poniedziałek, 25 lutego 2013

Czy recesja ma swoj koniec?


   Jest ogolnie przyjetym chociaz rzadko wypowiadanym glosno stanowiskiem, ze obecna swiatowa recesja ekonomiczna kiedys sie skonczy i ze wtedy wroca lepsze czasy przypominajace lata przed rokiem 2000. Tymczasem ten optymistyczny poglad ma niewielkie szanse na realizacje. Jak juz pisalem uprzednio, okresy ekonomicznej prosperity w USA (ale tez i w Polsce)  byly zawsze dotad wynikiem sztucznego stymulowania ekonomii. Wygasaly one tez zawsze gdy intesywnosc owego "bodzca" slabla. Jak to ma miejsce z wiekszoscia ukladow dynamicznych (z tlumieniem) poddanych bodzcowi impulsowemu, z biegiem czasu, uklad wraca do stanu podstawowego aby w nim trwac do chwili gdy znowu nastapi pobudzenie. Tak bylo, na przyklad, podczas calego okresu rzadow komunistycznych w Polsce (czyli Polski Ludowej i PRLu) gdzie bodzcami rozwojowymi byly amerykanskie pozyczki badz dotacje (http://bobolowisko.blogspot.com/2008/05/dawnych-wspomnien-czar-czyli-kryzysy.html ), ktorych zuzycie badz koniecznosc splacania powodowala powrot do siermieznego komunizmu i rozruchy.

    Podobnie zreszta jest z ekonomia USA w wieku XX gdzie okresy dobrobytu byly zawsze zwiazane z wymuszona reakcja ukladu ekonomicznego na roznego rodzaju bodzce. Tak wiec wyjscie z depresji lat 1925-1935 v bylo mozliwe wylacznie dzieki II Wojnie Swiatowej, ktora pobudzila produkcje na cele wojenne i skierowala nadmiar sily roboczej na mieso armatnie. Nastepny okres prosperity  w latach 1948- 1970 zawdzieczalo USA wyscigowi zbrojen , wojnom lokalnym z inwazja komunistyczna (Korea, Wietnam, Afryka itp) oraz dotacjom przeznaczonym na odbudowe nowego kordonu sanitarnego wokol poszerzonego po wojnie Imperium Sowieckiego. Wreszcie pobudzenie lat 1981-2001 bylo wywolane wyscigiem zbrojen z ZSRR, podniesieniem oprocentowania podstawowego i naplywem spekulacyjnego pieniadza z Azji (Japonia i "tygrysy") oraz z  Europy. Jak widac to na rysunku wszystkie te bodzce wygasaly z uplywem czasu a uklad wracal do swojego stanu podstawowego, ktory mogl byc troche wyzszy niz ten jaki osiagala komunistyczna Polska w stadium regresu ale ktory tez wydawal sie przyzwyczajonym do lepszego zycia Amerykanom  znacznie bardziej dotkliwym.

    Jesli chodzi o Nasza Umeczona Ojczyzne to recepta na gospodarcza hosse bylo jak dotad (od 1945) wylacznie marnotrawienie pieniedzy, ktore udalo sie jakims cudem wyludzic od jakiegos zachodniego sponsora. Tradycja ta jest, jak sie zdaje, podtrzymywana nadal nadmiernym uzaleznieniem od unijnych dotacji wyzebranych  w imie utrzymywania spokoju wewnetrznego w tej swiezo nabytej prowincji
IV Rzeszy.  Sponsor ten nie jest zreszta nadmiernie hojny  po roku 2001 i stad wynika stopniowe obnizanie sie stopy zyciowej Polakow, ktorych juz Niemcy nie maja zamiaru nadal utrzymywac. Jakze odmienne jest to zebrackie podejscie od tego jakie dominowalo w czasach II Rzeczpospolitej gdzie zadbano o to aby gospodarka polska byla autonomiczna i niezalezna od ekonomii nieprzyjaznie nastawionych sasiadow!

    W chwili obecnej ekonomia swiatowa jest w dalszym ciagu w depresji, ktora zapewne bedzie trwac przez najblizsze pare lat. Podstawowymi czynnikami jakie determinuja ten stan rzeczy jest nadmierna podaz sily roboczej spowodowana przesunieciem wytwarzania towarow powszechnego uzytku do Azji i Ameryki Poludniowej (Meksyk, Brazylia) oraz mechanizacja prac, ktore dawniej musialy byc wykonywane recznie. Jest to powtorzenie problemu znanego w Polsce miedzywojennej jako problem wsi galicyjskiej gdzie takze wystepowal nadmiar sily roboczej w postaci robotnikow rolnych, dla ktorych nie bylo zatrudnienia na miejscu (po lekkomyslnym zniesieniu panszczyzny), a ktorzy nie chcieli badz nie byli w stanie przeniesc sie do miejsc, gdzie jeszcze mogliby ewentualnie  znalezc zatrudnienie. W przypadku Polski tego czasu takim miejscem byly  miasta przemyslowe badz emigracja do USA. Dla robotnikow USA miejscem gdzie przeniosly sie amerykanskie zaklady wytworcze jest Azja i inne kraje o lokalnym nadmiarze sily roboczej. W krajach tych napewno nie przyjma amerykanskich emigrantow o wygorowanych, jak na warunki lokalne, wymaganiach placowych!

    Spojrzmy zreszta na ten problem z punktu widzenia demografi. Aktualna populacja USA wynosi ( w roku 2012)  313 847 465 obywateli. Z tego ogolnie w wieku zatrudnieniowym mamy 153 600 000 obywateli czyli okolo 49 % calej populacji.  Jak z tego wynika 51% populacji stanowi wylacznie obciazenie  dla kapitalu wypracowanego przez osoby zdolne do wykonywania pracy. Bez pracy pozostaje obecnie oficjalnie (bo bez wliczania osob mlodych, ktore nigdy nie podjely dotad pracy ze wzgledu na brak okazji) 9.6%  czyli 14 745 600 czlonkow "labor force" .  Oznacza to, ze aby zatrudnic owych bezrobotnych nalezaloby wytworzyc okolo 15 x 10^6 (czyli 15 milionow) stanowisk pracy. Zakladajac, ze srednio otrzymaliby oni wynagrodzenie rzadu 30 000 USD/rok  kazdy, oraz ze ubezpieczenia i inne swiadczenia pochlonelyby drugie tyle to kazde takie miejsce pracy wymagaloby nakladu minimum 60 000 USD/rok. A do tego nalezy doliczyc koszty pomieszczen, narzedzi itp.  Tak wiec aby zapewnic miejsca pracy dla bezrobotnych konieczny jest zastrzyk gotowki dla rynku pracy w wysokosci okolo 900 x 10^9 (900 mld) USD/rok. Oczywiscie mozemy zatrudnic tylko polowe bezrobotnych pozostawiajac oficjalne bezrobocie na poziomie 5% , co jest uwazane za poziom znosny. Nie mniej dla poratowania sytuacji konieczny jest doplyw co najmniej 400 mld dolarow, ktore musza sie skads wziac. Co wiecej, mimo tak duzej (i zanizonej) liczby osob bez pracy obecna gospodarka USA pracuje nie wykazujac jakis deficytow sily roboczej. Inaczej mowiac te z grubsza 15 milionow osob niezatrudnionych nie jest, w gruncie rzeczy, niezbedne dla funkcjonowania kraju. Stanowia oni jednak obciazenie dla funduszy socjalnych oraz zagrozenie dla bezpieczenstwa ogolu obywateli.

