Jest ogolnie przyjetym chociaz rzadko wypowiadanym glosno stanowiskiem, ze obecna swiatowa recesja ekonomiczna kiedys sie skonczy i ze wtedy wroca lepsze czasy przypominajace lata przed rokiem 2000. Tymczasem ten optymistyczny poglad ma niewielkie szanse na realizacje. Jak juz pisalem uprzednio, okresy ekonomicznej prosperity w USA (ale tez i w Polsce) byly zawsze dotad wynikiem sztucznego stymulowania ekonomii. Wygasaly one tez zawsze gdy intesywnosc owego "bodzca" slabla. Jak to ma miejsce z wiekszoscia ukladow dynamicznych (z tlumieniem) poddanych bodzcowi impulsowemu, z biegiem czasu, uklad wraca do stanu podstawowego aby w nim trwac do chwili gdy znowu nastapi pobudzenie. Tak bylo, na przyklad, podczas calego okresu rzadow komunistycznych w Polsce (czyli Polski Ludowej i PRLu) gdzie bodzcami rozwojowymi byly amerykanskie pozyczki badz dotacje (http://bobolowisko.blogspot.com/2008/05/dawnych-wspomnien-czar-czyli-kryzysy.html ), ktorych zuzycie badz koniecznosc splacania powodowala powrot do siermieznego komunizmu i rozruchy.
Podobnie zreszta jest z ekonomia USA w wieku XX gdzie okresy dobrobytu byly zawsze zwiazane z wymuszona reakcja ukladu ekonomicznego na roznego rodzaju bodzce. Tak wiec wyjscie z depresji lat 1925-1935 v bylo mozliwe wylacznie dzieki II Wojnie Swiatowej, ktora pobudzila produkcje na cele wojenne i skierowala nadmiar sily roboczej na mieso armatnie. Nastepny okres prosperity w latach 1948- 1970 zawdzieczalo USA wyscigowi zbrojen , wojnom lokalnym z inwazja komunistyczna (Korea, Wietnam, Afryka itp) oraz dotacjom przeznaczonym na odbudowe nowego kordonu sanitarnego wokol poszerzonego po wojnie Imperium Sowieckiego. Wreszcie pobudzenie lat 1981-2001 bylo wywolane wyscigiem zbrojen z ZSRR, podniesieniem oprocentowania podstawowego i naplywem spekulacyjnego pieniadza z Azji (Japonia i "tygrysy") oraz z Europy. Jak widac to na rysunku wszystkie te bodzce wygasaly z uplywem czasu a uklad wracal do swojego stanu podstawowego, ktory mogl byc troche wyzszy niz ten jaki osiagala komunistyczna Polska w stadium regresu ale ktory tez wydawal sie przyzwyczajonym do lepszego zycia Amerykanom znacznie bardziej dotkliwym.
Jesli chodzi o Nasza Umeczona Ojczyzne to recepta na gospodarcza hosse bylo jak dotad (od 1945) wylacznie marnotrawienie pieniedzy, ktore udalo sie jakims cudem wyludzic od jakiegos zachodniego sponsora. Tradycja ta jest, jak sie zdaje, podtrzymywana nadal nadmiernym uzaleznieniem od unijnych dotacji wyzebranych w imie utrzymywania spokoju wewnetrznego w tej swiezo nabytej prowincji
IV Rzeszy. Sponsor ten nie jest zreszta nadmiernie hojny po roku 2001 i stad wynika stopniowe obnizanie sie stopy zyciowej Polakow, ktorych juz Niemcy nie maja zamiaru nadal utrzymywac. Jakze odmienne jest to zebrackie podejscie od tego jakie dominowalo w czasach II Rzeczpospolitej gdzie zadbano o to aby gospodarka polska byla autonomiczna i niezalezna od ekonomii nieprzyjaznie nastawionych sasiadow!
W chwili obecnej ekonomia swiatowa jest w dalszym ciagu w depresji, ktora zapewne bedzie trwac przez najblizsze pare lat. Podstawowymi czynnikami jakie determinuja ten stan rzeczy jest nadmierna podaz sily roboczej spowodowana przesunieciem wytwarzania towarow powszechnego uzytku do Azji i Ameryki Poludniowej (Meksyk, Brazylia) oraz mechanizacja prac, ktore dawniej musialy byc wykonywane recznie. Jest to powtorzenie problemu znanego w Polsce miedzywojennej jako problem wsi galicyjskiej gdzie takze wystepowal nadmiar sily roboczej w postaci robotnikow rolnych, dla ktorych nie bylo zatrudnienia na miejscu (po lekkomyslnym zniesieniu panszczyzny), a ktorzy nie chcieli badz nie byli w stanie przeniesc sie do miejsc, gdzie jeszcze mogliby ewentualnie znalezc zatrudnienie. W przypadku Polski tego czasu takim miejscem byly miasta przemyslowe badz emigracja do USA. Dla robotnikow USA miejscem gdzie przeniosly sie amerykanskie zaklady wytworcze jest Azja i inne kraje o lokalnym nadmiarze sily roboczej. W krajach tych napewno nie przyjma amerykanskich emigrantow o wygorowanych, jak na warunki lokalne, wymaganiach placowych!
