

Po opublikowaniu wpisu z 31 stycznia 2010 dotyczacego praktycznej mozliwosci wprowadzenia zlotego standartu dla PLN (czyli pelnej wymienialnosci zlotowki na zloto) spotkalem sie z wypowiedziami Szanownych Czytelnikow i Rozmowcow, ktore podwazaly realnosc czy celowosc takiej operacji. Jedni wspominali o nieuchronnym przyjeciu euro w ciagu najblizszych lat, inni obawiali sie, ze wszyscy zagraniczni posiadacze zasobow naszej waluty beda sie domagac natychmiastowej ich wymiany na kruszec co uszczupli zasoby polskiego zlota. Osobiscie uwazam, ze wszystkie te problemy mozna pokonac gdyz przed identycznymi stala wiekszosc bankow centralnych panstw przed 1970 rokiem i jakos sobie z nimi radzila. Inna sprawa, ze dla USA utrzymanie pelnej wymienialnosci na zalozonym poziomie okazalo sie w koncu niemozliwe co spowodowalo kryzys lat 1970-1980. Powodem byla tutaj zbyt liberalna polityka pozyczkowa czyli drukowanie dolarow na odbudowe zniszczonej po wojnie Europy oraz na ustawienie kordonu sanitarnego wokol krajow obozu socjalistycznego ze Zwiazkiem Radzieckim na czele. Niemal identyczny rezultat pod wzgledem ekonomicznym jak ten, ktory daje wprowadzenie pelnej wymienialnosci na zloto mozna jednak osiagnac tanszym sposobem jesli zgodzimy sie na rozliczenia wszelkich platnosci (wynagrodzen, inwestycji, pozyczek kapitalu itp) stosujac standard zlota jako punkt odniesienia. Aby wyjasnic o co mi chodzi posluze sie przykladami. Zalozmy, ze jestesmy inzynierem, ktory w roku 2005 zostal przyjety do pracy przez renomowana firme komputerowa z wynagrodzeniem 80 000 USD/rok. W tym czasie przecietna cena uncji zlota wynosila (patrz rysunek) okolo 500USD/oz. Inaczej mowiac nasz bohater posiadal zdolnosc nabywcza rownowazna 160 oz/rok. Jak widac z tego samego rysunku do dnia dzisiejszego czyli przez 5 lat cena uncji zlota wzrosla do 1100 USD/oz czyli przecietnie dewaluacja dolara wynosila ponad 10% rocznie . Jesli wiec nasz inzynier nie dostawal w tym czasie podwyzek czy premii to jego zdolnosc nabywcza (liczona w dolarach z 2005r) spadala systematycznie co roku i wynosila odpowiednio : 80000, 72000, 64800, 58320, 52588 USD/rok . W roku obecnym (2010) zarabia on nadal 80 000USD/rok ale jego zdolnosc nabywcza wynosi jedynie okolo 73 oz/rok. Faktycznie jest wiec pracownikiem ponad polowe tanszym niz byl w chwili swego zatrudnienia. To wszystko nie wyglada zbyt sprawiedliwie jesli wezmiemy pod uwage, ze w tym czasie jego wydajnosc jako pracownika musiala wzrosnac gdyz lepiej niz nowoprzybyly poznal dziedzine, w ktorej pracuje. Podobnie jest na przyklad w transakcji inwestycyjnej gdy pozyczamy bankowi czy Skarbowi Panstwa pewna kwote pieniedzy na okreslony czas w zamian za okreslone oprocentowanie (certyfikaty depozytu czy obligacje). Jesli dewaluacja dolara przekracza wielkosc stopy oprocentowania (obecnie okolo 2% rocznie dla CD) to oczywiscie faktycznie tracimy na tej transakcji pieniadze. Mniej niz by to bylo gdybysmy trzymali je w materacu ale tracimy na wartosci nabywczej okolo 8% rocznie. Nic dziwnego, ze populacja amerykanska jest sklonna raczej cos kupic natychmiast niz odlozyc pieniadze na rachunku oszczednosciowym. Ta niechec do oszczedzania jest przyczyna braku kapitalu bankowego, ktory moglby byc uzyty na przyklad na rozwoj nowych przedsiebiorstw. Tego problemu by nie bylo gdyby waluta byla w pelni wymienialna na zloto na kazde zadanie albo gdybysmy wrocili do zwyczaju poslugiwania sie wylacznie monetami kruszcowymi. Mozemy jednak wprowadzic proteze pelnej wymienialnosci jesli przyjmiemy jako podstawe rozliczen, ze w momencie transakcji czy wyplaty wynagrodzenia czy tez splaty pozyczek poslugujemy sie zasada przeliczania wszystkich zobowiazan na zloto. Jesli wiec nasz inzynier podpisal umowe o prace w 2005 roku opiewajaca na 80 000 USD/rok = 160 oz/rok to musialby otrzymywac wyplate o tej samej zdolnosci nabywczej rok w rok czyli jego wynagrodzenie byloby automatycznie podwyzszane ( lub zmniejszane) w zaleznosci od ceny zlota przecietnej dla danego roku czy dla krotszych czasow odniesienia. Nie wymagaloby to od bankow centralnych aby zrezgnowaly one ze swojej roli jako kontrolera ilosci pieniedzy w obiegu ani tez zmuszalo je do zakupow i trzymania zapasow zlota koniecznych do zapewnienia wymienialnosci banknotow na zadanie wielbicieli kruszcu. Natomiast rozliczenia finansowe bylyby prowadzone sprawiedliwie. Nikt nie musialby godzic sie aby pracowac za obnizone wynagrodzenie ani tez nikt nie moglby byc oszwabiony przez wierzycieli ze swojego pozyczonego kapitalu i naleznego zysku. Dewaluacja waluty nie bylaby tez automatycznym i niezatwierdzonym parlamentarnie podatkiem liniowym nakladanym przez wladze na bezbronnych poddanych. Wydaje mi sie, ze jest to minimum tego czego powinnismy zadac od Naszych Milosciwie Nam Panujacych. Ta automatyczna rewaloryzacja wszelkich zobowiazan finansowych usunelaby tez pokuse oszukiwania kontrahentow, ktora moze wypaczac intencje Naszych z Natury Uczciwych i Poczciwych politykow i finansistow prowadzac ich na manowce a byc moze nawet grozic im potepieniem wiekuistym.
Na planszy: Dawnych wspomnien czar -moneta srebrna o nominale 100 zl wybita w 1966 roku ( czasy Gomulki) z okazji Tysiaclecia Panstwa Polskiego. Obok banknot 100 zlotowy o tej samej sile nabywczej w tym czasie (przecietne wynagrodzenie wtedy wynosilo okolo 1700zl/mies.). Obecnie wartosc tej samej monety jako obiektu kolekcjonerskiego wynosi okolo 150 PLN. Zauwazmy tez, ze pieniadz kruszcowy zachowuje wzglednie dobrze swoja relatywna wartosc. W roku 1966 moneta (i banknot ) 100 zlotowy stanowily z grubsza 1/17 przecietnego wynagrodzenia. Obecnie, po wielu perypetiach i wymianie pieniedzy, srednie wynagrodzenie wynosi okolo 2600 PLN/mies. czyli moneta o cenie numizmatycznej 150 PLN stanowi rowniez z grubsza 1/17 sredniego miesiecznego wynagrodzenia. A czy ktos zaplaci tyle samo za papierowy banknot nawet jesli jest w bardzo dobrym stanie?