   Podobne oszacowanie mozna zrobic i dla Naszej Umeczonej Ojczyzny. Jej populacja w roku 2011 wynosila 38 501 000 w tym zas bylo tylko 17 850 000 obywateli w wieku zatrudnieniowym. To zas stanowi okolo 46 %  populacji calkowitej. Inaczej mowiac w calym kraju tylko  okolo polowa osob pracuje wytwarzajac kapital narodowy. Z calej sily roboczej 12.4% pozostaje bez pracy co daje 2 213 400 bezrobotnych. Inaczej mowiac aby zlikwidowac to bezrobocie calkowicie nalezaloby stworzyc okolo 2 milionow nowych stanowisk pracy. Zakladajac srednie wynagrodzenie w wysokosci 40 000 PLN/rok oznacza to wprowadzenie kapitalu zatrudnieniowego w wysokosci  80 mld /rok. Faktycznie zas 2 do 3 razy wiecej jesli uwzglednimy koszty narzucone przy stworzeniu nowego miejsca pracy.  Trudno mi powiedziec czy ekonomia polska odczuwa brak tych 2 mln obibokow ale niewatpliwie stanowia oni dodatkowe obciazenie kapitalu narodowego gdyz kazdy, ktory zyje na danym terytorium zyje takze z niego. Jesli sam nie wytwarza kapitalu to musi przejadac ten, ktory jest wypracowany przez jeszcze pracujaca czesc sily roboczej.

    W chwili obecnej najpowazniejszym powodem trwalosci kryzysu ekonomicznego jest nadmiar ludnosci, dla ktorej nie ma i zapewne nie bedzie zatrudnienia w kraju zamieszkania. Odnosi sie to do USA i krajow europejskich a w szczegolnosci do Polski, ktora stala sie przybudowka ekonomiczna i rezerwuarem taniej sily roboczej  krajow takich jak Niemcy, Holandia, Belgia i w pewnym stopniu Francja i Anglia.
Naturalnym przeciwdzialaniem sytuacji systemowego bezrobocia jest zmniejszanie populacji przez utrudnienie rozplodu (opodatkowanie posiadania dzieci, licencje na malzenstwo itp) oraz zwiekszenie smiertelnosci. Sa to sposoby godne polecenia takze i tego wzgledu, ze Polska jest obecnie przeludniona ponad dwukrotnie co owocuje nieodwracalna degradacja naturalnego srodowiska.  Takie podejscie wymaga jednak kilku pokolen aby przyniesc konieczna ulge ekonomii i ekologii kraju. Pomocna jest tez emigracja zarobkowa do krajow Europy zachodniej. Trzeba jednak pamietac, ze kraje te cierpia takze na nadmiar sily roboczej i jedynie to, ze polscy emigranci rujnuja i tak nadwyrezony lokalny rynek pracy powoduje, ze znajduja oni tam pewna doze akceptacji wsrod pracodawcow.

    Racjonalnym rozwiazaniem byloby porzucenie globalizmu na rzecz gospodarku autarkicznej (czyli samowystarczalnej). Taka recepture stosowala II RP, USA w czasie doktryny Monroe'go oraz Niemcy w czasie rzadow Hitlera i byly to gospodarki zdrowe i trwale. Powrot wytwarzania towarow powszechnego uzytku na terenie kraju dostarczylby wielu nowych miejsc pracy i przwrocilby mozliwosc istnienie samopodtrzymowujacej sie ekonomii.  Czy jednak znajdzie sie w USA czy Polsce nowy "silny czlowiek", ktory odwazy sie wydac otwarta wojne zydowskiemu globalizmowi?  USA albo UE moga tez szukac rozwiazania w postaci kolejnej wojny swiatowej: UE z Rosja o Bialorus i Ukraine a USA i Japonia z Chinami o ekonomiczna dominacje w rejonie Pacyfiku. Takie rozwiazanie wymaga jednak prawdziwej wojny globalnej, ktora istotnie zlikwiduje nadmiar populacji dzieki poteznym stratom w ludzich i sprzecie oraz wymusi zwrot gospodarki w kierunku potrzeb wojskowych i lokalnych. Wojny ograniczone byly bowiem juz stosowane ale nie przyniosly oczekiwanej ulgi gospodarczej (np Iraq czy Afganistan). Jest to chyba jedyne obecnie rozwiazanie dla USA (o ile nie zdecyduje sie ona na protekcjonistyczna polityke importowa).

     Polska zas ma jeszcze jedno rozwiazanie, ktore moze byc wykorzystane tak dlugo jak dlugo posiada jeszcze wlasna walute.Jak juz pisalem uprzednio podstawowe waluty, takie jak USD czy EC dewaluuja sie z przecietna szybkoscia okolo 7% rocznie. Identyczna szybkosc dewaluacji wykazuje takze PLN. Taka synchronizacja spadku wartosci nabywczej nie moze byc przypadkowa i jest zapewne dzielem bankow centralnych. Rownolegly spadek wartosci walut powoduje, ze ekonomie krajow, ktore ich uzywaja nie maja specjalnej przewagi jedna nad druga wywolana relatywna tanioscia sily roboczej i warunkow wytwarzania. USD i EC to waluty o duzej "bezwladnosci" gdyz ich ekonomie sa duze i w przypadku euro rozciagaja sie na pare odrebnych organizmow politycznych. Polski PLN ma ta zalete, ze mozna jego wartosc nabywcza zmienic stosunkowo latwo zrowno w gore jak i w dol. Jesli jednak chcemy aby Polska stala sie krajem produkujacym, sciagajacym na swoj teren kapital inwestorow zagranicznych, ktorzy beda tu tworzyc nowe miejsca pracy to jedynym rozwiazaniem jest zdewaluowanie PLN do poziomu  takiego jak w poczatkach III RP badz nawet do poziomu nizszego. Oznacza to, ze powinnismy dazyc do relacji 1 USD = 5 do 10 PLN.  Taka relacja dala nam wzrost gospodarczy okresu 1995-2000 i ma uzasadnienie historyczne. W okresie II RP polska wymienialna zlotowka spadla z relacji 1 USD= 5.18 zl  do poziomu 1 USD = 8 zl w okresie kryzysu lat 1929-1935 aby utrzymac polska ekonomie w stanie przedzawalowym. Korzystajac z relatywnie wiekszej dewaluacji PLN niz ta jak wykazuja USD i EC Polska mogalaby sie stac zaglebiem produkcyjnym Europy oraz rozwinac eksport polskich towarow na rynki europejskie i amerykanskie.Dla tego celu wystarczyloby powiekszyc stopien dewaluacji PLN do poziomu powiedzmy 14 % rocznie co spowodowaloby takze wzrost eksportu polskich towarow oraz zdlawienie importu. Oba czynniki powodujace wzrost zainteresowania produkcja krajowa a wiec takze i wzrost zatrudnienia. To zas spowodowaloby wzrost przychodow z podatkow od zatrudnienia oraz ozywienie na rynku wewnetrznym.