Spojrzmy zreszta na ten problem z punktu widzenia demografi. Aktualna populacja USA wynosi ( w roku 2012) 313 847 465 obywateli. Z tego ogolnie w wieku zatrudnieniowym mamy 153 600 000 obywateli czyli okolo 49 % calej populacji. Jak z tego wynika 51% populacji stanowi wylacznie obciazenie dla kapitalu wypracowanego przez osoby zdolne do wykonywania pracy. Bez pracy pozostaje obecnie oficjalnie (bo bez wliczania osob mlodych, ktore nigdy nie podjely dotad pracy ze wzgledu na brak okazji) 9.6% czyli 14 745 600 czlonkow "labor force" . Oznacza to, ze aby zatrudnic owych bezrobotnych nalezaloby wytworzyc okolo 15 x 10^6 (czyli 15 milionow) stanowisk pracy. Zakladajac, ze srednio otrzymaliby oni wynagrodzenie rzadu 30 000 USD/rok kazdy, oraz ze ubezpieczenia i inne swiadczenia pochlonelyby drugie tyle to kazde takie miejsce pracy wymagaloby nakladu minimum 60 000 USD/rok. A do tego nalezy doliczyc koszty pomieszczen, narzedzi itp. Tak wiec aby zapewnic miejsca pracy dla bezrobotnych konieczny jest zastrzyk gotowki dla rynku pracy w wysokosci okolo 900 x 10^9 (900 mld) USD/rok. Oczywiscie mozemy zatrudnic tylko polowe bezrobotnych pozostawiajac oficjalne bezrobocie na poziomie 5% , co jest uwazane za poziom znosny. Nie mniej dla poratowania sytuacji konieczny jest doplyw co najmniej 400 mld dolarow, ktore musza sie skads wziac. Co wiecej, mimo tak duzej (i zanizonej) liczby osob bez pracy obecna gospodarka USA pracuje nie wykazujac jakis deficytow sily roboczej. Inaczej mowiac te z grubsza 15 milionow osob niezatrudnionych nie jest, w gruncie rzeczy, niezbedne dla funkcjonowania kraju. Stanowia oni jednak obciazenie dla funduszy socjalnych oraz zagrozenie dla bezpieczenstwa ogolu obywateli.
Podobne oszacowanie mozna zrobic i dla Naszej Umeczonej Ojczyzny. Jej populacja w roku 2011 wynosila 38 501 000 w tym zas bylo tylko 17 850 000 obywateli w wieku zatrudnieniowym. To zas stanowi okolo 46 % populacji calkowitej. Inaczej mowiac w calym kraju tylko okolo polowa osob pracuje wytwarzajac kapital narodowy. Z calej sily roboczej 12.4% pozostaje bez pracy co daje 2 213 400 bezrobotnych. Inaczej mowiac aby zlikwidowac to bezrobocie calkowicie nalezaloby stworzyc okolo 2 milionow nowych stanowisk pracy. Zakladajac srednie wynagrodzenie w wysokosci 40 000 PLN/rok oznacza to wprowadzenie kapitalu zatrudnieniowego w wysokosci 80 mld /rok. Faktycznie zas 2 do 3 razy wiecej jesli uwzglednimy koszty narzucone przy stworzeniu nowego miejsca pracy. Trudno mi powiedziec czy ekonomia polska odczuwa brak tych 2 mln obibokow ale niewatpliwie stanowia oni dodatkowe obciazenie kapitalu narodowego gdyz kazdy, ktory zyje na danym terytorium zyje takze z niego. Jesli sam nie wytwarza kapitalu to musi przejadac ten, ktory jest wypracowany przez jeszcze pracujaca czesc sily roboczej.
W chwili obecnej najpowazniejszym powodem trwalosci kryzysu ekonomicznego jest nadmiar ludnosci, dla ktorej nie ma i zapewne nie bedzie zatrudnienia w kraju zamieszkania. Odnosi sie to do USA i krajow europejskich a w szczegolnosci do Polski, ktora stala sie przybudowka ekonomiczna i rezerwuarem taniej sily roboczej krajow takich jak Niemcy, Holandia, Belgia i w pewnym stopniu Francja i Anglia.
Naturalnym przeciwdzialaniem sytuacji systemowego bezrobocia jest zmniejszanie populacji przez utrudnienie rozplodu (opodatkowanie posiadania dzieci, licencje na malzenstwo itp) oraz zwiekszenie smiertelnosci. Sa to sposoby godne polecenia takze i tego wzgledu, ze Polska jest obecnie przeludniona ponad dwukrotnie co owocuje nieodwracalna degradacja naturalnego srodowiska. Takie podejscie wymaga jednak kilku pokolen aby przyniesc konieczna ulge ekonomii i ekologii kraju. Pomocna jest tez emigracja zarobkowa do krajow Europy zachodniej. Trzeba jednak pamietac, ze kraje te cierpia takze na nadmiar sily roboczej i jedynie to, ze polscy emigranci rujnuja i tak nadwyrezony lokalny rynek pracy powoduje, ze znajduja oni tam pewna doze akceptacji wsrod pracodawcow.
