wtorek, 24 lutego 2009

Obrazki z zycia wielkiego miasta

Jezdzac po Warszawie tramwajem czy autobusem mam okazje obserwowac krotkie esseje miejskiego zycia- fragmenty rzeczywistosci, ktore nie maja dalszego ciagu gdyz pojazd, w ktorym sie znajduje oddala sie od miejsca obserwacji. Na przyklad dzisiaj jechalem tramwajem ulica Nowowiejska od Politechniki do Pl.Zbawiciela. Po drodze tramwaj zatrzymal sie na chwile na przystanku przy stacji Metro-Politechnika i stal tam chwile dluzej gdyz zatrzymalo go czerwone swiatlo. Wygladajac przez okno spostrzeglem elegancko ubranego starszego pana , ktory trzymajac w jednej rece duzy plastikowy pojemnik na wode (pusty) druga reka , nie okryta rekawiczka, grzebal w okazalym, i jak wszystkie w miescie stolecznym, przepelnionym, cementowym kuble na smieci stojacym przy przystanku. Pomyslalem sobie, ze jest to jeden z tych ekologicznych maniakow, ktorzy usiluja zbierac i recyklizowac odpadki plastikowe. Zauwazylem, ze ow obywatel wyciagnal butelke czy tez raczej opakowanie typu medycznego ze smietnika, ale je zaraz odlozyl. Najwyrazniej szukal czegos innego. Patrzylem z zainteresowaniem gdyz maniaka recyklizacji znalem tez z University of Minnesota. Przemyslny staruszek grzebal dalej i szczesliwie przed odjazdem tramwaju zdazylem zobaczyc co bylo celem jego poszukiwan. Zauwazylem bowiem, ze wyciagnal on ze smieci opakowany w folie kawal bulki czy picy (pizzy), odwinal i zjadal z apetytem. W tym momencie wagon ruszyl i moglem sie tylko zastanawiac dlaczego raczej zamoznie wygladajacy staruszek zostal tym co amerykanie nazywaja dumpster diver (nurek smietnikowy). Czyzby nasi rencisci byli tak slabo wynagradzani za lata ciezkiej pracy, ze musza szukac posilku w odpadkach ulicznych? No ale tramwaj podwiozl mnie nieco dalej, do Pl. Zbawiciela gdzie wysiadlem i udalem sie pieszo w kierunku Pl. Unii Lubelskiej. Przechodzac kolo wejsc do kosciola zauwazylem siedzacego na chodniku mezczyzne w wieku lat okolo 40tu. Przy nim staly oparte na o sciane kosciola kule oraz plastykowa miseczka . Na brzuchu mial on oparty kawalek tektury z wypisana zapewne prosba czy historia wydarzen. Pedzac na spotkanie nie zwrocilem uwagi na tekst tylko wrzucilem zlotowke i oddalilem sie po dosyc zdewastowanym chodniku niegdys waznej ulicy Marszalkowskiej. Zauwazylem jednak, ze w miseczce nie bylo innych monet. Czyzby wierni zapominali o cnocie milosierdzia? Zebractwo zdaje sie byc zreszta dosyc powszechnym zajeciem w Polsce. Najczesciej obserwowalem cyganki, na ogol z maloletnimi dziecmi, obchodzace tramwaje ale jak widac z powyzszych obserwacji paleta potrzebujacych ulegla poszerzeniu.

1 komentarz:

Przemo pisze...

W USA zebracy (i najrozniejsi pracownicy oczekujacy napiwkow) stosuja wyniki badan, mowiace ze ludzie sa sklonni dawac datki, jezeli widza ze inni tez daja. Stad w miseczkach leza dolary i drobne, do ktorych nalezy sie dorzucic. Wlasciciele owych miseczek usuwaja co jakis czas nadmiar datkow, zostawiajac na dnie czesc pieniedzy. Co ciekawe to dziala !

W Umeczonej Ojczyznie natomiast sprawa wyglada inaczej. Datki musza byc przenoszone do kieszeni natychmiast, z obawy przed kradzieza. Pozostawione kilka zlotych w miseczce stanie sie lupem przebiegajacego ulicznika lub tez innego emeryta.

Stad tez ciekawe zjawisko miseczek wypelnionych drobnymi w szletach Paryza, oraz puste miseczki pilnowane przez babcie klozetowe w szaletach Warszawy.