   To co jednak chcialbym podkreslic najmocniej, gdyz jak widze z dyskusji, ten fakt umyka jakos uwagi czytelnikom to to, ze okresy prosperity w systemie kapitalistycznym sa czyms tymczasowym i wynikajacym z wykroczenia poza systematyczny rozwoj gospodarki.  Niestety  przez caly wiek XX wzrost zamoznosci spoleczenstwa nie wynikal z realnych mozliwosci gospodarki ale z naduzyc jakie na niej popelniano.  Nie byl on wynikiem naturalnego rozwoju sil produkcyjnych ani z innowacji technologicznych ale wynikal z stosowania sztucznych bodzcow : wojen, nadmiernych i przekraczajacych realne mozliwosci dawcy kredytow oraz spekulacji graniczacej z oszustwem.


piątek, 15 lutego 2013

Ten malpi gaj demokratycznego kapitalizmu

   Od dluzszego juz czasu mam wrazenie, obecnie przeradzajace sie w pewnosc, ze swiat w ktorym zyjemy zbliza sie do kresu. Jakis czas temu rozwazalem, wspolnie z Szanownymi Komentatorami, problem upadku i wzrostu imperiow a takze w nieco szerszym znaczeniu problem narodzin i upadkow pewnych sposobow zycia (ways of life) w rozumieniu cyklow Sarkara. Mysli te sa zawarte w artykulach : http://bobolowisko.blogspot.com/2011/11/ile-czasu-nam-jeszcze-zostalo-i-co.html oraz http://bobolowisko.blogspot.com/2011/11/jak-zablocki-na-mydle.html , 
ktore, jak mi sie wydaje po powtornej lekturze , nie stracily aktualnosci.  Jesli wracam do tego tematu obecnie, to czynie to dlatego, ze proces dekadencji nabiera charakteru globalnego. Nie jest on ograniczony do upadku specyficznych imperiow, takich jak radzieckie, brytyjskie czy amerykanskie ale obejmuje caly glob ziemski i wszystkie rywalizujace na nim imperia. Glowna zas przyczyna tego wzrostu entropii spolecznej jest coraz powszechniejszy brak logiki postepowania przejawiajacy sie w uporczywym trzymaniu sie falszywych doktryn , ktore elity swiatowe wprowadzaja z uporem identycznym z religijnym zaslepieniem. Zamiast tego aby wycofac sie z blednego toku postepowania, ktore przynioslo wyniki wyraznie rozne od zamierzonych wprowadza sie ulepszenia, ktore maja owa falszywa procedure uzdrowic. Owe ulepszenia prowadza do kolejnych zapasci politycznych czy gospodarczych, ktore dalej usiluje sie ratowac przy pomocy rownie katastrofalnych posuniec.  Ta niezdolnosc przyznania sie do podjecia blednych decyzji jest dosyc typowa. Politycy czy autorytety gospodarczo-finansowe usiluja za wszelka cene "zachowac twarz" wobec wspolobywateli oraz konkurentow. Byc moze zreszta jest ona tez wywolana naturalnym pragnieniem wyprowadzenia dowodzonego ukladu ze stanu, w ktory go przez pomylke wprowadzilismy. Nie mniej skutkiem takiego uporu jest to, ze uklad, ktory mozna bylo jeszcze uratowac w trakcie calego procesu , ulegal juz niemozliwej do opanowania katastrofie na koncu trajektorii.

   Tak na przyklad  PRL gierkowski byl juz w zasadzie trupem politycznym i gospodarczym w roku 1980. Nie mniej dzieki niewspolmiernym wysilkom rezimu i licznym ofiarom w ludziach i dobrach materialnych system komunistyczny utrzymal sie przez jeszcze dziesiec nastepnych lat marnujac czas, ktory mogl byc lepiej wykorzystany na wczesniejsze wyjscie z kryzysu. Co gorsza, zamiast powrocic do sprawdzonego modelu spoleczenstwa kapitalistycznego z czasow II Rzeczpospolitej obecny system wdraza nadal lewicowa utopie tyle, ze teraz jako marionetka Wielkiego Brata z Zachodu.

   Nie jest to zreszta cecha typowa tylko dla komunistycznych kmiotow z krajow ludowej demokracji. Ostatnio wpadla mi w reke ksiazka Sheili Bair "Bull by the horns- fighting to save Main Street from Wall Street and Wall Street from itself" (Free Pess 2012). Zazwyczaj unikam czytania ksiazek napisanych przez kobiety gdyz nie moga zniesc gledzenia, ktore jest typowe dla tej plci. Nie mniej autorka jest zasluzonym dzialaczem na niwie polityki finansowej a w czasie ostatniego, trwajacego zreszta nadal, kryzysu osoba zajmujaca odpowiedzialne stanowisko przewodniczacego FDIC  (Fedreal Deposit Insurance Corporation) czyli rzadowej agencji ubezpieczajacej wklady obywateli w bankach na terenie USA.  Z tego wzgledu zadalem sobie trud przeczytania tej niemal 400 stronnicowej cegly, ktora nie jest napewno wydarzeniem literackim.

   Przedstawia ona dosyc ponury obraz sprytnych idiotow rzadzacych ekonomia najwiekszego mocarstwa kapitalistycznego, ktorych poziom umyslowy rozni sie wylacznie skala dzialania od sprytnych idiotow znanych nam z Polski. Mysle tu o specjalistach, ktorzy potrafia usunac znaczne odcinki elektrycznej sieci trakcyjnej aby sprzedac miedziany kabel na zlom.  Jest to rzecz jasna operacja wymagajaca pewnej wiedzy i fachowego sprzetu. Jesli chodzi o znany przypadek w Polsce to zaloze sie ze winowajcami byli ci sami ludzie, ktorzy taka siec zawodowo zakladaja. Nie mniej, z punktu widzenia interesu ogolu Polakow jest to dzialanie bezsensownie dywersyjne- jego korzysciobiorcami sa wylacznie kryminalne jednostki podczas gdy koszty i niewygode cierpia wszyscy wspolobywatele.  A oto tlumaczenie fragmentu epilogu z ksiazki pani Bair (str. 362) :

" Co to mowi nam o naszym systemie finansowym i jego nadzorze? Mowi nam, ze kultura chciwosci i krotkowzrocznosci w dalszym ciagu przenika nasz system finansowy. Jest to kultura, ktora zainfekowala nawet najlepiej zarzadzane instytucje i ktora trwa ignorowana zarowno przez ich zarzad jak i przez organa nadzoru finansowego. Kultura ta odzwierciedla gleboka chuc wlasnego wzbogacenia , ktora to zadza przewaza nad zrozumieniem i troska o to by nie czynic krzywdy wspolobywatelom. Jest to tez kultura, ktora
rozwija sie  i pochwala eksploatacje nie znajacej sie na finansach publicznosci w celu szybkiego wlasnego wzbogacenia sie. Aby te cele osiagnac finansisci nie wahaja sie aby zniszczyc dobre imie i reputacje banku oraz poswiecic istniejace dlugotermminowe zwiazki z jego klientami. "

 Zwazywszy, ze pisze te slowa osoba bedaca rzadowym dygnitarzem finansowym o randze rownej w zasadzie pozycji prezesa bankow rezerwy finansowej trudno sobie wyobrazic bardziej ostre oskarzenie amerykanskiego systemu finansowego.