Racjonalnym rozwiazaniem byloby porzucenie globalizmu na rzecz gospodarku autarkicznej (czyli samowystarczalnej). Taka recepture stosowala II RP, USA w czasie doktryny Monroe'go oraz Niemcy w czasie rzadow Hitlera i byly to gospodarki zdrowe i trwale. Powrot wytwarzania towarow powszechnego uzytku na terenie kraju dostarczylby wielu nowych miejsc pracy i przwrocilby mozliwosc istnienie samopodtrzymowujacej sie ekonomii. Czy jednak znajdzie sie w USA czy Polsce nowy "silny czlowiek", ktory odwazy sie wydac otwarta wojne zydowskiemu globalizmowi? USA albo UE moga tez szukac rozwiazania w postaci kolejnej wojny swiatowej: UE z Rosja o Bialorus i Ukraine a USA i Japonia z Chinami o ekonomiczna dominacje w rejonie Pacyfiku. Takie rozwiazanie wymaga jednak prawdziwej wojny globalnej, ktora istotnie zlikwiduje nadmiar populacji dzieki poteznym stratom w ludzich i sprzecie oraz wymusi zwrot gospodarki w kierunku potrzeb wojskowych i lokalnych. Wojny ograniczone byly bowiem juz stosowane ale nie przyniosly oczekiwanej ulgi gospodarczej (np Iraq czy Afganistan). Jest to chyba jedyne obecnie rozwiazanie dla USA (o ile nie zdecyduje sie ona na protekcjonistyczna polityke importowa).
Polska zas ma jeszcze jedno rozwiazanie, ktore moze byc wykorzystane tak dlugo jak dlugo posiada jeszcze wlasna walute.Jak juz pisalem uprzednio podstawowe waluty, takie jak USD czy EC dewaluuja sie z przecietna szybkoscia okolo 7% rocznie. Identyczna szybkosc dewaluacji wykazuje takze PLN. Taka synchronizacja spadku wartosci nabywczej nie moze byc przypadkowa i jest zapewne dzielem bankow centralnych. Rownolegly spadek wartosci walut powoduje, ze ekonomie krajow, ktore ich uzywaja nie maja specjalnej przewagi jedna nad druga wywolana relatywna tanioscia sily roboczej i warunkow wytwarzania. USD i EC to waluty o duzej "bezwladnosci" gdyz ich ekonomie sa duze i w przypadku euro rozciagaja sie na pare odrebnych organizmow politycznych. Polski PLN ma ta zalete, ze mozna jego wartosc nabywcza zmienic stosunkowo latwo zrowno w gore jak i w dol. Jesli jednak chcemy aby Polska stala sie krajem produkujacym, sciagajacym na swoj teren kapital inwestorow zagranicznych, ktorzy beda tu tworzyc nowe miejsca pracy to jedynym rozwiazaniem jest zdewaluowanie PLN do poziomu takiego jak w poczatkach III RP badz nawet do poziomu nizszego. Oznacza to, ze powinnismy dazyc do relacji 1 USD = 5 do 10 PLN. Taka relacja dala nam wzrost gospodarczy okresu 1995-2000 i ma uzasadnienie historyczne. W okresie II RP polska wymienialna zlotowka spadla z relacji 1 USD= 5.18 zl do poziomu 1 USD = 8 zl w okresie kryzysu lat 1929-1935 aby utrzymac polska ekonomie w stanie przedzawalowym. Korzystajac z relatywnie wiekszej dewaluacji PLN niz ta jak wykazuja USD i EC Polska mogalaby sie stac zaglebiem produkcyjnym Europy oraz rozwinac eksport polskich towarow na rynki europejskie i amerykanskie.Dla tego celu wystarczyloby powiekszyc stopien dewaluacji PLN do poziomu powiedzmy 14 % rocznie co spowodowaloby takze wzrost eksportu polskich towarow oraz zdlawienie importu. Oba czynniki powodujace wzrost zainteresowania produkcja krajowa a wiec takze i wzrost zatrudnienia. To zas spowodowaloby wzrost przychodow z podatkow od zatrudnienia oraz ozywienie na rynku wewnetrznym.
To co jednak chcialbym podkreslic najmocniej, gdyz jak widze z dyskusji, ten fakt umyka jakos uwagi czytelnikom to to, ze okresy prosperity w systemie kapitalistycznym sa czyms tymczasowym i wynikajacym z wykroczenia poza systematyczny rozwoj gospodarki. Niestety przez caly wiek XX wzrost zamoznosci spoleczenstwa nie wynikal z realnych mozliwosci gospodarki ale z naduzyc jakie na niej popelniano. Nie byl on wynikiem naturalnego rozwoju sil produkcyjnych ani z innowacji technologicznych ale wynikal z stosowania sztucznych bodzcow : wojen, nadmiernych i przekraczajacych realne mozliwosci dawcy kredytow oraz spekulacji graniczacej z oszustwem.