moze smialo odrzucic nauki historii gdyz obecne porozumienia miedzynarodowe i miedzyrasowe wykluczaja jakiekolwiek akty agresji. Naturalna podstawa dla tego pogladu jest watla wiedza faktograficzna jaka wynosi wspolczesny absolwent liceum czy uniwersytetu oraz staly nacisk mediow na polityczna poprawnosc oraz zamulanie umyslow dzialalnoscia rozrywkowa. Ksiazka, o ktorej pisze jest praca zbiorowa i nosi tytul "W cieniu czerwonej gwiazdy - zbrodnie sowieckie na Polakach 1917-1956" (wyd. Kluszczynski, 2010(?)).  Oczywiscie tytul mowi sam za siebie i nie bede tu streszczal tego dlugiej historii roznego rodzaju zbrodni ludobojstwa, aktow gwaltu i dowodow nieslychanego wrecz prymitywu wykazanego przez Rosjan, Ukraincow, Bialorusinow i Zydow w stosunku do ludnosci polskiej, ktora  od wiekow wspol-zamieszkiwala te tereny. O tym jak wygladal ow lud  chwacki w czasach porewolucyjnych i pozniej mielismy juz pewien obraz w literaturze w postaci powiesci S. Piaseckiego (np Pamietnik oficera Armii Czerwonej) , F. Goetla  "Patnik Karapeta"  czy nawet "Slawy i Chwaly" J. Iwaszkiewicza. Co wyroznia ksiazke, o ktorej pisze to fakt, ze jest to praca historykow, w ktorej wszystkie stwierdzenia sa dokladnie uzupelnione odnosnikami do materialow zrodlowych. Nie mowimy tu wiec juz o fikcji literackiej ale raczej o raporcie stanu rzeczy wzmocnionego pewna ogolna synteza. Autorzy slusznie podkreslaja, ze czesto spotykane stwierdzenia jakoby Polacy byli na Kresach mniejszoscia teroryzujaca i wykorzystujaca rusinska ludnosc rodzima nie maja poparcia w faktach. Na Kresach II RP mieszkalo ogolem 5.281 mln Polakow co stanowilo okolo 40% ludnosci tych terenow. Ukraincow bylo okolo  4.513 mln czyli 34% , Bialorusinow 1.1 mln czyli okolo 9% a Zydow 1.1 mln czyli okolo 8%. Pewien  procent (ok. 7 %) ludnosci tam mieszkajacej mial trudnosci z identyfikacja narodowa i okreslal sie jako"miejscowi". Trzeba samemu przeczytac tez ksiazke aby w pelni uzmyslowic sobie kolosalne rozmiary prymitywizmu  jaki stanowi istote rusinskiego charakteru. Dzicz ta, nie tylko zreszta chlopska, celowala w likwidowaniu swoich polskich sasiadow, z ktorymi zyla uprzednio w spokoju ale takze zrobila wszystko co mogla aby zniszczyc badz ukrasc i zmarnowac pamiatki historyczne, zasoby kulturalne oraz siedliska dworskie. Niecierpliwych odsylam tu do materialow przedstawionych w blogu gajowego Maruchy (http://marucha.wordpress.com/polski-holocaust/) a dotyczacych fragmentow wydarzen na tych terenach.Co jednak chce podkreslic to fakt, ze z gruntu falszywa jest teza jakoby wraz z uplywem czasu i wzrostem wyksztalcenia ludnosci obyczaje Ukraincow i im podobnych ludow Kresow Wschodnich lagodnialy. Ludnosc ta, skazona genetycznie przez interakcje z Mongolami w drodze przymusowych branek, przejawiala bowiem juz we wczesnych okresach Polski jagiellonskiej te same wschodnie  cechy charakteru, ktore opisywane sa w ksiazce "Pod czerwona gwiazda"  i  ktore sa znane z relacji o dzialnosci UPA czy SS-manow RONA brygady Kaminskiego. Obdzieranie zywcem ze skory, swiece kozackie, patroszenie zywcem, wbijanie na pal - te wszystkie naturalne przyjemnosci ruskiego ludu sa z nim od poczatku jego istnienia. Gdybysmy nie znali daty smierci Sw. Andrzeja Boboli (http://www.jezuici.pl/przykrzyzu/htm/z_zycia_parafii/przy_krzyzu/32/meczenstwo_wg_sw_andrzeja_boboli.htm) to opis jego ostatnich godzin rownie dobrze mogl miec miejsce w wieku XVII jak i w XX a pewnie i w wieku XXI. Zauwazmy tez, ze mimo tego iz Kresy Wschodnie pozostaja poza polska administracja od 1945 roku i ze od blisko 20 lat Ukraina i Bialorus stanowia nominalnie odrebne od Rosji i samodzielne organizmy panstwowe to przy wszystkich liczych bogactwach naturalnych tych ziem ich ekonomia w dalszym ciagu operuje na granicy katastrofy. Kraje te nie potrafia ani wyprodukowac czegos bardziej skomplikowanego niz malowne jajka i wyszywane koszule ani nawet wyzywic sie na jakim takim poziomie. W miejsce jakiegos racjonalnego systemu politycznego mamy  tam znowu typowe dla prymitywnych ludow wschodu "chanaty" na czele ktorych stoja lokalni oligarchowie w obyczajach bardziej przypominajacy murzynskich kacykow niz polskie ksiazeta kresowe.Jest niemal pewne, ze terytoria te beda mogly osiagnac pewien poziom cywilizacji i kultury tylko wtedy gdy pojawi sie na nich element polski jako zarzadca i administrator.  Jak to obserwuje podczas wizyty Moi Drodzy Rodacy wogole nie zdaja sobie sprawy z tego, ze Nasza Umeczona Ojczyzna i oni sami staja na progu nowej wielkiej przemiany, porownywalnej z ta z czasu finalnego kryzysu w PRL, podczas ktorej sprawy, wydawaloby sie nie do rozwiazania, beda mogly znowu pojawic sie na porzadku dziennym. Czeka nas bowiem kryzys a zapewne i rozpad Unii Europejskiej. Katastrofa, ktora spotkala Grecje (sprzedajaca obecnie fragmenty swojego terytorium rosyjskim i chinskim spekulantom) jest tylko zapowiedzia tego co zapewne wydarzy sie w Wloszech, Hiszpanii i Portugali. Polska zas ma dobre szanse aby zostac druga Irlandia ale ta w stanie obecnym. Jesli Polska dobrze rozegra ten kryzys bedzie miala szanse na odzyskanie Kresow Wschodnich a moze nawet terytoriow przedrozbiorowych. Jesli nie - to moze przestac istniec jako samodzielna jednostka administracyjna. Niestety znowu zyjemy w ciekawych czasach!


Na zakonczenie zas zilustruje zastosowanie teorii katastrof Hansa Klossa do przypadku Polski. Na planszy mamy widmo czasowe najwazniejszych wydarzen historii Naszej Umeczonej Ojczyzny tego Chrystusa Narodow od roku 1750 az do czasow wspolczesnych. Warto zauwazyc, ze nasz uklad panstwowy staje sie coraz bardziej niestabilny w miare jak zmierzamy od ustroju monarchicznego do demokracji partyjnej. Czym jest to spowodowane tego mozemy tylko sie domyslac. Wzrost politycznej entropii ukladu jest wynikiem wiekszej roli warstw nizszych spoleczenstwa czyli skutkiem niepotrzebnej demokratyzacji ukladu. Te ostatnie zas sa nie przyzwyczajone do ciezaru odpowiedzialnosci za posiadany majatek i pozbawione umiejetnosci zarzadzania, ulegaja jednoczesnie latwiej niz ziemianie podszeptom plynacym z panstw osciennych. Te zas robia wszystko aby Polske jako panstwo ubezwlasnowolnic i przejac kontrole nad jej systemem politycznym i gospodarczym. Spektrum katastrof pozwala nam empirycznie wyznaczyc sredni czas trwania "spokoju". Wynosi on okolo 16.3 lat. Ostatnia katastrofa miala miejsce w roku 1990 kiedy to upadla PRL i zmienil sie nominalnie ustroj gospodarczy panstwa. Na wykresie ponizej jest tez widoczny przebieg prawdopodobienstwa nie-wystapienia katastrofy do chwili t (uzywamy tu czasu zredukowanego , jednostka czasu jest sredni czas trwania spokoju ) oraz przebieg prawdopodobienstwa wystapienia katastrofy do chwili t. Jak widac od momentu stanowiacego 70% czasu sredniego (dla Polski okolo 11 lat) prawdopodobienstwo wystapienia katastrofy jest wieksze niz tego, ze jej nie bedzie.