   Wedlug Bair aby przeciwdzialac tej zadzy bezwzglednego wzbogacenia sie kosztem wszystkich nalezaloby przywrocic istniejaca uprzednio bardziej autorytatywna kontrole nad operacjami finansowymi. Ta tendencja napotyka jednak opor zarowno w USA jak i na calym swiecie gdzie prym wioda zwolennicy finansowej wolnej amerykanki. Ja zas uwazam, ze tego typu ekscesy, ktore zreszta pojawialy sie juz w ubieglym stuleciu co najmniej dwa razy (obecny jest trzeci)  moga byc opanowane wylacznie wtedy gdy przywroci sie zasade oparcia walut o standard zlota (badz co najmniej wprowadzenie obowiazku indeksowania wszystkich zobowiazan finansowych wzgledem zlota) oraz zniesienia wtornego rynku instrumentow finansowych (czyli zniesienia gield). Prof. Bair nie sugeruje oczywiscie tak radykalnego zwrotu amerykanskiej polityki finansowej ale bez niego nie jest mozliwe uzdrowienie calego systemu. Jak zazwyczaj mamy tu do czynienia z pragnieniem aby wszystko pozostalo tak jak bylo i jak to dotad wszystkim finansistom odpowiadalo ale aby uniknac jakim cudownym sposobem nastepnych klopotow. To niestety nie jest mozliwe a podtrzymywanie iluzji, ze mozna finansowego raka wyleczyc przy pomocy lewatywy nadzoru finansowego jest niebezpiecznym ale powszechnym zludzeniem.

   Aby zrozumiec dlaczego tak jest musimy zdac sobie sprawe z tego, ze spekulacje gieldowe kreuja "pieniadze z niczego" czyli przychod, za ktorym nie stoja rzeczywiste zdobycze ekonomiczne w postaci wyprodukowanych towarow czy uslug. Temat spekulacji gieldowych zasluguje na osobny wpis dlatego tutaj ogranicze sie tylko do podania zarysu problemu wtornego rynku akcji czy towarow. Spojrzmy na wykres przedstawiajacy historyczna wycene akcji firmy Uniphase o symbolu JDSU: http://finance.yahoo.com/q/ta?s=JDSU&t=my&l=off&z=l&q=b&p=&a=m26-12-9&c= Ta telekomunikacyjna firma byla ukochanym obiektem spekulacji w latach  1996-2002. W tym czasie jej wartosc skoczyla od poziomu kilku dolarow do wartosci 1200 USD/akcje aby nastepnie spasc do poziomu 15 USD/akcje ktory to poziom utrzymuje sie do chwili obecnej. Przez caly czas firma nie wykazywala dochodu a jedynie robila dobre wrazenie wspomagane brokerska reklama oraz idea "wiekszego idioty" czyli pogladem powszechnym wsrod graczy na gieldzie, ze dla akcji kompanii, ktora ma tak szybki wzrost ceny zawsze znajdzie sie jakics duren, ktory ta akcje od niego odkupi w nadzieji, ze sam poznie ja sprzeda za jeszcze wyzsza cene. Jesli chodzi o zasade publicznej wlasnosci kompanii to oznacza ona, ze inwestorzy kupuja "czesci " kompanii dostarczajac jej tym samym kapitalu rozwojowego i w zamian za to uczestnicza w ewentualnych zyskach tejze kompanii w wymiarze proporcjonalnym do ilosci posiadanych akcji. Wartosc akcji na rynku pierwotnym zalezy od posiadanych zasobow (budynkow, maszyn, projektow technologicznych itp) oraz od tego jak dyrektorzy kompanii oceniaja mozliwosc jej fiansowego sukcesu. Nie jest to oszacowanie scisle w przypadku kompanii dopiero wchodzacych na rynek  i dlatego kupowanie akcji kompanii, ktore jeszcze  nigdy niczego nie wyprodukowaly jest w zasadzie gra hazardowa taka jak ruletka. Ale juz w przypadku kompanii cos produkujacych i zarabiajacych nie jest to czynnosc absolutnie bez sensu (patrz np DELL http://finance.yahoo.com/q/ta?t=my&l=off&z=l&q=b&p=&a=m26-12-9&c=&s=dell&ql=1 ). Nie mniej "goraczka gieldowa" na rynku wtornym z reguly podnosi cene popularnej kompanii do poziomu daleko przekraczajacego jej faktyczna wartosc. I wtedy tylko ci "market makers"  i brokerzy, ktorzy zdaja sobie sprawe i inicjuja cala to rynkowa hucpe moga uzyskac zyski sprzedajac posiadane akcje blisko maksimum i kupujac jednoczesnie  opcje sprzedazy (put'y) aby zyskac takze na nieuniknionym spadku ceny nadmuchanego instrumentu finansowego.  Nie jest to niczym innym niz oszustwem polegajacym na graniu  znaczonymi kartami. Ale w tym wlasnie lezy istota kapitalizmu.  Produktem takich spekulacji jest powstanie masy pieniadza, za ktora nie stoi nic w postaci realnego majatku zakladow produkcyjnych czy towarow.  Inaczej mowiac  mamy do czynienia z zwiekszona podaza pieniadza na rynku co oznacza jego dewaluacje. Rzecz w tym, ze ta masa pieniadza zostaje we wzglednie nielicznych rekach spekulantow a cala reszta inwestorow traci swoje rezerwy finansowe i nie moze juz zapewnic popytu rynkowego.  W efekcie nastepuje redukcja produkcji i liczby osob zatrudnionych co poglebia depresje gdyz nie pracujacy szukaja utrzymania "na garnuszku" socjalnym i tym samym obciazaja i tak oslabiony brakiem wplywow z podatkow budzet panstwowy.

   Ten mechanizm generacji "pustego pieniadza'" jest jasno widoczny na przykladzie pojedynczych kompanii ale rozciaga sie na cala ekonomie kraju. Spojrzmy bowiem na wykres przedstawiajacy sile nabywcza dolara amerykanskiego czyli na ulamek uncji zlota jaki mozna kupic za 1 USD (a ktora tez znajdowala sie w zlotej monecie dolarowej w czasie gdy pieniadz ten byl brany powaznie). Jak widzimy mamy tu stosunkowo dlugie okresy stalosci sily nabywczej przerywane kaskadowymi spadkami wartosci dolara. Te zas sa efektem nadmiernej produkcji "pustego pieniadza". W wieku XX pierwszy taki kryzys wystapil w koncu lat 20-tych i byl spowodowany spekulacja gieldowa, w wyniku ktorej  powstalo nieuzasadnione rzeczywistym postepem ekonomii bogactwo  spekulantow gieldowych. Ta masa pieniadza pojawila sie w systemie, ktory nie mial wystarczajacej rezerwy zlota aby zapewnic wymagana wyplacalnosc. W efekcie konieczna byla dewaluacja dolara i odejscie od pieniadza kruszcowego chociaz zapewniono nadal buforowanie wartosci papierowego dolara tyle, ze na nizszym poziomie. Opanowanie kryzysu bylo mozliwe dzieki wybuchowi II Wojny Swiatowej co ozywilo przemysl zbrojeniowy oraz usunelo nadwyzke bezrobotnych, ktorzy zostali powolani do zaszczytnej sluzby wojskowej.  Ujemnym skutkiem calej operacji byla aktywacja zawodowa kobiet jako pracownikow zastepujacych zajetych innymi zadniami mezczyzn. Wojna byla tez korzystnym czynnikiem regulacji liczebnosci populacji co jednak wtedy nie bylo jeszcze takim problemem jak obecnie.

    W latach powojennych mozna bylo oczekiwac klopotow spowodowanych demobilizacja zolnierzy, dla ktorych  nie bylo juz miejsc pracy zajetych w czasie wojny przez kobiety. Przeciwdzialano temu propagujac tradycyjny model rodziny (american way of life ) z nie pracujaca zawodowo zona oraz budujac kolejny, nowy antykomunistyczny kordon sanitarny w Europie i Azji.  Zimna wojna , z drobnymi wtretami wojny goracej np w Korei czy Chinach , sluzyla dobrze amerykanskiej gospodarce. Miala ona jedna w sobie zalazki wlasnej destrukcji wynikajace z tego, ze gospodarka amerykanska byla znowu stymulowana sztucznie przez druk "pustego pieniadza", ktory wysylano do krajow kordonu w postaci pozyczek i dotacji. Intencja bylo przeznaczenie tych pieniedzy na zakup towarow amerykanskich a tym samym na podtrzymanie rozwoju amerykanskiej ekonomii i podwyzszenie stopy zyciowej ludnosci. Potezne umysly amerykanskiej ekonomii uwazaly bowiem, ze rynek amerykanski jest wystarczajaco pojemny aby zapewnic rownowage dla masy "pustego pieniadza" podarowanego czy pozyczonego panstwom nalezacym do kordonu sanitarnego.  Byla to jednak polityka na krotka mete gdyz system buforujacy wartosc nabywcza dolara ( ktory byl "as good as gold") zalamal sie w momencie gdy Francja bezczelnie zazadala wymiany posiadanych z laski USA dolarow na zloto po kursie oficjalnym. Bylo jasne, ze USA nie jest w stanie spelnic takiego postulatu zwlaszcza gdyby z podobnymi zadaniami wystapily inne kraje NATO , SEATO czy ASEAN. Wprowadzono zatem plynny kurs dolara w stosunku do zlota co odbilo sie wielka dewaluacja dolara w latach 1970-1980. Dewaluacja spowodowala tez zmniejszenie zakupow w USA przez kraje europejskie oraz azjatyckie, ktore doznaly dotkliwej redukcji wartosci swoich rezerw dolarowych. To zas odbilo sie kolosalna depresja ekonomiczna w USA. Co ciekawsze byla to depresja glebsza niz obecna ale niemal calkowicie niewspominana w USA. Wszyscy pamietaja kryzys lat 20-30 tych, ktory byl drobiazgiem w porownaniu z tym ostatnim ale nad powodami i samym istnieniam kryzysu lat 70-80 zapadla w mediach zmowa milczenia gdyz trzeba by inaczej jasno powiedziec kto z nadal czynnych politykow i ekonomistow byl odpowiedzialny za ta katastrofe. Sam kryzys ekonomiczny zostal zamaskowany w swiadomosci spolecznej przez zupelnie nieprzemyslana kampanie o prawa murzynow (civil rights), wojne wietnamska oraz kryzys naftowy i konflikt z Persja (OPEC), ktora zazadala wyzszej ceny w zdewaluowanych dolarach za barylke ropy.  Wszystkie te listki figowe byly oczywistym nonsensem pod wzgledem mertorycznym ale spelnily swoje zadanie zabezpieczenia reputacji cadykow amerykanskiej polityki i ekonomii.
    Po wyborczej klesce prezydenta Cartera na polityczna scene USA wkroczyl Reagan, ktory przyniosl ze soba nowa recepte na stymulacje amerykanskiej gospodarki. Bylo nia podniesienie podstawowych stop procentowych do poziomu 10% co natychmiast zaowocowalo sciagnieciem kapitalu zagranicznego, ktory zakupowal dolary a nastepnie amerykanskie obligacje i akcje gieldowe. Jednoczesnie zrelaksowano wymagania co do wielkosci kapitalu rezerwowego bankow w tym bankow centralnych w Europie  co pozwolilo im sprzedac czesc posiadanych zapasow zlota. Jak zwykle w sytuacji gdy duzo zlota pojawi sie nagle na rynku jego cena spadla a wiec automatycznie wzrosla wartosc nabywcza dolara. Widzimy to na wykresie dla odcinka lat 1980-2000. Recepta Reagana byla niestety zepsuta wprowadzona w tym samym czasie globalizacja wytwarzania (NAFTA itp). Centrum zycia ekonomicznego przesunelo sie bowiem automatycznie w kierunku spekulacji gieldowych oraz polityki kredytowej. Ta ostatnia byla bowiem konieczna aby ocalic iluzje popytu rynkowego w USA w sytuacji gdy wiekszosc dobrze platnych miejsc pracy wyniosla sie do Meksyku lub Azji. Rok 2001 byl rokiem, w ktorym finansjera USA z prezesem banku Rezerwy Federalnej , Grynszpanem, zadecydowala o zakonczeniu pompowania ekonmicznego balona i spuszczenia z niego finansowego powietrza. W efekcie mamy wydrenowany rynek o niemal zerowej pojemnosci oraz mase zadowolonych "tlustych kotow" amerykansko-zydowskiej finansjery.

   Ostatnio znowu moglismy uslyszec zlotouste porykiwania Naszego Szanownego Prezydenta Obamy obiecujacego ludowym masom amerykanskim zlote gory w najblizszym czasie a zwlaszcza podniesienie placy minimalnej do zawrotnej wysokosci 9 USD/godz. Niestety sa to obietnice bez pokrycia. Ameryka bowiem boryka sie z problemem bezrobocia wywolanym trwajacym ciagle eksportem miejsc pracy do krajow o nizszej cenie pracy oraz  z postepem mechanizacji prac, ktore takze redukuja zatrudnienie. Co wiecej USA sa juz przeludnione  z grubsza dwa razy a bezmyslna polityka imigracyjna oraz nadmierny rozplod w dalszym ciagu powieksza liczbe jego obywateli. Tylko aby zapewnic zatrudnienia dla nowych rocznikow wkraczajacych na rynek pracy USA powinno wytwarzac okolo 100 000 miejsc pracy rocznie. Tymczasem nadal mamy znaczne  i niedoraportowane bezrobocie oraz rezerwy sil roboczych, ktore narosly przez lata "wolnego rynku". W takiej sytuacji mamy do czynienia z nadmierna podaza pracy co powoduje automatycznie zmniejszenie wynagrodzen. W tym samym kierunku dziala nacisk wywierany przez pracodawcow na pracownikow w kierunku zwiekszenia ich wydajnosci. W efekcie mamy zwiekszona podaz towarow wytwarzanych przez przemeczonych i niedoplaconych pracownikow, ktorych najczesciej nie jest stac juz na to aby byc aktywna sila nabywcza. Brak nabywcow wywoluje zas likwidacje miejsc pracy i dalsze pogorszenie ekonomicznej sytuacji kraju. Jest to sprzezenie zwrotne, ktore musi doprowadzic do katastrofy gospodarczej i polityczej USA (ale takze Polski i UE gdzie sytuacja jest zblizona).  Na domiar zlego Obama zamierza zakonczyc wojne w Afganistanie co oznacza, ze bedziemy mieli wkrotce doplyw dobrze wyszkolonych pod wzgledem wojskowym mlodych ludzi dla ktorych jednak nie bedzie w kraju zatrudnienia. Jesli juz obecnie obserwujemy fale nieuzasadnionej agresji wszystkich przeciwko wszystkim ( np w postaci masowych morderstw w szkolach czy ostatniego buntu policjanta -murzyna w Kaliforni) to mozemy sobie tylko wyobrazic co sie bedzie dzialo gdy w USA zacznie grasowac pare tysiecy dobrze wyszkolonych i niezatrudnionych zolnierzy.