wtorek, 22 czerwca 2010

Ile czasu do katastrofy czyli problem Hansa Klosa

Pare dni temu Szanowny Kolega Bloger Hans Klos napisal maly essej, w ktorym postawil hipoteze mowiaca, ze im dluzej czekamy na pewne zdarzenie (np katastrofe) tym bardziej jest prawdopodobne, ze ona sie wydarzy (patrz http://hansklos.blogspot.com/2010/06/ekonomia-katastrof-czyli-generowanie.html). Podany byl przyklad z rzutem kostka do gry, w ktorym role katastrofy pelnilo wyrzucenie szesciu oczek. Wedlug Szanownego Oberlejtnanta im dluzszy jest ciag wyrzucen innej liczby oczek( niz 6) w kazdym z kolejnych niezaleznych prob tym bardziej staje sie prawdopodobne, ze w koncu wyrzucimy 6 czyli, ze nastapi wygaszenie ciagu "spokoju" katastrofa. Problem polegal na tym czy jest tak istotnie to zas znaczylo, ze chcemy poznac prawdopodobienstwo rozkladu czasu, po ktorym nastapi zdarzenie katastrofalne. Oznaczmy przez P[t] prawdopodobienstwo, ze do chwili  t  katastrofa nie nastapila. Przyjmijmy tez, ze prawdopodobienstwo elementarne wydarzenie sie katastrofy w czasie dt jest propocjonalne do dlugosci tego czasu czyli w[dt]= kdt.  Prawdopodobienstwo, ze katastrofy nie bedzie w okresie czasu t+dt oznaczymy przez P[t+dt]. Prawdopodobienstwo to jest iloczynem nie-wydarzenia sie katastrofy w okresie czasu t przez prawdopodobienstwo elementarne nie-wydarzenia sie katastrofy w czasie dt. To ostatnie wynosi 1-kdt bo w czasie dt katastrofa albo wystapi z prawdopodobienstwem elementarnym kdt albo nie wystapi z prawdopodobienstwem 1-kdt. Mamy wiec rownanie stochastyczne o postaci
P[t+dt]= P[t]{1-kdt}
ktore dla dt->0 zamienia sie w rownanie rozniczkowe

dlnP[t]/dt = -k

Rozwiazaniem tego rownania jest funkcja  P[t]= k exp[-kt] unormowana do jednosci przy calkowaniu po czasie t w granicach od zera do nieskonczonosci . Stala k jest odwrotnoscia sredniego czasu do katastrofy.
Jak widzimy HK ma racje. Im dluzej jest spokojnie  tym mniejsze jest prawdopodobienstwo, ze ten spokoj jeszcze potrwa.  Pamietajmy, ze w tym sformulowaniu czas t  (czas spokoju albo wyrzucania jakichkolwiek oczek z wyjatkiem 6) jest wielkoscia losowa.


UZUPELNIENIE                                                                                                                    

W wyniku dyskusji wydaje mi sie rozsadnym aby powtorzyc argumentacje dla procesu dyskretnego. Zakladamy wiec ze mamy do czynienia z procesem binarnym, dla ktorego w kazdym losowaniu moze wystapic zdarzenie katastrofalne z prawdopodobienstwem elementarnym w oraz zdarzenie dopelniajace z prawdopodobienstwem 1-w. W przykladzie HK  katastrofa jest wyrzucenie szostki czyli w=1/6 a zdarzeniem dopelniajacym jest wyrzucenie jakiegokolwiek innego wyniku (czyli 1, 2, 3, 4, lub 5) z prawdopodobienstwem elementarnym 5/6.  Pytamy o prawdopodobienstwo p[n] wyrzucenia w n losowaniach wylacznie zdarzen nie-katastrofalnych. Mozemy napisac dyskretna wersje rownania stochastycznego w postaci :
p[n+1] = p[n]{1-w}.
Jest to stwierdzenie mowiace, ze prawdopodobienstwo wystapienia ciagu n+1 rzutow nie-katastrofalnych jest iloczynem prawdopodobienstwa nie-wyrzucenia zdarzenia katastrofalnego w ciagu n losowan oraz nie wystapienia takiego zdarzenia rowniez i w ostatnim rzucie.
Rozwiazaniem rownania jest ciag
p[n] =w [1-w]^n
Latwo sprawdzic, ze rozklad jest unormowany dla dyskretnej zmiennej losowej n  zawartej pomiedzy zerem i nieskonczonoscia. Srednia dlugosc lancucha wynosi
= (1-w)/w
czyli dla problemu rzutu koscia  =5.
 Obliczenie dyspersji pozostawiam jako cwiczenie.






poniedziałek, 21 czerwca 2010

Opowiem wam jak bylo...

    Wpadly mi w rece ostatnio dwutomowe wspomnienia gen. Mariana Zacharskiego "Wbrew regulom" i "Rosyjska ruletka" (Zysk i s-ka 2009, 2010). Zawieraja one wspomnienia z jego szpiegowskiej dzialalnosci w USA oraz pozniejszej kontrwywiadowczej aktywnosci po powrocie juz jako oficera UOP w III RP. Pod wzgledem literackim pierwszy tom jest napisany lepiej. Drugi, byc moze pisany zbyt szybko, jest przeladowany dokumentacja oraz monotonny w lekturze dzieki nadmiernej liczbie nic nie wnoszacych dialogow. Najwyrazniej Nasz Czlowiek w USA zdecydowal sie na eksperymentowanie w formie powiesciowej co nie wyszlo mu najlepiej. Ja osobiscie wole gdy opowiesci sugerujace dokument sa formulowane w krotkich, zolnierskich slowach i nie zawieraja nadmiaru nic nie wnoszacej dokumentacji. Powiedzmy sobie od razu, ze nasz bohater nie jest z nami calkiem szczery co zreszta jest zrozumiale biorac pod uwage jego profesje. Moja uwage zwrocily pewne niejasnosci dotyczace poczatkow jego kariery zarowno jako prawnika jak i oficera wywiadu. Jak sam utrzymuje, Zacharski nigdy nie byl czlonkiem partii a prace w wywiadzie MSW zaproponowanu mu po tym gdy po odrzuceniu dwoch propozycji pozostania na uczelni, z pomoca znajomosci ojca, uzyskal etat w centrali handlu zagranicznego Metaleksport. Czcigodny przodek byl zas patriota, bylym czlonkiem AK, lekko przesladowanym za dzialanosc reakcyjna, co jednak nie przeszkodzilo mu ukonczyc studia politechniczne ( w okresie bierutowskim czyli bledow i wypaczen!) po czym zajac kierownicze stanowisko w Sopockich Zakladach Przemyslu Maszynowego. Sam zas bohater juz w liceum (mowimy o latach 1966-68) mogl wyjechac do Anglii aby szlifowac znajomosc jezyka angielskiego. Tym, ktorzy sa zbyt mlodzi by pamietac te czasy przypominam, ze byly to czasy gomulkowskie, kiedy zwyczajni obywatele po pierwsze nie posiadali dewiz na prywatne wyjazdy a po drugie mieli dosyc watle szanse na dostanie paszportu. Odwilz nastapila dopiero na poczatku lat gierkowskich  (po 1970 r) kiedy wyjazdy byly mozliwe acz  w dalszym ciagu utrudniane a przydzial dewiz na wyjazd turystyczny ograniczal sie do niewielkiej sumy 50 USD ( 1USD = 100 zl w PEWEXie) na osoba, ktora to dotacje mozna bylo wykupic, o ile dobrze pamietam, raz na dwa lata.  Na to aby moc synowi pozwolic na takie ekstrawagancje ojciec Zacharski musial byc czlowiekiem bardzo dobrze widzianym w sferach opiniujacych. Jak sie wydaje jest tu cos czego autor nie dopowiada ale moim zdaniem wybor jego osoby jako kandydata na oficera MSW nie byl tak przypadkowy jak by to chcial zasugerowac. Co jednak jest interesujace, to stopien w jakim rozne centrale handlu zagranicznego a takze LOT byly traktowane jako przybudowki maskujace aparatu wywiadowczego PRL. Jak pisze autor byla pomiedzy tymi sluzbami pewna rywalizacja i podzial wplywow jesli chodzi o synekury w tych nominalnie cywilnych instytucjach. Na przyklad LOT pozostawal w gestii wywiadu wojskowego WSW i mozna podejrzewac, ze wielu jesli nie wszyscy pracownicy tej instytucji wysylani na dluzsze delegacje zagraniczne pelnili wiecej niz jedna role w kraju do ktorego byli wyslani. Podobnie bylo a moze i jest nadal z pracownikami Ministerstwa Spraw Zagranicznych, zatrudnionymi w polskich ambasadach i konsulatach. Kazdy kto musial kiedykolwiek cos zalatwic w tych instytucjach wie z doswiadzczenia, ze dzialanosc nominalna nie jest najwieksza troska ich pracownikow. Kapitan Zacharski wyjechal do USA jako pracownik Metalexportu z zadaniem ozywienia eksportu produktow polskiego przemyslu obrabiarkowego. W dzialanosci tej byl istotnie niezwykle skuteczny a jako zamozny przedsiebiorca mial tez okazje poznac szereg osob, ktore posiadaly takze pewien potencjal jako zrodla informacji. W ten sposob poznal on tez Williama Bella, sfrustrowanego inzyniera z Hughes Aircraft Comp., ktory byl zrodlem  podstawowym jego informacji szpiegowskich i faktycznym tworca legendy Zacharskiego jako pracownika wywiadu.  Dzialalnosc Zacharskiego polegala na skorumpowaniu zadluzonego inzyniera, ktoremu zreszta placil niewspolmiernie malo do waznosci otrzymanych materialow. Wszyscy, ktorzy mogli by oczekiwac opisow dramatycznych ucieczek czy pogoni, wlamywania sie do sejfow czy innych atrybutow powiesci szpiegowskich beda rozczarowani. Zacharski , ten Mefistofeles SB, po prostu wcielal w zycie zasade "Kto smaruje ten jedzie". Jest tez warte uwagi, ze wszystkie te kradzione plany rakiet, radarow i innych obiektow  najwyrazniej do niczego sie nie przydaly jesli chodzi o rozwoj przemyslu obronnego badz innego w PRLu czy ZSRR. Jest to zrozumiale, bowiem istotnie ciekawe rozwiazania musza byc wynikiem projektow wlasnych a nie proba , zreszta na ogol nieudana, kopiowania rozwiazan zagranicznych. We wczesnych latach PRLu dostalismy do kopiowania rosyjska Pobiede - samochod bedacy kopia starego Forda i ten pojazd z minimalnymi zmianami produkowano przez dziesiatki lat bez najmniejszych znaczacych prob wyjscia poza czy tez rozwiniecia nowej produkcji. Wszystkie wydzialy samochodow i ciagnikow polskich politechnik jakos nie byly w stanie wyksztalcic inzynierow, ktorych byloby stac na cos wiecej niz bierne kopiowanie zachodnich pojazdow. Ulatwienia spowodowane wykradaniem zachodnich technologii faktycznie kastruja wynalazczosc rodzima i powoduja trwala obstukcje procesu myslowego w kraju. Widzimy to zreszta i teraz w Chinach Ludowych, ktore staly sie jedna wielka kopiarka produktow zaprojektowanych w krajach rozwinietych bez widocznego sladu chinskiej mysli technicznej. Dowodzi to tez niecelowosci wydawania duzych funduszy na rozwoj wywiadu, gdyz ten jak wskazuje historia rzadko tylko dostarcza informacji o jakiejkolwiek przydatnosci praktycznej. Nie jest to zreszta tylko moja opinia o czym wie kazdy, kto czytal kiedys powiesc Grahama Greena "Nasz czlowiek w Hawanie". Podobnym zreszta katastrofalnym niewypalem byla dzialalnosc Zacharskiego jako oficera kontrwywiadu UOP w III RP opisana w drugim tomie wspomnien. Nasz bohater zidentyfikowal owczesnego premiara Jozefa Oleksego jako pracownika Agentury Wywiadu Operacyjnego PRL oraz agenta KGB i FSB. Ta niedyskrecja nie spowodowala wiekszych klopotow Oleksemu (ktory stracil jednak stanowisko premiera III RP) ale uczynila Zacharskiego persona non grata w III RP i zmusila go do emigracji z kraju. Fakt, ze obecna elita polityczna jest, jak Zacharski okresla, calkowicie "przezroczysta" dla wywiadu rosyjskiego i amerykanskiego nie poniosl za soba jakichkolwiek konsekwencji. Ci sami ludzie z tymi samymi koneksjami nadal stoja u wladzy natomiast niefortunny "spycatcher" , ktory przejal sie swoja rola musial szukac innego miejsca zamieszkania.