    Musze przyznac, ze nie patrze z wielka wiara w najblizsza przyszlosc Ameryki (i nie tylko) jako jednostki gospodarczej i spolecznej.  Kraj bowiem stoi przed wielkim wyzwaniem. Musi pozbyc sie w najblizszym czasie okolo 150 milionow obywateli aby przywrocic na swoim terenie jaka taka rownowage ekologiczna. Taka strate ludnosciowa moze zapewnic tylko wojna swiatowa z powszechnym poborem rekruta albo masowa infekcja jakims groznym patogenem. Spowolnienie wzrostu populacji moze byc tez wywolane zakazem posiadania wiecej niz jednego dziecka oraz opodatkowaniem posiadania dzieci. Konieczne jest takze calkowite zatrzymanie imigracji z wyjatkiem osob posiadajacych wyksztalcenie w zawodach, w ktorych USA odczuwa niedobor. Jak dotad jednak problem nadmiaru populacji w stosunku do terytorium przez niz zajmowanego oraz ilosci zatrudnien jakie maja sens ekonomiczny na danym terenie nie pojawia sie wcale w swiecie mediow i polityki.

     Osoby z ktorymi czasem rozmawiam na temat niebezpiecznego wzrostu populacji w USA (ale nie tylko) twierdza, ze widze przyszlosc w zbyt czarnych barwach. Wskazuja na to, ze w USA istnieja jeszcze znaczne obszary zupelnie niezaludnione a i te, w ktorych obecnie mieszkamy moga zostac zageszczone i wobec tego pomiescic wieksza niz obecnie liczbe obywateli. Jest to nonsens!  Oczywiscie mozemy doprowadzic do tego, ze bedziemy zyc z wlasnego wyboru w rodzaju brazylijskich faveli (patrz np http://www.hotelclub.com/blog/wp-content/uploads/2008/10/brazil.jpg ) ale to tylko dalej obnizy komfort zycia oraz takze stanowi tylko rozwiazanie chwilowe gdyz przy wzrastajacej populacji nawet zageszczone slumsy nie beda wystarczajacym schronieniem. Odkladanie oganiczenia wzrostu populacji jest chowaniem glowy w piasek. Pierwszy Raport Klubu Rzymskiego podniosl ten problem w latach 70-tych. W tym czasie populacja ludzka nie przekroczyla jeszcze progu biopojemnosci Ziemi i oczywiscie nikt nie widzial powodu aby zrobic cokolwiek w tej kwestii. Obecnie pojemnosc biologiczna Ziemi jest przekroczona 1.5 raza i utrzymywanie, ze w dalszym ciagu nic nie nalezy robic jest zwykla bezmyslnoscia.

środa, 6 lutego 2013

O zaletach spoleczenstwa stanowego i pozytkach z elitaryzmu

    Rzadko kiedy znajduje w blogosferze i mediach opinie otwarcie krytykujace zasade powszechnej rownosci  wszystkich ludzi wobec prawa, ich nieograniczonego dostepu do stanowisk powszechnego zaufania i autorytetu a takze powszechnego korzystania ze wszystkich swiadczen jakie moze im zaoferowac wspolczesne panstwo ograniczonego dobrobytu. Oczywiscie wiemy, ze w praktyce te szczytne hasla maja kwalfikujace interpretacje i ze mimo powszechnie proklamowanej rownosci jedni sa nadal nieco bardziej rowni niz inni. Nie mniej niemal  kazdy uzna za godny likwidacji nepotyzm, ktory prowadzi do tego, ze potomkowie np adwokatow czy lekarzy maja ulatwiony dostep do studiow a pozniej do praktyki zawodowej.  Podobnie znaczacy politycy czy rekiny finansjery nie maja na ogol wiekszych trudnosci aby umiescic swoje latorosle na korzystnych posadach i to bez wzgledu na to, czy posiadaja oni do tego kwalfikacje zawodowe.

   Tymczasem ten powszechny poglad nie ma w zasadzie wiekszego naukowego uzasadnienia. W poprzednim wpisie, w ktorym w zasadzie usilowalem znalezc odpowiedz na pytanie dlaczego jedne rasy dokonaly na tym padole znacznie wiecej niz inne, pokazalem ze przyczyna moze byc wiekszy sredni populacyjny  iloraz inteligencji tychze ras (bialej czy zoltej) w porownaniu z rasami podbitymi.
Na rysunku (1) pokazane sa typowe wykresy rozkladu IQ dla rasy bialej i czarnej. Jak widzimy maksimum (czyli najwiecej osobnikow) rasy bialej posiada IQ=100. Dla rasy czarej maksimum wypada nizej bo dla IQ=85. Co wiecej "inteligentny ogon" rozkladu dla rasy czarnej tylko nieznacznie przekracza poziom IQ=100. Inaczej mowiac najinteligentniejsi przedstawiciele rasy czarnej zaledwie siegaja do przecietnego poziomu inteligencji przedstawicieli rasy bialej. 

 Stwierdzenie to jest oparte na calym szeregu badan dokonanych w latach ostatnich przez badaczy, do ktorych mam zaufanie. Oczywiscie ja sam takich testow nie robilem i zdaje sobie sprawe z tego, ze badania socjologiczno-psychologiczne, tak zreszta jak i nauki medyczne, nigdy nie osiagna takiego poziomu precyzji jaki mamy w fizyce czy chemii. Nie mniej czytajac raporty i monografie osob bezposrednio w nie uwiklanych nie mam watpliwosci co do tego, ze sa one tak obiektywne jak to tylko jest mozliwe w aktualnych warunkach. Trzeba bowiem zdac sobie sprawez tego, ze badania takie nie ciesza sie poparciem aktualnych autorytetow politycznych. Zwolennicy ideii powszechnej rownosci i ludowladstwa a takze wyzszosci systemu demokratycznego w polityce panstwowej staja bowiem przed naukowymi faktami bedacymi w bezposrednim konflikcie z propagowana przez nich ideologia spoleczna. Podstawowe nierownosci w sprawnosci intelektualnej pojawiaja sie bowiem nie tylko przy porownywaniu ras (ktorych istnienia wielu chcialoby zaprzeczyc) ale takze wewnatrz ras a nawet wewnatrz poszczegolnych narodowosci. Jak wiadomo rozklad ilorazu inteligencji okreslony jest z dobrym przyblizeniem przez tak zwany rozklad normalny znany takze jako rozklad Gaussa. Jest to rozklad dwu-parametrowy, posiadajacy wartosc srednia ,m, oraz dyspersje ,s. Pierwsza z tych wielkosci mowi nam takze jaka jest najbardziej prawdopodobna wartosc IQ jaka mozemy spotkac w danej populacji a druga okresla "szerokosc rozkladu" czyli to jak daleko moga sie roznic od wartosci sredniej ilorazy inteligencji osobnikow nalezacych do populacji. Pomiary wykazuja, ze inteligencja jest cecha dziedziczna przenoszona z rodzicow na potomstwo z prawdopodobienstwem  nie mniejszym  niz 40% a nie wiekszym niz 90%. Ten stosunkowo szeroki przedzial jest spowodowany tym, ze nie zawsze biologiczny ojciec jest identyczny z nominalnym. Potomstwo zas obdarzone jest inteligencja posrednia pomiedzy inteligencja ojca i matki.

    Na ilustracji (2) podany jest typowy wykres tak zwanej krzywej dzwonowej (bell curve) z zaznaczonymi prawdopodobienstwami wystepowania danej wielkosci IQ w mierzonej populacji. Dla przykladu podam, ze rysunek odnosi sie do rasy bialej o maksymalnym i srednim IQ  m =100 i srednim odchyleniu kwadratowym s= 15. Jak widzimy 68.3 % populacji obdarzone jest inteligencja nie mniejsza i nie wieksza od m-s i m+s czyli znajdujaca sie w granicach 85 - 115 IQ. Jest to cos co mozna nazwac rdzeniem populacji. Zauwazmy, ze osobnicy o IQ nalezacym do tego przedzialu nie stanowia niczego specjalnego. Jest to tak zwany szary tlum czyli motloch (obecnie zwany takze lemmingami), ktorego zdolnosci intelektelektualne ograniczaja sie do wykonywania prostych i powtarzalnych czynnosci w procesie pracy. Zajmuja oni stanowiska prostych pracownikow rolnych, robotnikow fabrycznych, drukarzy, sprzedawcow czy nizszych urzednikow. Jest to tez czesc populacji stanowiaca "rynek towarow masowych" i stad jedynie wazna i manipulowana przez marketerow i politykow. Ponizej tej granicy przypada okolo 16 % populacji, ktora jest w zasadzie dla tejze populacji bezwartosciowa. Stanowi ona bowiem  dla owej spolecznosci permanentne obciazenie socjalne, ktorego lepiej by nie bylo. Panstwa, takie jak Niemcy w czasie III Rzeszy czy ZSRR w okresie stalinowskim (ale takze Sparta w starozytnosci), ktorych celem bylo wytworzenie "nowego czlowieka" czyli faktycznie wyprofilowanie udoskonalonej populacji  usilowaly usunac ow nieuzyteczny margines droga fizycznej likwidacji przynajmniej czesci owej 16% populacji. Jest to postepowanie konsekwentnie stosowane w hodowli zwierzat rasowych ale ktorego stosowanie do populacji narodu moze budzic pewne moralne watpliwosci. Nie mniej jest to tez jedyna skuteczna metoda doskonalenia populacji.

   Dla populacji istotnie wartosciowa jest tylko czesc populacji o IQ wiekszym od 130 stanowiaca nieco wiecej niz 2% calosci populacji.  Z tej czesci populacji wywodzi sie bowiem jej  intelektualna elita, ktora pelnic moze rozne funkcje poczynajac od politycznych przez edukacyjne do artystycznych. Z punktu widzenia czysto hodowlanego jest to takze jedyna czesc populacji, ktora jest w stanie ja sama ulepszyc pod wzgledem intelektualnym. Jak wiemy bowiem inteligencja jest uwarunkowana genetycznie a hybrydy powstajace w wyniku seksualnego oddzialywania pomiedzy mniej inteligentna a bardziej inteligentna czescia populacji posiadaja nieco wyzsze IQ od tego jakie ma mniej inteligentny rodzic. W ten sposob widzimy jasno gleboka spoleczna madrosc i humanitaryzm prawa pierwszej nocy, ktore calkowicie poprawnie realizowalo program genetycznego ulepszania populacji "od wewnatrz". Jest to tez dobre uzasadnienie dla "hermetyzacji" elity w postaci nepotyzmu. Zauwazmy bowiem, ze uformowanie klas wyzszych jest procesem, ktory trwa przez wiele generacji (zapewne nie mniej niz 10-20 generacji 25-io letnich) w trakcie ktorego wytwarzaja sie utrwalaja nawyki spoleczne i kulturalne, ktore w stanowia wzorzec dla calej spolecznosci. Wprowadzenie "nowej krwi"na salony powoduje niepotrzebne zaburzenie procesu dojrzewania elity a takze wywoluje dysonans, ktory na przyklad byl doskonale przedstawiony w filmowej wesji "Ziemi Obiecanej" Wajdy gdzie pojawia sie postac wzbogaconego kmiotka wykupujacego dwor nalezacy do ojca glownego bohatera.   Pamietajmy, ze wzbogacony cham pozostanie nadal chamem nawet wtedy gdy uzyska majetnosci czy tytuly naukowe.  Jesli wiec narzekamy na to, ze lekarz w przychodni odzywa sie i traktuje nas po prostacku, albo ze polityk, ktorego wybralismy lekcewazy sobie nas i nasze potrzeby to wiedzmy, ze zwinila tu idea awansu spolecznego, ktora doprowadzila do tego, ze mamy teraz do czynienia z czlowiekiem, ktory dawno juz przekroczyl swoj prog kompetencji umyslowej.

    Wedlug socjologow kazdy czlowiek w ciagu swojego zycia poznaje blizej w sensie towarzyskim okolo 100 osob. Sa to najczesciej czlonkowie rodziny, znajomi ze szkoly i studiow oraz  koledzy z pracy. Ludzi tych zapraszamy na swieta w rodzaju imienin czy slubow, dzielimy sie myslami (jesli takie mamy) albo napojami wyskokowymi itp. Jesli przyjmiemy, ze rozklad IQ znajomych posiada podobna strukture jak rozklad IQ populacji calkowitej (czyli ze znajomi wybierani sa przypadkowo z populacji) to to oznacza, ze w calym kregu mamy zaledwie dwie osoby, ktore istotnie moga nam powiedziec cos ciekawego badz udzielic rady, ktorej warto posluchac.  Faktycznie zas sytuacja wyglada jeszcze gorzej gdyz stanowisko jakie zajmujemy i IQ jakie posiadamy powoduje takze selekcje naszych znajomych i wobec tego wprowadza  automatyczna stratyfikacje naszych kontaktow towarzyskich. Tak wiec lekarze zamykaja sie we wlasnym srodowisku zawodowym , podobnie prawnicy czy naukowcy ale takze i czlonkowie elity wladzy. W efekcie jestesmy nie tylko wyobcowani z ogolnej masy narodu ale takze pozbawieni wartosciowej rady w tym rzadkim przypadku gdy zdamy sobie sami sprawe z tego, ze jej potrzebujemy. Zauwazmy bowiem, ze jedna z cech wspolczesnego spoleczenstwa jest calkowity brak autorytetow. Efekt ten jest wywolany swiadomoscia czlonkow populacji, ze osoby znajdujace sie "na swieczniku" znalazly sie tam w sposob przypadkowy a nie dzieki wlasnym cechom umyslu czy charakteru. Taka anarchiczna postawa umyslowa owocuje tym co Ziemkiewicz nazwal swego czasu "Polactwem" ja zas nazywam chamem wyzwolonym.

    Nie jest obecnie w modzie by podkreslac znaczenie ziemianstwa jako elity polskiej populacji ale jesli tylko pomyslimy przez chwile obiektywnie to trudno nie przyznac, ze Polska zawdziecza jej nie tylko swoje istnienie jako odrebnego organizmu terytorialno-politycznego ale takze jako tworcy narodowego dziedzictwa kulturalnego. Wiekszosc palacow i zbiorow sztuki jakie obecnie, zreszta zupelnie nieslusznie, uwaza sie za narodowe skarby nalezace do wszystkich Polakow, nigdy by nie powstala gdyby zabraklo woli, pieniedzy i inicjatywy Wielkich Szlachcicow Polskich. Polskie chlopstwo pozostawiloby po sobie dziedzictwo wylacznie w postaci kurnych chat i slawojek a takze glupkowatych piosenek ludowych. Jedynymi zas pomnikami kultury polskiej jakie zdolna jest wytworzyc klasa robotnicza sa kopce butelek po wodce.