sobota, 19 czerwca 2010

Raport z Warszawy - II

Poruszajac sie po Warszawie z pomoca srodkow transportu miejskiego trudno nie zauwazyc, ze od czasow usprawnien dokonanych przez poprzedniego prezydenta miasta Lecha Kaczynskiego nastapilo pogorszenie jakosci taboru, ktory jak sie wydaje, pamieta lepsze czasy. Praktycznie nie istnieja juz wagony klimatyzowane a kontrola temperatury odbywa sie przez otwieranie okien oraz wywietrznikow na dachu. Tylko nieliczne trasy posiadaja tablice wyswietlajace kiedy nadejdzie najblizszy i dalsze w kolejnosci tramwaje. Wprowadzone za czasow Kaczynskiego wygodne karty uniwersalno-przejazdowe sa obecnie, nie wiadomo po co, wymieniane na nowe obdarzone fotografia posiadacza. Mysle ze celem jest tu zapobierzenie udostepniania karty osobom pobocznym ale to dowodzi desperacji Ojcow Miasta jesli chodzi o stan warszawskiego budzetu. Warszawa zreszta rozrasta sie zupelnie niepotrzebnie wchlaniajac miejscowosci, ktore niegdys byly daleko na obrzezu miasta, i ktore tam tez powinny pozostac jako niezalezne jednostki administracyjne. Wskazuje to  na zupelnie niepotrzebny wzrost populacji, dla ktorej nie ma rozsadnego zastosowania ani zatrudnienia. Polska staje sie coraz bardziej marginesem Europy a moze i swiata. W fatalnym stanie sa bruki. Plyty chodnikowe wymieniono pare lat temu na kostke w nadzieji, ze ta jako element mniejszy bedzie bardziej odporna na nacisk samochodow jezdzacych i parkujacych na chodnikach. Jak sie okazuje bylo to zalozenie mylne. Powstajace nierownosci powoduja gromadzenie wody i utrudniaja poruszanie zwlaszcza, ze sa one takze czesto ozdobione pamiatkami pozostawionymi na nich przez najwiekszego przyjaciela czlowieka. Wina zreszta lezy tutaj po stronie wyprowadzajacych. Psy bowiem sa bardzo mile, przyjazne i wesole co dowodzi, ze sa one traktowane dobrze i lubia swoich wlascicieli. Niestety nie widzialem jeszcze aby ktokolwiek z wyprowadzajacych te pociechy zadal sobie trud sprzatniecia po benjaminku. Musze tez przyznac, ze nie sprzyjaja w utrzymaniu czystosci zawsze pelne pojemniki na smieci oraz trawniki zarosniete chwastami polmetrowej wysokosci. Troche lepiej wyglada sytuacja na Polu Mokotowskim, gdzie przynajmniej trawa jest skoszona a i tu i owdzie sa posadzone jakies kwiaty. Byc moze dzielnica Mokotow bardziej dba o powierzony teren niz Ochota. Pogorszyla sie jakosc pieczywa. Mysle tu zwlaszca o bulkach, ktore zawieraja "spulchnione" jadro, ktore w niczym nie przypomina prawdziwej polskiej bulki. Ostatnio znalazlem wreszcie piekarnie, ktora produkuje jeszcze bulki drozsze ale w starym stylu (bulka "murarska" za 63gr) , tak ze problem ten stal sie mniej dokuczliwy. Nie mniej wspominam czasy kiedy dobrego pieczywa nie trzeba bylo szukac. Byl on dostepny w kazdej piekarni. Podobnie pogorszyla sie jakosc wedlin. Owszem, sa drozsze sklepy np Kredens gdzie jeszcze mozna dostac w miare przyzwoita wedline (szynka "cesarska" 47  PLN/kg = 6.48 USD/lbm, kielbasa "bronowicka" 40 PLN/kg= 5.5 UDS/lbm) ale jeszcze jakes 2 lata temu moglem dostac zupelnie dobra wedline w sklepie na rogu. Swiadczy to nie tylko o spadku jakosci produkcji ale takze o zubozeniu populacji, ktora zapewne poszukuje towarow kierujac sie raczej cena niz jakoscia. W dalszym ciagu jest dosyc niska jakosc obslugi klienta w sklepach i nie tylko. Z zadowoleniem zauwazylem, ze sprzedawcy nauczyli sie juz wydawac reszte nie proszac ciagle by im dac "koncowke" co bylo niegdys prawdziwa plaga. Ale juz nie ma ani miejsca ani ochoty na zapakowanie zakupow w najczesciej zreszta nieistniejace opakowania sklepowe. Owszem mozna kupic torbe w kasie albo zadowolic sie malymi torebkami plastikowymi. Ale o prawdziwej obsludze klienta w stylu amerkanskim nie ma co marzyc. Nieslychanie rozpowszechnione jest zebractwo. Ma ono wiele form. Cyganie czy Rumuni graja, spiewaja i zanudzaja w tramwajach i na Starym Miescie. Rodowite mlodociane Polki napastuja na Krakowskim Przedmiesciu czy na Placu Bankowym pozorujac badania opinii publicznej i wciskajac przechodniom jakies podejrzanej jakosci towary za wygorowana oplata. Spore ilosci zebrakow po prostu siedza i czekaja na zmilowanie na stopniach kosciolow. Wydaje sie, ze ludnosc w swojej masie idzie droga wytyczona przez obecna elite tyle, ze ta ostatnia czeka z czapka w reku na  "co laska" od Dobrego Niemca z Unii. Jednoczesnie cale miasto jest upszczone luksusowymi siedzibami zagranicznych bankow, ktore najwyrazniej robia tu zlote interesy. W jedneym z aktualnych  artykulow internetowego czasopisma "Bibula" przeczytalem o smierci dr. Dariusza Ratajczaka - historyka zatrudnionego niegdys przez Uniwersytet w Opolu. Utracil on ta prace po opublikowaniu broszury czy szeregu artykulow, w ktorych kwestionowal prawdziwosc liczby ofiar zydowskich w obozach zaglady w Polsce. Przynajmniej niektore z tych artykulow sa umieszczone w "Bibule". Wedlug dr. Ratajczaka slynne prysznice oswiencimskie, w ktorych miano gazowac swiezo przywiezionych do obozu zydow nie mialy warunkow ani pojemnosci aby dokonac dziela likwidacji o liczbie podawanej przez oficjalna historie tego zdarzenia. W artykulach D.R. publikowanych w "Bibule" nie znalazlem dostatecznego materialu dowodowego, ktory moglby poprzec tezy S.P. Doktora.
Mysle jednak, ze musza istniec i byc moze sa nawet dostepne, oficjalne niemieckie spisy wiezniow obozow zaglady wraz z ich skladem rasowym i losem finalnym. Zapewne tez istnieja zeznania bylych wiezniow oraz straznikow i administratorow obozow, ktore moglyby wyjasnic ten interesujacy i wazny historycznie problem. Jest oczywiste, ze dr. Ratajczak nie wykazal nalezytej uwagi w zbieraniu dokumentacji naukowej tego, z natury kontrowersyjnego, zagadnienia. Nie mniej zakaz pracy jaki go spotkal narusza takze zasade wolnosci slowa na gruncie akademickim a ostracyzm z jakim go potraktowano dowodzi, ze zasada wolnosci badan i gloszenia ich wynikow jest jeszcze obca polskiemu srodowiskowi naukowemu.

niedziela, 13 czerwca 2010

Na tropie Najlepszego Syna

   Musze przyznac, ze pielgrzymka do Naszej Umeczonej Ojczyzny uzmyslowila mi dobitnie jak daleko oderwalem sie od zdrowego pnia Naszego Wiernego Ludu. Nadchodza wybory prezydenckie a ja przy najszczerszych checiach nie moge znalezc kandydata, ktory posiadalby program i osobowosc warta tego aby zwrocic na niego uwage. W zasadzie mamy osmiu kandydatow, z ktorych jeden , Jaroslaw Kaczynski, posluguje sie haslem "Polska jest najwazniejsza!". Jest to haslo dobre gdyz jednoczesnie mowi o narodowych symptiach kandydata oraz oznajmia, ze pozostali uczestnicy milczaco podpisuja sie pod haslem odwrotnym czyli pod haslem "Polska nie jest najwazniejsza". Jest to znowu stwierdzenie prawdziwe gdyz mamy do czynienia z europejczykami, ktorzy nie proponuja wystapienia z Unii (patrz  http://kandydaci2010.wordpress.com) jako elementu programu powyborczego. Aby zapoznac sie blizej z mysla Braci Kaczynskich nabylem droga kupna ksiazke M. Karnowskiego i P. Zaremby "Alfabet Braci Kaczynskich" prezentujacy dzieje rodziny oraz polityczne perypetie Lecha i Jaroslawa. Jest to obraz uczciwy przedstawiajacy obu bohaterow jako ludzi ostroznych i uczciwych.  Widac to zreszta po wyborze zawodu prawnika. Ten bowiem przyciaga ludzi, ktorzy dobrze pracuja w obrebie pewnego systemu wartosci prawnych. Gorzej jest wtedy gdy trzeba te ramy przekroczyc w interesie sprawiedliwosci.
  Glowny kontender , Bronislaw Komorowski, jest jak sie wydaje wyznawca Sw. Spokoju czyli przekonania, ze niczego zmieniac nie nalezy bo nie wiadomo co moglo by sie wtedy zdarzyc.Ta nowa Sila Spokoju, jak sie wydaje z jego wypowiedzi dla prasy, nie posiada najmniejszego pojecia o tym na czym polega ekonomia kraju, ktoremu zamierza prezydowac. Najwyrazniej az dotad jego polityczna kariera nie wymagala znajomosci roznicy pomiedzy zadluzeniem kraju a bilansem budzetowym i kilku innych pojec ekonomii. Dal on sie takze poznac jako ekolog trapiony troska o to aby wydobywanie gazu ziemnego z lupkow nie zagrozilo wartosciom krajobrazowym Polski. Wsrod kandydatow jest tez L'Enfant terrible polskiej polityki , czyli Janusz Korwin Mikke ( wedlug www.polonica.net znany takze jako Ozjasz Goldberg). Jest to postac ozywiajaca atmosfere dzieki swemu ogolnemu programowi sprowadzenia Panstwa Polskiego do stanu nieistnienia. Niestety w tym dziele zostal on juz wyprzedzony czynem przez  wspomnianych wczesniej kandydatow, ktorzy tworczo powiekszaja rozmiary administracji panstwowych i samorzadowych przy jednoczesnej redukcji ich obowiazkow.
   Lewica stawia na tow. Grzegorza Napieralskiego, ktory jak sie wydaje, ma nadzieje na krotkotrwalosc pamieci elektoratu. Sama bowiem mysl o tym, ze te same sily, ktore przez 45 lat Polski Ludowej/PRL zdolaly nie tylko kilkakrotnie wprowadzic na gospodarcze rafy nawe polskiej panstwowosci aby na zakonczenie okrasc wspolobywateli z majatku nominalnie spolecznego, wydaje sie absurdalna. No ale zyjemy w swiecie surrealistycznym wiec wszystko jest mozliwe.
   Dwoch kandydatow , Bronislaw Komorowski oraz Andrzej Olechowski  (vel. Mosiek Brandwein wg www.polonica.net) ma lub mialo intymne powiazania z aparatem wywiadu PRL i III RP. Osobiscie nie jestem zwolennikiem ludzi, ktorzy uczestniczyli czynnie w funkcjonowaniu aparatu szpiegowskiego. Jest to bowiem czynnosc, ktora ze swojej natury wymaga naduzycia czyjegos zaufania. Jakkolwiek "organa" usiluja owiac swoja dzialalnosc nimbem romantycznej tajemniczosci to w gruncie rzeczy jest to praca brudna i nieuczciwa, do ktorej garna sie ludzie o dosyc specyficznej mentalnosci. Od prezydenta kraju oczekujemy czegos wiecej.
   Stosunkowo najlepszym kandydatem wydaje sie byc Prof. Kornel Morawiecki, fizyk teoretyk oraz zalozyciej Solidarnosci Walczacej- ugrupowania, ktore mi zawsze sie podobalo. Jest to czlowiek, ktory wydaje sie posiadac wystarczajaca inteligencje, wiedze i zdolnosci organizacyjne aby wypelnic funkcje prezydenta. Przerasta w tym o glowe pozostalych kandydatow. Jesli moglby mu cos zarzucic to tylko zbytnie zapatrzenie w swoja rzeczywiscie chwalebna ale i odlegla przeszlosc stanu wojennego. Wyzwania , ktore stoja obecnie przed polska panstwowoscia dotycza roli Polski w Unii i byc moze jej opuszczenia , kwesti odzyskania dawnych Kresow Wschodnich II RP (byc moze w drodze pol-dobrowolnej unii z Ukraina, Litwa i Bialorusia) oraz uzdrowienia ekonomicznej sytuacji kraju.
   Pozostali kandydaci (Marek Jurek, Boguslaw Zientek, Waldemar Pawlak czy Andrzej Lepper) wydaja mi sie intelektualnie bezbarwni i pozbawieni wizji Naszej Umeczonej Ojczyzny i to zarowno pod wzgledem Naszej jak i pod wzgledem Umeczonej. .


piątek, 11 czerwca 2010

O tym jak wazna jest stosowna atmosfera...



Wracajac na moment do problemu naszego szczesliwego losowania w Kosmicznym Monopolu Loteryjnym chcialbym zwrocic tez uwage na fakt, ze samo umiejscowienie planety takiej jak Ziemia w stosownej odleglosci od Slonca nie zalatwia jeszcze sprawy mozliwosci powstania na niej zycia. Niemal kolowa orbita i stosowna doza energii slonecznej sa warunkiem koniecznym ale nie dostatecznym aby moglo powstanc na tej planecie zycie. W chwili obecnej nie wiadomo wlasciwie w jaki sposob powstal uklad planetarny wokol Slonca i dlaczego planety ulokowane sa na tych orbitach, na ktorych je znajdujemy. Wiekszosc muzeow geologii czy planetologii podaje dwie mozliwosci generacji planet. Pierwsza to hipoteza (mokra), ze w odleglej przeszlosci (okolo 5 mld lat temu) blisko Slonca przeszedl jakis inny masywny obiekt astronomiczny, ktory wyrwal z jego "ciala" znaczna ilosc materii  (mowimy wiec wlasciwie o nieelastycznym zderzeniu  obiektu X ze Sloncem traktowanym jako plyn plazmowy) . Wyrwana masa  poczela sie kondensowac w mniejsze obiekty a bedac wlasciwie ciecza  skondensowala sie w kropelki, ktore po schlodzeniu przez promieniowanie staly sie planetami.  Druga hipoteza (sucha) mowi, ze planety powstaly w wyniku kondensacji pylu kosmicznego czyli w wyniku procesu podobnego do krystalizacji w nasyconym roztworze. Ze wzgledu na to, ze sily grawitacyjne sa silami przyciagajacymi nie jest wykluczone, ze taka kondensacja pylu mogla nastapic ( no ale skad ten pyl?). Nie mniej zadna z tych hipotez nie wyjasnia wszystkich cech naszego ukladu planetarnego ani tez nie mowi dlaczego orbity planet maja te a nie inne parametry. Uklad planetarny jest ukladem zwiazanym, w zasadzie podobnym do ukladow atom - elektrony (model Bohra  atomu opieral sie na tej analogii), i mozna by oczekiwac, ze i tu bedziemy mieli jakies stacjonarne orbity. Oczywiscie rozne masy planet powoduja komplikacje, ktorych nie ma w przypadku oddzialywania elektronu z jadrem. Nie mniej wydawalo by sie, ze powinnismy obserwowac jakies prawidlowosci w rozmieszczeniu planet na orbitach. Popularne prawidlo Titus-Bode'a (patrz Wikipedia) , chociaz nie sprawdza sie najlepiej dla planet odleglych sugeruje, ze mozna znalezc pewna prawidlowosc jesli chodzi o srednie oddalenia planet od Slonca. Zgodnie z ta regula kolejne promienie orbit tworza postep geometryczny.  Nieco dokladniejsze przewidywania sa oparte na zalozeniu, ze srednie promienie orbit znajduja sie w relacji takiej jak kolejne wyrazy ciagu Fibonacciego (1,2,3,5,8,...,144). Istotnie jesli przedstawimy na rysunku srednie odleglosci (w jednostkach sredniego promienia orbity Merkurego) jako funkcje kolejnych wyrazow ciagu to z wyjatkiem Plutona, Erisa oraz Saturna pozostale planety leza na prostej z bardzo dobra dokladnoscia. Jak sie wydaje brak jest jednej planety (planetoidu) odpowiadajacego osmemu wyrazowi ciagu czyli obiektowi, ktory powinien sie znalezc pomiedzy Saturnem a Uranem. Byc moze ten deficyt oraz odchylenia planet o wzglednie niskiej gestosci byly spowodowane interwencja jakiegos obiektu niezwiazanego czyli rozpraszaniu na naszym ukladzie planetarnym ktory zdarzyl sie w odleglej przeszlosci. Moze to byc tez efekt interwencji planety badz gwiazdy Nemesis, co do ktorej istnieje hipoteza, ze nawiedza ona nasz uklad planetarny co okolo 24 miliony lat i jest powodem wielkich periodycznych zniszczen ziemskiej biosfery (tzw wielkich wymarc). Nie mniej, jak dotad brak jest teoretycznych podstaw wyjasniajacych obserwowane prawidlowosci na bardziej racjonalnej podstawie niz sama analiza danych astronomicznych.  Obliczenia wykonane przez lorda Kelvina a zmierzajace do okreslenia czasu istnienia Ziemi na podstawie szybkosci schlodzenia poczatkowo goracej materii slonecznej (okolo 6000 stop.) dowodza, ze Nasza Droga Planeta nie jest biernie chlodzonym obiektem, ktorego temperatura maleje od 4.5 mld lat,  ale ze posiada ona wlasne wewnetrzne zrodlo energii zapewne pochodzenia radioaktywnego chociaz istnieja tez hipotezy, ze siedzimy jak rosyjscy chlopi na piecu, ktorym jest naturalny stos atomowy umieszczony w jadrze Ziemi. Obie hipotezy powstania Ziemi i innych planet Ukladu Slonecznego mowia jednak, ze poczatkowy etap ich formowania byl goracy. Wysoka temperatura planet spowodowala sterylizacje jej powierzchni.  Dopiero z uplywem czasu osiagnely one aktualne temperatury. Powstaje zatem pytanie w jaki sposob znalazla sie na Ziemi woda i tlen i dlaczego jedne planety posiadaja atmosfere  (w tym Ziemia atmosfere sprzyjajaca rozwojowi zycia) a inne sa jej pozbawione. Mozemy tu od razu pominac planety odlegle poczawszy od Jupitera gdyz niska temperatura (165K i nizej) wyklucza istnienia tam srodowiska plynnego innego niz skroplone gazy w rodzaju cieklego wodoru czy amoniaku. Dla pozostalych planet istotnym czynnikiem decydujacym o skladzie atmosfery i o mozliwosci jej utrzymania jest masa planety oraz jej promien. Sila przyciagania grawitacyjnego planety musi byc wystarczajaca aby atomy czy molekuly gazow tworzacych atmosfere nie mogly uciec w przestrzen kosmiczna. To czy molekula gazu bedzie w stanie opuscic atmosfere zalezy naturalnie takze od masy atomowej lub czasteczkowej gazu. Gazy lzejsze latwiej wymkna sie z atmosfery niz gazy ciezsze. W wyniku nastapi pewna restrukturyzacja skladu atmosfery w porownaniu ze stanem wyjsciowym.  Ocena ilosci gazow jaki opuszcza planete jest ogolnie dosyc skomplikowana gdyz atmosfera nie jest gazem w stanie rownowagi termodynamicznej a procesy jonizacji oraz ruchu jonow w polu magnetycznym planety (tam gdzie taki wystepuje) dodatkowo utrudniaja zadanie.  Z grubsza mozemy jednak oszacowac tak zwana druga predkosc kosmiczna dla planety o masie M i promieniu R (grubosc atmosfery pomijamy) jesli zauwazymy, ze warunkiem koniecznym aby czastka gazu o masie m mogla opuscic atmosfere jest warunek aby energia kinetyczna czastki byla co najmniej rowna jej energii potencjalnej w polu grawitacyjnym planety. Z tej zaleznosci wynika nastepujacy wzor na druga predkosc kosmiczna:

v = (2 GM /R)^(1/2)

gdzie G to stala grawitacji , M masa planety a R to jej promien. Oczywiscie czasteczki gazu w atmosferze maja pewien rozklad predkosci w przyblizeniu opisany rozkladem Maxwella. Najwieksza liczba czastek gazu bedzie posiadala predkosci bliskie sredniej predkosci termicznej . Dla czastki o masie m ta predkosc dana jest wzorem

w = (2 kT/m)^(1/2)

gdzie k jest stala Boltzmanna a m masa czastki gazu. Jesli predkosc termiczna w bedzie wieksza lub bliska drugiej predkosci kosmicznej to dany skladnik atmosfery zostanie szybko usuniety do przestrzeni kosmicznej.  Oznacza to, przy temperaturze wiekszej od  T(min) = GMm/(R k)  atmosfera bedzie tracic skladnik o masie czastki m.  Jesli temperatura jest nizsza to dany skladnik pozostanie w atmosferze. Temperatura okreslona wzorem danym wyzej (tj. T(min)) mozemy nazwac temperatura kosmicznego  odparowania.  Jest to temperatura przy ktorej atomowy wodor zacznie byc usuwany ze skladu atmosfery w wyniku ucieczki w przestrzen kosmiczna. Dla innych gazow tempertura ta bedzie stosownie wyzsza (mnoznik to kilogram-mol danego gazu). Wyniki podsumowane sa w tabeli na planszy drugiej. Jak widzimy, w chwili obecnej planety o gestosci zblizonej do gestosci Ziemi maja atmosfery stabilne gdyz temperatury ucieczki obliczone dla kazdej z nich znacznie przewyzszaja srednie temperatury ich powierzchni. Nie mniej, mimo, ze gestosc materialu tych planet jest zblizona i mozna oczekiwac, ze pojawily sie one mniej wiecej w tym samym czasie w slonecznym ukladzie planetarnym to znowu Ziemia jest cudownym wyjatkiem jesli chodzi o sklad atmosfery. Wenus i Mars maja atmosfery zlozone glownie z dwutlenku wegla i azotu. Natomiast na Ziemi glownymi skladnikami atmosfery sa azot i tlen. Ziemia jest takze jedyna planeta, na ktorej woda wystepuje w olbrzymich ilosciach. Mozna podejrzewac, ze we wczesnym okresie rozwoju planetarnego woda a raczej para wodna ulegla fotodysocjacji pod wplywem promieniowania ultrafioletowego ze Slonca co spowodowalo powstanie wolnego tlenu i wodoru. Przy wyzszej sredniej temperaturze powierzchni wodor mogl uciec w przestrzen kosmiczna a ciezszy tlen pozostal wzbogacajac atmosfere w skladnik niezbedny do oddychania. Duze ilosci wody zapewne posluzyly tez do absorpcji dwutlenku wegla. Najwyrazniej acz z niewiadomych powodow takie ilosci wody nie pojawily sie nigdy na innych planetach ukladu slonecznego. Dlaczego nasza Ziemia byla tak uprzywilejowana oraz skad wziely sie na niej takie ilosci wody jakie obecnie wystepuja nie wiadomo. Byl to znowu uniklany krok w kierunku umozliwienia powstania biosfery na tej planecie. Krok, ktory tak jak i wyroznione polozenie Ziemi, jest malo prawdopodobny by powtorzyl sie gdziekolwiek w Kosmosie. Znaczenie posiadania trwalej atmosfery wynika z jej roli jako plaszcza termicznego, przeciwdzialajacego gwaltownym skokom temperatury powierzchni w czasie doby oraz z tego, ze sluzy ona jako warstwa oslonowa chroniaca powierzchnie planety przed szkodliwym promieniowaniem slonecznym i kosmicznym.  Powierzchnie planet naszego ukladu sa bowiem napromieniowane w sposob ciagly przez strumienie czastek korpuskularnych oraz kwantow wysoko energetycznego promieniowania elektromagnetycznego. Promieniowanie to pochodzi zarowno z odleglych sektorow naszej Galaktyki jak i z podstawowego zrodla energii ukladu jakim jest Slonce. Promieniowanie kosmiczne stanowia glownie protony, czastki alfa oraz w mniejszym stopniu elektrony i jadra pierwiastkow ciezszych. Energia tych czastek jest rzedu kilku GeV co odpowiada predkosciom bliskim szybkosci swiatla. Drugim zrodlem promieniowania korpuskularnego jest tak zwany "wiatr sloneczny" czyli rozszerzona korona sloneczna, ktorej zasieg obejmuje nasz caly uklad planetarny. Jest to w zasadzie strumien plazmy skladajacy sie z elektronow i protonow o predkosci rzedu kilkuset kilometrow na sekunde. Slonce jest tez glownym zrodlem promieniowania gamma, promieniowania roentgenowskiego oraz promieniowania ultrafioletowego. Wszystkie te typy promieniowania, ze wzgledu na wysoka energie jego nosnikow, sa szkodliwe dla trwalosci biopolimerow i innych duzych molekul organicznych. Inaczej mowiac promieniowanie padajace na planety z Kosmosu i Slonca ma wlasnosci sterylizujace. Szczesliwym trafem grubosc i sklad chemiczny atmosfery ziemskiej sa, oczywiscie calkiem przypadkowo  takie, ze oslania ona skutecznie powierzchnie Ziemi pozwalajac na rozwoj biosfery.
Promieniowanie gamma, X oraz daleki ultrafiolet sa pochlaniane w gornych warstwach atmosfery glownie przez czasteczki tlenu , ozonu i azotu. Jest to dobra wiadomosc gdyz promieniownie wysokoenergetyczne jest czynnikiem mutacyjnym powodujacym uszkodzenia kodu genetycznego. Tlen oraz ozon sa glownymi pochlaniczami promieniowania ultrafioletowego, Bez ich obecnosci trudno sobie wyobrazic powstanie i istnienie na powierzchni Ziemi wielkich biopolimerow gdyz promieniowanie to prowadziloby do ich fotolizy. Nieco nizej a atmosferze absorbowane jest promieniowanie podczerwone (termiczne), ktore jest pochlaniane przez molekuly pary wodnej, dwutlenku wegla i ozonu. To wlasnie obecnosci tych tak zwanych gazow cieplarnianych zawdzieczamy to, ze powierzchnia Ziemi nie przypomina wnetrza kuchenki mikrofalowej a dzien a wnetrza zamrazarki noca. Jak wiadomo, czasteczki maja wlasnosc pochlaniania promieniowania o tej samej dlugosci fali jaka same wysylaja. Stad wynika znaczenie obecnosci pary wodnej, dwutlenku wegla i ozonu, ktore absorbuja silnie fale elektromagnetyczne o dlugosciach w zakresie od 6 do 60 mikronow obejmujacego zakres podczerwieni. Planeta, ktora by nie posiadala w swojej atmosferze tych gazow, z ktorymi tak walczymy obecnie, nie bylaby w stanie utworzyc biosfery na swojej powierzchni nawet wtedy gdyby pozwalala jej na to srednia tempertura. Glownym gazem cieplarnianym odpowiedzialnym za 95% efektu cieplarnianego jest zwyczajna para wodna . Na drugim miejscu jest istotnie dwutlenek wegla odpowiedzialny za okolo 3.6% efektu. Z tej ilosci jednak tylko 0.12% jest wynikiem przemyslowej dzialalnosci czlowieka. Pozostaly wklad jest naturalnym produktem srodowiska. Ostatni wybuch wulkanu w Islandii dostarczyl zapewne wiecej dwutlenku wegla do atmosfery  niz cala produkcja przemyslowa poczynajac od okresu kamienia lupanego.  Dlatego nie przejmujmy sie nadmiernie namowami politykow aby odejsc od paliw tradycyjnych i zastapic je zrodlami odnawialnymi (patrz tez http://bobolowisko.blogspot.com/2010/03/efekt-cieplarniany-raz-jeszcze.html). Oczywiscie oszczednosc jest cnota a paliw kopalnych nie przybywa . Nie mniej obecny trend ekologiczny ma wszystkie cechy owczego pedu.
Na ale aby nie zanudzac Szanownych i Cierpliwych Czytelnikow wspomne tylko, ze Dobry Inzynier nie zapomnial takze o dodatkowym zabezpieczeniu przed promieniowaniem kosmicznym w formie ziemskiego pola magnetycznego. Ta najwieksza zagadka XX wieku, jak ja okreslil swego czasu Einstein, dostarcza takze srodka dla okresowego oczyszczania  Ziemi badz wprowadzenia na nia czynnika mutacjogennego.
No ale to juz jest zupelnie inna historia (R. Kipling).

niedziela, 6 czerwca 2010

Raport z Warszawy

 Udalem sie dzisiaj na uroczystosc beatyfikacji s.p. ksiedza Jerzego Popieluszki. Uroczystosc rozpoczela sie na placu Pilsudskiego (dawniej pl. Zwyciestwa) w poblizu Krakowskiego Przedmiescia. Przybyly na nia tlumy warszawiakow i gosci z calej Polski co spowodowalo powazne zaburzenie komunikacji miejskiej. W efekcie cala droge powrotna ze Starego Miasta na Ochote musialem przebyc o wlasnych silach co ze wzgledu na upal bylo dosyc meczace. Trzeba przyznac, ze organizacja tlumow byla bardzo dobra i wierni gdzies kolo godziny 14 wyruszyli dalej z pielgrzymka w formie procesji do Wilanowa gdzie mialo odbyc sie zakonczenie uroczystosci. Niewatpliwie Szanowny Meczennik zaslugiwal w pelni na uznanie jakiego doznal od Wiernego Narodu ja jednak nie bedac z natury sentymentalny pomyslalem tylko ze po 20 latach rzadow podobno wolnej Polski w dalszym ciagu nie wiadomo, kto wlasciwie wydal rozkaz likwidacji niewygodnego ksiedza a co wiecej jakos nic tez nie slychac aby IPN czy inne organa sprawiedliwosci czynily jakies wysilki aby poznac owego tajemniczego zleceniodawca. Nic tez nie slychac aby poznanie tej prawdy nurtowalo kierownictwo Kosciola. Haslem Wielebnego Ksiedza bylo: " Dobrem Zlo zwyciezaj!" co jednak nie powinno byc wezwaniem do utrzymywania anonimowosci sprawcy. W koncu musimy wiedziec komu Nasz Swiety Kosciol Katolicki winien jest wybaczenie!  Sami sprawcy zamachu sa juz od dawna na wolnosci i zapewne ciesza sie powazaniem winnym ludziom, ktorzy nie tylko wykonali zlecone zadanie ale takze potrafili utrzymac jezyk za zebami. Tak wiec sprawa blog. ks. Popieluszki dolaczyla do listy dziwnie niewyjasnionych spraw o podlozu politycznym jakie trapia do dzisiaj III RP.W dzisiejszej "Bibule" ( http://www.bibula.com/?p=22594 )
pojawilo sie tez interesujace podsumowanie tego co obecnie wiadomo o rzekomo nieszczesliwym wypadku prezydenckiego samolotu. Jak sie wydaje i w tym przypadku poznanie prawdy nie jest glowna troska osob zajmujacych sie dochodzeniem. Niestety Nasza Umeczona Ojczyzna coraz bardziej przypomina panstwa ( ktore, jak sloneczna Italia czy USA, sa rzadzone przez systemy mafijne pozostajace poza jakakolwiek kontrola prawna czy spoleczna.

sobota, 5 czerwca 2010

W tej sytuacji trudnej kazdy gdzies sobie lezy... (Boy)

 Znajomi zirytowani moimi polajankami ekonomicznymi ( http://bobolowisko.blogspot.com/2010/04/o-tym-jak-wyglada-polska-ekonomia-w.html ) pytaja mnie ironicznie co moglbym zalecic Naszemu Szanownemu Rzadowi aby naprawieniu ulegla oplakana sytuacja gospodarcza Naszej Umeczonej Ojczyzny. Niestety, nie znam nikogo z aktualnej elity politycznej, ktoremu moglbym zwrocic uwage na moja analize sytuacji. Jest ona co prawda powszechnie dostepna na bobolowisku i od czasu do czasu sygnalizowana na blogu Red. Passenta w "Polityce" ale jak dotad nic nie swiadczy o tym aby ktokolwiek z Naszych Szanownych Decydentow z nia sie zapoznal. W dodatku ja sam ograniczam sie na ogol do analizy sytuacji w oparciu o oficjalne dane GUS-u czy NBP. Czy sa to dane prawdziwe i jaka jest metodologia ich pozyskiwania to jest zupelnie inna sprawa. Przeprowadzenie  analizy danych pod wzgledem ich wiarygodnosci jest zajeciem przekraczajacym mozliwosci samotnego emeryta. Istnieja obecnie cale instytuty ekonomiczne i organa panstwowe, ktore zapewne moglyby sie podjac takiej pracy. Nie jest jednak wcale pewne czy organa te sa istotnie zainteresowane w jej podjeciu. I tu wlasnie docieramy do sedna sprawy. Zauwazmy bowiem, ze gdy ktokolwiek prosi nas o rade w przedsiewzieciu, ktore od lat kuleje, to niedopowiedzianym ale waznym podtekstem takiej prosby jest zadanie aby rady zmierzajace do poprawy sytuacji nie wymagaly zmiany dominujacego do chwili obecnej nastawienia psychicznego decydentow. Tak wiec jesli ktos pyta mnie o to co nalezaloby zrobic aby naprawic stan ekonomii polskiej to musi sie liczyc z tym, ze wiekszosc jesli nie wszystkie porady jakich udziele beda sprzeczne z interesami wlasnymi obecnej ekipy rzadzacej, z interesami Unii Europejskiej i umowami jakie Polske zobowiazuja jako jej czlonka oraz z dominujacym obecnie trendem globalizacyjnym swiatowej mysli ekonomicznej. Jesli chcemy uniknac badz zlagodzic skutki katastrofy to pierwszym krokiem w tym kierunku jest zaprzestanie postepowania, ktore nas do niej doprowadzilo. To zas wymaga zdyskredytowania ludzi, ktorzy doprowadzili do owej niebezpiecznej sytuacji, a ktorzy obecnie nadal znajduja sie przy wladzy. Jak wykazuje historia tego typu naprawy w "polowie drogi" na ogol nie mogly byc przeprowadzone z tego powodu, ze ludzie ktorzy mogli cos zmienic byli zywotnie zainteresowaniu w utrzymaniu status quo a i szeroko rozumiane masy wyborcze przystosowaly sie do sytuacji takiej jaka jest i uwazaly wszelkie zmiany za sposob przerzucenia na nie ciezarow reformy . Zeby nie byc goloslownym przytocze tu przyklady wprowadzenia "norm technicznie uzasadnionych " Jaszczuka za czasow Gomulki czy "szukanie rezerw" za czasow Gierka.Obie proby skonczyly sie niepowodzeniem glownie ze wzgledu na opor elektoratu. Dlatego rezimy z reguly nie sa zdolne do wprowadzenia w pore korekty w trakcie swojej dzialanosci i dopiero gdy nastapi "skandal" w postaci rewolucji, zamieszek lub zamachu stanu mozna miec nadzieje na zmiane sytuacji. W obecnej chwili nie ma najmniejszej szansy na to aby zapobiec zblizajacej sie wielkimi krokami katastrofie gospodarczej. Wszystkie bowiem wystepujace na scenie politycznej partie sa w rownym stopni winne doprowadzenia do stanu krytycznego i wybor kandydata PiS czy PO w wyborach prezydenckich nie bedzie mial najmniejszego znaczenia. Niestety polskim godlem narodowym powinien byc zamiast bialego orla bialy strus trzymajacy glowe gleboko wbita w piasek. Dlatego do czasu gdy Bobola zostanie powolany do rzadu jako gospodarczy dyktator przedstawie tylko w zarysach to co uwazam, ze powinno byc wprowadzone. Po pierwsze uwazam, ze powinny zostac uporzadkowane finanse publiczne przez wprowadzenie konstytucyjnego obowiazku bilansowania budzetu. W tym celu radzilbym pojsc w slady Grabskiego i wprowadzic pare monopoli panstwowych (np spirytusowy, loteryjny czy zapalczany) dla wzmocnienia dochodow poza-podatkowych panstwa. Nalezaloby tez przylozyc wieksza troske do rygorystycznego sciagania podatkow juz obowiazujacych oraz zniesc wszelkie istniejace ulgi podatkowe w stosunku przedsiebiorstw i bankow. Radzilbym takze zaprzestania wyprzedazy przedsiebiorstw panstwowych stosujac zamiast tego albo wynajecie fachowcow (rzadcow) do ich prowadzenia albo oddanie ich w dzierzawe osobom prywatnym. Jesli okaze sie, ze reformy te przyniosa przewage dochodow nad rozchodami to proponowalbym zbilansowanie budzetu przez obnizke podatkow od wynagrodzen. Radzilbym takze dokonanie dewaluacji PLN do poziomu 5 PLN= 1 USD  (jest to relacja odpowiadajaca stosunkowi walut w okresie koncowym II RP) i po uzyskaniu tego poziomu wprowadzenie Uniwersalnej Protezy Zlotego Standartu Waluty (patrz http://bobolowisko.blogspot.com/2010/02/uniwersalna-proteza-zlotego-standardu.html). Po drugie uwazam, ze nalezy dazyc do rozwoju polskiego przemyslu towarow o wysokim stopniu poziomu technicznego. Mysle tu zwlaszca o przemysle samochodowym i lotniczym oraz o przemysle zbrojeniowym. W obecnej chwili wedlug GUSu naszymi glownymi artykulami eksportowymi sa meble oraz zywnosc a glownymi importerami sa Niemcy i Francja. Inaczej mowiac jestesmy folwarkiem i rzemieslnikiem Zachodniej Europy. Nie podwazajac znaczenia zoladka i wylegiwania sie na kanapie chcialbym jednak widziec Nasza Umeczona Ojczyzne na nieco wyzszym poziomi technologicznym niz poziom skansenu Europy. Sprobujmy chociaz wziasc przyklad z Korei Pld, ktora w 1960 roku nie miala ani jednej wlasnej marki samochodow a obecnie zalewa rynki swiatowe swoimi produktami zupelnie dobrej jakosci (np Hundai, KIA) i w przystepnych cenach. Uwazam takze, ze powinnismy przywiazac wieksza wage do ochrony rynku wewnetrznego przed inwazja towarow importowanych (np w drodze barier celnych badz Uniwersalnej Protezy Pelnego Zatrudnienia  patrz http://bobolowisko.blogspot.com/2010/03/uniwersalna-proteza-powszechnego.html ). To powinno byc motorem zbilansowania handlu zagranicznego oraz otwarcia miejsc pracy dla ciagle nadmiernie rosnacej liczby obywateli.  Wreszcie uwazam, ze powinnismy ograniczyc liczbe urzednikow panstwowych oraz parlamentarzystow. W chwili obecnej wiekszosc ustaw i tak przychodzi do nas decyzja Unii wiec sejm czy senat maja znaczenie coraz mniejsze jesli chodzi o funkcjonowanie panstwa polskiego. W dodatku nie moge sobie przypomniec aby kiedykolwiek w zyciu przydal mi sie polityk, ktory kandydowal z mojego okregu wyborczego.Nalezaloby moim zdaniem pozostawic jakis kadlubowy parlament o wielkosci wynoszacej 1/3 stanu obecnego i o mocno zredukowanym uposazeniu. Nie tak dawno tragiczny wypadek zredukowal liczbe najwyzej polozonych urzednikow panstwowych bez zadnego uszczerbku dla dzialalnosci machiny panstwowej. Powinnismy to potraktowac jako konstruktywna sugestie Najwyzszego w kierunku redukcji wielkosci klasy rzadzacej czyli slynnych swinek Orwella. Wreszcie radzilbym zamknac gielde aby skonczyc z generacja kapitalu spekulacyjnego nie zwiazanego bezposrednio z jakoscia i wielkoscia produkcji firm. Nie oznacza to koniecznosci zakonczenia akcjonariatu publicznego. Akcje firm powinny byc nadal dostepne do zakupu bezposrednio w firmach a ich ceny powinny byc zwiazane z oczekiwanymi wynikami ekonomicznymi przedsiebiorstw.

czwartek, 3 czerwca 2010

Los wygrany na loterii zycia...

Niekiedy zdarza mi sie rozmawiac z moimi mlodszymi znajomymi na temat rozpowszechnienia zycia w Kosmosie. Sa to na ogol rozmowy inspirowane uprzednia lektura czasopism takich jak Scientific American czy Discovery albo obejrzeniem ktoregos z programow popularno naukowych (np Nova) w telewizji. Moi znajomi sa ludzmi wyksztalconymi chociaz moze niekonieczne specjalistami z dziedziny astronomii czy fizyki planetarnej. Sa tez entuzjastami powiesci popularno naukowych (np Lema) i w zwiazku z tym traktuja cakiem powaznie petajace sie w "masowej wyobrazni" idee o powszechnosci zycia we wszechswiecie oraz nadchodzacej ery ekspansji ziemskiej cywilizacji na planety uklady slonecznego a moze i dalej w poszukiwaniu przestrzeni zyciowej i surowcow, ktore ulegaja stopniowemu wyczerpaniu na naszej planecie. Kiedy zwracam uwage, ze szanse napotkania zycia w Kosmosie sa znikome a nasza cywilizacja najprawdopodobniej  nigdy nie osiagnie poziomu pozwalajacego na zasiedlenie innych planet patrza na mnie jak na starego ramola, ktory dawno juz zerwal kontakt z poziomem wspolczesnej cywilizacji technicznej co widac zreszta jasno po tym, ze nie ogladam telewizji i posluguje sie wylacznie najprostszymi telefonami. Tymczasem mimo niewatpliwego zramolenia moje watpliwosci nie sa pozbawione racjonalnych podstaw co postaram sie ponizej uzasadnic. Kwestia oszacowania liczby mozliwych cywilizacji na Drodze Mlecznej zajmuje sie wzor zaproponowany przez Franka Drake' a, ktory jest prostym iloczynem liczby gwiazd w galaktyce przez prawdopodobienstwa zdarzen sprzyjajacych powstaniu zycia na poziomie pozwalajacym na miedzygwiezdna sygnalizacje swojego istnienia. Sam wzor, ktory jest tez racja istnienia Instytutu SETI (Search for Extraterrestial Inteliigence), jest prosty ale znalezienie wchodzacych w jego sklad prawdopodobienstw proste nie jest. Liczba gwiazd na Drodze Mlecznej jest oszacowana na okolo 100 miliardow. Przy tak znacznej liczbie gwiazd wydaje sie mozliwe, ze przynajmniej niektore z nich beda mialy planete pozwalajaca na rozwoj zycia. Ostatnie wyniki badan astronomicznych pozwolily na stwierdzenie istnienia poza-slonecznych systemow planetarnych. Nie mniej tylko bardzo niewielka liczba gwiazd spelnia warunki pozwalajace na powstanie i rozwoj biosfery na jednej z tych planet. Na to aby gwiazda nadawala sie na system energetyczny ukladu planetarnego z perspektywa na powstanie zycia musi miec ona cechy, ktorych wymagamy na Ziemi od kazdego dobrego zrodla zasilania: stabilnosc i dlugowiecznosc. Zrodlem energii gwiezdnej jest termojadrowa synteza jader pierwiastkow lekkich. Jest to tak zwany cykl glowny energetycznej ewolucji gwiazdy. Na tym etapie rozwoju role paliwa pelnia protony. Ich duza liczba powoduje, ze emisja energii w postaci promieniowania elektromagnetycznego jest wzglednie stabilna co daje szanse na  biogeneze na jednej  z otaczajacych gwiazde planet. Czas przez ktory gwiazda pozostaje w ciagu glownym zalezy od jej masy gdyz od niej zalezy szybkosc z jaka przebiegaja w niej reakcje termojadrowe. Nasze Slonce pozostaje w cyklu glownym od okolo 4.5 miliarda lat i pozostanie w nim zapewne jeszcze nastepne 6 miliardow lat. Jest to wiadomosc dobra bo na przyklad gwiazda o masie dwukrotnie wiekszej niz Slonce spedzi w cyklu glownym tylko okolo miliarda lat co moze nie byc czasem dostatecznym dla rozwoju zycia rozumnego. Gwiazdy lzejsze beda mialy dluzszy cykl glowny. Na przyklad gwiazda o masie rownej polowie masy Slonca moze przebywac w cyklu glownym az 100 miliardow lat. Niestety jednak gwiazdy lzejsze emituja tez i  mniej energii. To zas wymaga by planeta , na ktorej mogloby powstac zycie, byla ulokowana stosunkowo blisko "gwiezdnego pieca". Taka bliskosc zas grozi sterylizacja ze wzgledu na intensywnosc promieniowania krotkofalowego. Dotykamy tu bowiem waznego ograniczenia mozliwosci powstania zycia wynikajacego z tego, ze orbita planety musi sie znajdowac w sterfie Komfortu Planetarnego czyli w takiej odleglosci od gwiazdy, ze zakres zmiennosci temperatur na powierzchni planety pozwalalby na powstanie i kontynuacje istnienia wielkich molekul organicznych, ktorych obecnosc jest kluczowa dla mozliwosci istnienia zycia. Jesli  temperatura powierzchni planety jest zbyt wysoka nie jest mozliwe powstanie biopolimerow, ktore sa srodkiem przekazu informacji genetycznej. Nawet gdyby bowiem powstaly one samorzutnie (a ich powstanie w ten sposob jest niezmiernie malo prawdopodobne) to uleglyby wkrotce dysocjacji termicznej. Mozna zatem zalozyc, ze temperatura na powierzchni planety nie powinna przekraczac  100 stop. Celsjusza albo 373 Kelvinow. Z drugiej strony, jesli sadzic po organizmach istniejacych na Ziemi, to podstawowa role odgrywaja w nich rozmaite roztwory wodne. Podejrzewamy tez, ze srodowisko wodne odegralo istotna role w ewolucji biopolimerow organicznych. Woda stanowi osrodek, w ktorym odbywa sie transport materialow potrzebnych do budowy i funkcjonowania komorek organizmow zywych. Musi ona zatem pozostawac w stanie cieklym gdyz dyfuzja w ciele stalym jest wolna a zamarznieta woda uszkadza komorki w sposob nieodwracalny. Stad srednia temperatura na powierzchni planety nie powinna spasc ponizej 0 stop Celsjusza albo 273 K. To zas oznacza, ze planeta posiada warunki do powstania zycia w stosunkowo niewielkim przedziale srednich temperatur powierzchni. Inaczej mowiec jej odleglosc od gwiazdy centralnej musi lezec w stosunkowo waskim przedziale. W chwili obecnej posiadamy informacje dotyczace srednich temperatur powierzchni planet naszego uklady slonecznego. Sa to dane przyblizone, podawane przez NASA i zawarte, wraz z innymi przydatnymi informacjami, na zalaczonej planszy. Empiryczna zaleznosc sredniej odleglosci planety od Slonca jako funkcja jej sredniej temperatury powierzchni w dzien jest opisana wzorem interpolacyjnym:
r(T) = 1.2145 - 2.53791 x10^8 T^-4 + 8.88706 x 10^6 T^-3 + 133162.0 T^-2
Jako jednostke dlugosci stosujemy dlugosc krotszej osi elipsy Merkurego wynoszaca 0.379 j.a. . Jednostka temperatury jest Kelvin. Orbity cial niebieskich maja postac kola lub elipsy. Ogolnie rzecz biorac interesuja nas wylacznie planety o orbitach kolowych. Nie jest bowiem pozadane aby nastepowaly zbyt duze roznice w odleglosci planety od Slonca. Zauwazmy, ze obecne pory roku sa wywolane obrotem Ziemi po orbicie niemal-kolowej w plaszczyznie ekliptyki przy nachyleniu osi obrotu w stosunku do tej plaszczyzny o okolo 11 stop.. To drobne nachylenie powoduje zmiane por roku na obu polkulach planety w granicach, do ktorych dostosowujemy sie z pewna trudnoscia. Wieksze odchylenia w odleglosci od zrodla energii slonecznej powodowalyby okresowe przegrzania i zamrozenia powierzchni planety, ktore nie pozwalalyby na przetrwanie zycia. Planeta , na ktorej moze powstac zycie musi wiec poruszc sie po orbicie kolowej. W naszym Ukladzie Slonecznym tylko Merkury i Pluton maja orbity eliptyczne. Orbity pozostalych planet sa niemal-kolowe. Z wzoru interpolacyjnego podanego wyzej wynika, ze strefa komfortu planetarnego naszego ukladu znajduje sie pomiedzy wspolsrodkowymi kulami o promieniach r(253)=3.78 oraz r(373)=2.33. Prawdopodobienstwo tego, ze planeta, na ktorej powstanie zycie ( w naszym Ukladzie Slonecznym) uformuje sie wlasnie w tym wycinku objetosci mozna oszacowac jesli przyjmiemy, ze nasz Uklad Sloneczny posiada skonczona objetosc . Za promien Ukladu Slonecznego mozemy przyjac tak zwany promien Roche'a  wynoszacy 260 000 j.a. (j.a. czyli jednostka astronomiczna jest to promien orbity ziemskiej). W jednostkach, ktore ja uzywam czyli w promieniach orbity Merkurego  promien Roche wynosi  671835. Promien Roche wyznacza granice, poza ktora wplywy innych obiektow grawitacyjnych naszej Galaktyki przewazaja nad wplywami Slonca w oddzialywaniu z planeta Ukladu Slonecznego. Jest to oczywiscie granica umowna gdyz zsieg oddzialywan grawitacyjnych jest nieskonczony. Mozemy jednak posluzyc sie nia dla oszacowania prawdopodobienstwa pojawienia sie w naszym ukladzie planety majacej szanse na wytworzenie zycia. Prawdopodobienstwo to wynosi wiec :
P= [r(253)^3 - r(273)^3]/ R(Roche)^3 = [3.78^3 -2.33^3]/671835^3 = 1.4 x 10^(-16)

Jak wspomnialem wyzej nasza galaktyka zawiera okolo 100 miliardow gwiazd (czyli 10^11 gwiazd). Z nich tylko 4% czyli 4 miliardy ma mase zblizona do masy Slonca czyli posiadajaca czas operacji potrzebny do tego aby mogla powstac w ich otoczeniu planeta z biosfera. Ile wiec planet posiadajacych zycie moze istniec w naszej Galaktyce? Mnozymy 4x10^9 czyli liczbe "uzytecznych " gwiazd przez prawdopodobienstwo  obliczone wyzej: 4x10^9 x 1.4x 10^-16 = 5.6x 10^-7 . A wiec mniej niz jedna! Mozemy sobie pogratulowac! Szansa naszego zaistnienia byla znikoma a jednak wlasnie sie nad nia zastanawiamy.  A przeciez sama lokacja w odpowiednim miejscu to jeszcze nie wszystko. To ze znajdziemy w naszej Galaktyce planete zdolna do podtrzymania zycia graniczy z cudem. Ale sam fakt istnienia takiego obiektu nie oznacza jeszcze, ze moze on sluzyc za siedzibe inteligencji wyzszych. Istnieje wiele innych warunkow, ktore musza byc spelnione aby dogodnie umieszczona planeta nadawala sie do rozwoju zycia biologicznego. Aby jednak nie zanudzac Szanownych Czytelnikow omowie je osobno przy innej okazji. Chwilowo zas chcialbym zwrocic uwage, ze nalezy szanowac to co nam sie psim swedem trafilo i szukac przestrzeni zyciowej raczej na miejscu niz w Kosmosie.


wtorek, 1 czerwca 2010

Druga twarz III Rzeczpospolitej czyli wrazenia z pielgrzymki

Pielgrzymuje obecnie do Naszej Umeczonej Ojczyzny aby zaobserwowac zmiany jakie nieuchronnie przynosi czas i wiosna. Jestem w Warszawie dopiero pare dni wiec wrazenia moje moga byc raczej impresjonistyczne. Nie mniej maja one w sobie ta niezwykla swiezosc jaka wyplywa z poczucia kontrastu miedzy Dzikim Zachodem a Sercem Europy. Co wiec przychodzi na mysl kazdemu, ktory wlasnie ucalowal ziemie ojczysta wychodzac z samolotu lini KLM i dziekujac Najwyzszemu za szczesliwe przebycie chmury pylu wulkanicznego ? Jest nim oczywiscie szok wynikajacy z zagubienia walizki w Amsterdamie poglebiony obserwacja, ze surowy niegdys patrol WOP-u kontrolujacy przejscie graniczne i stemplujacy wizy do paszportow zostal zastapiony przez kilka dlugowlosych, cycatych i calkiem milych panienek ze Sluzby Granicznej. Te szlachetne dziewice,  ubrane w podkoszulki i bufoniaste portki, blakaja sie bez wyraznego celu po terenie dawnej sali odbioru bagazu. Od czasu mojej uprzedniej peregrynacji pogorszyl sie wyraznie stan brukow miejskich gdyz pojawily sie w nich wypaczenia wynikajace z dzialalnosci zywiolow oraz parkowania samochodow. Poprawila sie natomiast czystosc tychze powierzchni co obserwowalem z pewna satysfakcja gdyz swego czasu poswiecilem temu zagadnieniu dluzszy essej. Odchody psie sa w dalszym ciagu z nami ale w zdecydowanie mniejszej ilosci. Nikt jednak nie dba o wyglad miejskiej zieleni. Trawniki porosle sa zbyt wysoka trawa a wiele drzew stoi martwych byc moze ze wzgledu na niezwykle male przestrzenie ziemi pozostawionej wokol nich.Pomazane tez sa te powierzchnie murow, ktore nie sa obsikane przez obywateli i pozostaly zywy inwentarz.  Nasza Ukochana Stolica robi wrazenie duzego miasta prowincjonalnego. Wrazenie to poglebiaja twarze, ktore widze na ulicach, a ktore bardziej pasowalyby do Rypina czy Nowego Targu niz do owego centrum pradawnej kultury slowianskiej jaka powinna byc stolica Polski. Nawet dziewczyny, ktore zawsze byly mocna strona Polski (obok miesa wieprzowego i kwaszonej kapusty), widocznie zostaly wyeksportowane na Zachod pozostawiajac na miejscu tylko odrzuty z eksportu , na ktorych trudno zawiesic oko. Niska jest nadal kultura obslugi klienta w wiekszosci sklepow. Najwyrazniej brak jest zwiazku pomiedzy wynagrodzeniem sprzedawcow a iloscia obsluzonych klientow. Widac to zwlaszcza na poczcie i w bankach gdzie kazdy nieszczesnik, ktory ma tam cos do zalatwienia musi poswiecic sporo czasu. Z przyjemnoscia natomiast notuje poprawe kultury i szybkosci pracy urzednikow w Ratuszu Ochoty, gdzie musialem zalatwic pare spraw. Wprowadzono tam metode obslugowej sali w stylu urzedow amerykanskich co niezmiernie poprawilo komfort zalatwiania klientow. Na ulicach widac tez nazbyt duzo przedstawicieli ras kolorowych oraz okutanych po nos mahometanek. Warto pamietac, ze dzieki rozwaznej polityce imigracyjnej Wielkiego Wodza Narodu Niemieckiego pozbylismy sie w czasie okupacji nadmiernej populacji semickiej ktora, jak to pokazal trafnie Reymont w "Ziemi Obiecanej" (patrz tez film Wajdy pod tym samym tytulem), byla prawdziwa plaga Polski rozbiorowej. Warto by uczynic i teraz  pewien wysilek administracyjny aby przeciwdzialac zasiedlaniu obecnej Polski przez elementy, ktore zawsze beda nam rasowo i kulturowo obce.Ogolnie Warszawa robi wrazenie miasta zywego ale brudnego i zaniedbanego. Odnowione pare lat temu miejsca i budynki zdazyly juz ulec degradacji a te, ktore jak kamienica w ktorej zamieszkuje, nie zostaly poddane reemontowi elewacji przez caly okres PRL-u i 20 lat III RP wygladaja jak pomnik powstania warszawskiego.