   Zauwazmy takze, ze spoleczenstwa, ktore przeszly przez przemiany rewolucyjne powinny wykazywac rozklad IQ rozny od symetrycznego (rys.3). Mysle tu zwlaszcza o populacjach ZSRR i krajow dawnej demokracji ludowej. Implementacja bowiem idei spoleczenstwa bezklasowego w praktyce oznacza proces imbecylizacji calej pozostalej poddanej mu populacji. Dokonuje sie to w wyniku fizycznej elimniacji naturalnej elity kraju co oznacza usuniecie genotypow prowadzacych do wyzszych IQ osobniczych.  Tak wiec rewolucje sa w zasadzie zbrodnia przeciwko calej ludzkosci tworzacej owa populacje. Przez wyelimnowanie z niej nosicieli wartosciowych genow pozbawiamy automatycznie i nieodwracalnie cala populacje szansy na podwyzszenie jej zbiorowego IQ. Zniszczony przez wymordowanie czy zeslanie na wygnanie zbior nosicieli wartosciowych genow nie moze bowiem byc juz odtworzony wewnatrz zubozonej populacji resztkowej. Ze wzgledu jednak na to, ze kazde spoleczenstwo zorganizowane posiada pewna ilosc stanowisk kierowniczych, ktore musza byc obsadzone, nastepnym krokiem jest etap awansu spolecznego, polegajacy na tym ze owe stanowiska obejmuja badz ludzie nie posiadajacy do tego kwalfikacji badz tez "desanty" pochodzenia mniejszosciowego. Proces ten trwa obecnie w sposob intesywny na terenie Polski i innych krajow bylego imperium radzieckiego.
     Rysunek (3) podaje tylko ideowy wykres rozkladu IQ spoleczenstwa po rewolucji. Ogolnie mozemy oczekiwac, ze dzieki likwidacji tej czesci populacji przedrewolucyjnej, ktora stanowila elite ukladu poprzedniego bedziemy mieli mniejsza dyspersje w kierunku IQ wiekszego od tego jaki jest najczesciej spotykany a wiec spoleczenstwo "ludowe"bedzie mialo mniej osobnikow o wyzszej inteligencji. To zas przelozy sie natychmiast na pogorszony stan zarzadzania gospodarka oraz na bardziej chamski sposob traktowania spoleczenstwa. 

     Ostatnio wpadla mi w rece ksiazka zawierajaca wspomnienia profesora Michala Smialowskiego (M.Smialowski , "Wspomnienia", 1995) z okresu jego mlodosci biologicznej i naukowej oraz jego kariery jako menadzera nauki w okresie PRL-u. Prof. Smialowski byl swego czasu sekretarzem Wydzialu III Polakiej Akademii Nauk i dyrektorem Instytutu Chemii Fizycznej PAN wtedy gdy ja rozpoczynalem w nim prace. Jego ksiazka nie jest wydarzeniem literackim ale odslania wiele kulis polityki personalnej okresu Polski Ludowej i PRL-u, w ktorym to czasie autor byl znaczacym graczem na polu polityki naukowej kraju.
W pierwszym zas rzedzie pokazuje ona jakiego typu miernoty intelektualne wyplynely w tym czasie na szerokie wody polskiej nauki nie majac ku temu ani odpowiedniego przygotowania ani tez kwalfikacji naukowych badacza. Pozalowania godny stan polskiej nauki jaki byl wtedy i pozostal do czasow obecnych wynika bowiem z tego, ze brakuje w calej puli pracownikow naukowych, na poziomie uniwersyteckim czy instytutow PAN-owskich, umyslow oryginalnych, zdolnych do samodzielnego podjecia tematow badawczych. W efekcie powielane sa prace wtorne i przyczynkowe, ktore wywodza sie z kontaktow nawiazanych na stypendiach zagranicznych badz oddziedziczonych po promotorach prac doktorskich.   Umysly decyzyjne nauki polskiej zajmuja sie glownie rozgrywkami personalnymi pozostawiajac najczesciej inicjatywe badawcza w rekach mlodszych pracownikow naukowych, ktorzy sa do tego zupelnie nie przygotowani. Choroba naukowej bezplodnosci nie jest zreszta wylacznie dolegliwoscia polska gdyz zarowno przodujaca nauka radziecka jak i nauki amerykanska czy angielska roja sie od naukowych hohsztaplerow i "time servers". Nie mniej , w krajach gdzie na nauke i badania przeznacza sie istotnie powazne sumy a wynagrodzenia naukowcow nie sa niewielkie mozna wylowic z ogolnej ciemnej masy pewne diamenty intelektu i odkrycia warte poglebienia.

   Warto pamietac, ze wszelkie instytucje spoleczne, ktore musza dzialac sprawnie w trudnych warunkach maja strukture hierarchiczna, w ktorej ranga zleceniodawcy decyduje o podjetym dzialaniu. Tak dziala wojsko, policja czy straz pozarna. Podobnie hierarchiczna struktura powinna istniec w organizacji panstwa jesli to ma dzialac sprawnie dla realizacji projektow sluzacych dobru calego spoleczenstwa. Jak mowi nam jednak rozklad IQ tylko stosunkowo nieznaczna (rzedu 2%) czesc populacji jest w stanie zaproponowac jakis przemyslany program dzialania.  To zas oznacza, ze pozostale 98% spoleczenstwa nie powinno miec jakiegokolwiek wplywu na decyzje kto i kiedy stanie u steru panstwa. W systemie demokracji powszechnej jest jednak przeciwnie. Przynajmniej nominalnie dopuszczono do selekcji na najwyzsze stanowiska panstwowe owe 98% populacji, ktore stanowia bezmyslny motloch. Oczywiscie motloch ten jest manipulowany mniej lub bardziej zrecznie przez bedaca aktualnie przy wladzy oligarchie pieniadza i sil represji. Te jednak maja na ogol na mysli cele wlasne a nie dobro narodu i stad wynika obecny oplakany stan stosunkow w  Polsce  i zreszta nie tylko tu.

   Jesli ktos zastanowi sie nad przyczynami faktu, ze II Rzeczpospolita, ktora powstala w warunkach znacznie trudniejszych niz obecna Polska unijna, rozwijala sie pomyslnie mimo trudnosci scalenia trzech odrebnie administrowanych zaborow, kryzysu swiatowego oraz ciaglej walki z radzieckimi i niemieckimi sasiadami podczas gdy III Rzeczpospolita jest na panstwowej rowni pochylej (od roku 2005) to prosta odpowiedzia jest to, ze II RP posiadala zachowana i nienaruszona hierarchie spoleczna, w ktorej kazdy obywatel znal swoje miejsce. Ta naturalna struktura w ktorej Pan byl Panem a Cham -Chamem zostala niestety zniszczona przez komunistow, ktorym zalezalo na zdestabilizowaniu panstwa polskiego. Wielka szansa Polski po roku 1990 bylo odbudowanie odwiecznej struktury klasowej panstwa polskiego w polaczeniu z fizyczna likwidacja przedstawicieli komunistycznej nomenklatury i funkcjonariuszy resortow represji. Niestety kraj z owej szansy nie skorzystal co na przyszlosc rokuje jak najgorzej. Pamietajmy bowiem, ze decyzyjni komunisci i ich potomstwo, ktorzy doprowadzili do kompletnej zapasci PRL nie poradza sobie rowniez z obecnym PRL-bis. Kolejna Wieka Kraksa jest tuz tuz za progiem.


Uzupelnienie: