Gdyby ktos obserwowal zmiany nastepujace n a swiecie w ciagu ostatnich powiedzmy piecdziesieciu lat - czyli z grubsza w ciagu calego mojego doroslego zycia - to zapewne doszedlby do wniosku, ze zyjemy w czasach "ostatnich". Z perspektywy czasu widac bowiem stopniowa ale monotoniczna degradacje instytucji spolecznych (takich jak rodzina, panstwo, Kosciol , zgrupowania polityczne i spoleczne itp) a takze jakosci umyslow naszych wspolobywateli i sasiadow. Na stanowiska publicznego zaufania wybierani sa ludzie coraz mniej odpowiedni i coraz mniej rokujacy nadzieje na rozwiazanie coraz trudniejszych problemow jakie stoja przed ta populacja.Przyszlosc bowiem zapowiada sie nienajlepiej. Eksplozja populacyjna - zwlaszcza na kontynencie afro-azjatyckim ale i w Ameryce lacinskiej gwarantuje widoczny juz teraz ale w przyszlosci rosnacy nacisk na kraje rozwiniete: ich ekonomie, oslabiona spojnosc socjalna i religijna oraz powszechne zniewiescienie, ktore pod przykrywka emaptii rozbraja, konieczny do podtrzymania porzadku i ladu spolecznego, opor rasy bialej. A jest to wlasciwie jedyna rasa ludzka, ktora stworzyla obecna cywilizacje i jest warta cokolwiek pod wzgledem umyslowym w naszym ludzkim zoo.
Co jest przyczyna tej , byc moze nieodwracalnej, degeneracji swiata "bialego czlowieka"? Moim zdaniem glownymi przyczynami sa : 1) pozorowana demokracja wprowadzona "na sile" na swiecie przez panstwa pretendujace do pozycji lidera. Niegdys byla nim Rosja Sowiecka, ktora podminowala istniejacy porzadek spoleczny w krajach cywilizowanych (wymuszajac na nich wprowadzenie tzw praw ludzkich -civil rights oraz panstwa powszechnego dobrobytu - welfare state), ktore jeszcze bronily ideologii Wolnego Swiata i 2) wzrastajaca feminizacja spoleczenstw wzmacniajaca w nich te rysy spoleczne ktore sa przeciwienstwem do wczesniej cenionych cech meskich. Tak jak niegdys ceniono odwage, uczciwosc, wiernosc, bezwzglednosc, porzadek prawny i spoleczna hierarchie tak teraz dominuja we wspolczesnym swiecie cechy kobiece: brak zdecydowania, unikanie odpowiedzialnosci za trudne decyzje, milosierdzie czy tworzenie sitw kobiecego wsparcia. Sa to typowe cechy umyslu kobiecego , ktore wynikaja byc moze z tego, ze przecietna waga mozgu kobiety wynosi tylko okolo 90% wagi mozgu mezczyzny. To wszystko byloby jeszcze drobiazgiem gdyby nie fakt, ze szkoly i media utrwalaja ten defetystyczny model spoleczny takze wsrod meskiej czesci mlodej populacji. Tym samym zas dokonuja umyslowej kastracji na pokoleniu mlodych mezczyzn. Ten odwrot od cech uwazanych dawniej za definiujace mezczyzne bedzie mial w przyszlosci katastrofalne skutki.
Czy bowiem bylyby mozliwe obecnie takie przedsiewziecia jak podboj Ameryki i likwidacja Indian , dzieki czemu otworzyla sie mozliwosc stworzenia najwyzszej cywilizacji jaka istnieje na Ziemi? Czy obecni mezczyzni a moze i aspirujace do tej roli kobiety (kobietony) mialyby wystarczajaca wole i zdecydowanie aby podbic i podporzadkowac sobie ludy kolorowe Afryki, Polinezji czy Azji - jak to uczynili swego czasu wielcy konkwiskadorzy Hiszpanii, Anglii, Francji czy Portugalii? Jako dziecko czy tez wyrostek wychowalem sie czytajac powiesci Henryka Sienkiewicza, Jacka Londona, Fenimoore Coopera czy Karola Maya. A nie byly to dziela literackie buzujace empatia czy miloscia dla praw podbitego czlowieka. Czy wreszcie ktokolwiek z zarliwych wyznawcow Naszej Swietej Religii Katolickiej odwazylby sie zapostulowac wznowienie krucjat i wytepienie pogan, heretykow i schizmatykow? Od 2000 lat grob Zbawiciela znajduje sie w rekach pogan. I co? - I nic. Jerozolima jest dla chrzescijan wylacznie celem turystycznym. Zar przekonan religijnych i wiernosc ich zasadom zaniknela w cywilizacji lacinskiej. Jesli jeszcze sa jakies rasy czy narody, ktore traktuja swoje religie i wiare w Boga powaznie to sa nimi chyba tylko mahometanie. Tych jednak najwyrazniej wolno nam tylko kochac pomimo tego, ze wiekszosc naszej historii - jako panstw nalezacych do cywilizacji lacinskiej- spedzilismy opedzajac sie od mahometanskiej inwazji. Czyzby nasi przodkowie nie wiedzieli ile traca towarzysko walczac z Turkami pod Warna, Wiedniem czy Cecora? A jednak nikt o zdrowych zmyslach nie proponowalby dawniej aby dokonac w Europie (ale i w Ameryce) osadnictwa ludnosci, ktorej tradycje, religia i obyczaje sa ortogonalne do naszych. Na inwazje, czy to zbrojna czy infiltracyjna, odpowiadano sila i dzieki temu nasze kobiety nie musza nosic sukni do ziemi i zaslaniac twarzy a mezczyzni nie musza (jeszcze) poddawac sie pewnej dyskretnej operacji.
Wczoraj ogladalem trzecia i ostatnia oficjalna debate pomiedzy kandydatami do stanowiska Wodza Wolnego Swiata : Trumpem i Clintonowa. Moim zdaniem Trump wreszcie wypadl lepiej ale czy to wystarczy aby pokonac hordy kolorowych mniejszosci jakie stoja za Clintonowa spragnione swiadczen panstwa dobrobytu - tego nie jestem pewnien. Jak wskazuja badania opinii publicznej gdyby glosowali wylacznie mezczyzni to Trump wygralby bezkonkurencyjnie. Podobnie jest gdyby glosowali wylacznie biali obywatele USA (mezczyzni i kobiety) . Wyglada jednak na to, ze bedziemy mieli powtorke sytuacji z wyboru pierwszego prezydenta II RP. O wyniku zdecyduja mniejszosci. Jest to ponownie potwierdzenie mojej tezy, ze spoleczenstwa mieszane kulturowo i rasowo sa politycznie niestabilne tak dlugo jak dlugo jedna z ras nie podporzadkuje sobie bezwzglednie calej reszty obcego talatajstwa. To jednak nie jest latwe w systemie demokratycznym.
Najczesciej najmniej wartosciowe podsekcje spoleczenstwa maja najwieksza wydajnosc rozplodowa.
Trump przedstawil dosyc racjonalny program rozwoju USA po swoim ewentualnym wyborze. Najwieksza wage przyklada on do pacyfikacji populacji kolorowej poprzez usuniecie glownych przedstawicieli kryminalnej elity tego srodowiska i spowolnienie badz zatrzymani naplywu kolorowych imigrantow z Ameryki lacinskiej, Azji i Afryki. Duza wage przyklada on do renegocjacji traktatow handlowych, ktore slusznie uwaza za wyjatkowo niekorzystne dla USA. Liczy on na to, ze dzieki stosownej rewizji sytuacji w handlu zagranicznym uda mu sie ozywic wytwarzanie towarow powszechnego uzytku w USA. Moim zdaniem nie jest to mozliwe bez powrotu do "ekonomii komorkowej" czyli ochrony wlasnego rynku przez zastosowanie cel. Ale samo zwrocenie uwagi na taka koniecznosc uwazam za fakt obiecujacy. No i zgodny z moimi zaleceniami http://bobolowisko.blogspot.com/2016/05/mlot-na-ekonomiczne-czarownice.html
o ktorych oczywiscie kandydat nie ma pojecia. Uwazam tez za racjonalna jego sugestie aby skorzystac z tymczasowej kooperacji z Syria i Rosja dla opanowania inwazji sunnickiej wersji mahometanizmu w Azji Mniejszej i w Afryce. Czas aby wreszcie zainteresowani ta sprawa zdali sobie sprawe z tego, ze mamy tam do czynienia z wojna religijna, ktorej korzenie siegaja wielu wiekow. Z nienawiscia pomiedzy szyitami i sunnitami, ktora byla juz zrodlem wielu wojen czy powstan w przeszlosci i jest oparata o elementy irracjonalne.Ubocznym zjawiskiem pacyfikacji obecnego konfliktu w Syrii i Libii jest to, ze zaostrzeniu ulegaja dotad przykladne stosunki pomiedzy USA i Arabia Saudyjska. Ta ostatnia jest bowiem centrum wsparcia dla sunnickiej agresji i posrednim animatorem zdarzen w Azji Mniejszej i Afryce polnocnej. Podobnie zreszta mozemy oczekiwac dalszego pogorszenia stosunkow USA z Turcja gdzie sunnici sa takze dominujaca populacja. Czas najwyzszy aby wszyscy w USA ale i w Polsce zdali sobie sprawe z tego ze religijnie aktywni sunnici byli od wiekow najwiekszym zagrozeniem dla Europy. Agresja ta swego czasu przejawiala sie w politycznej formie kalifatu (Hiszpania) czy sultanatu (panstwo Ottomanskie) ale jej trescia jest wlasnie religia sunnicka czyli ortodoksyjny mahometanizm. Przystapienie Turcji do UE jest ponurym nonsensem o czym jednak nigdzie sie nie pisze czy mowi.
O wystapieniu pani Clinton pisac nie bede bo nie znosza jej typowego politycznie poprawnego gadulstwa, za ktorym nic faktycznie nie stoi. Jesli jednak uda jej sie oglupic wyborcow mozemy spodziewac sie jednej z najgorszych dla Ameryki administracji. Oby do tego nie doszlo!
*Przywroc wielkosc Ameryce!
Blog ten prezentuje informacje i wiadomosci dobre lub zle ale zawsze prawdziwe. Brak wolnosci slowa na tym wlasnie polega, ze wolno jest mowic i pisac tylko to co wolno. (T. Kotarbinski)
piątek, 21 października 2016
wtorek, 11 października 2016
Wyklety powstan ludu ziemi...
W niedziele ogladalem druga polemike pomiedzy aktualnymi kandydatami na stanowisko prezydenta USA: byla sekretarz stanu Hilary Clinton (DFL) and przedsiebiorca Donaldem Trumpem (GOP). Niestety spotkanie to, tak istotne dla sprecyzowania politycznych pogladow obu kandydatow, nieco mnie rozczarowalo. Wieksza czesc calego spotkania poswiecona byla temu co Amerykanie nazywaja "character assasination" co niedokladnie przeklada sie na "opluskwianie". Clintonowa rozpoczela atak wyciagajac stare i nieoficjalne nagrania rozmow Trumpa, w ktorych kandydat wypowiadal sie na temat swoich relacji z kobietami. Oczywiscie bogaty w okreslenia kobiet jezyk amerykanski posiada malownicze okreslenia takie jak pussy (psioszka) , bimbo (puszczalska) , bitch (suka), cunt (pizda) itp, ktore zreszta znamy i uzywamy w Polsce w otoczeniu kolegow, z ktorymi nie musimy sie krepowac. W wysublimowanym swiecie amerykanskiej politycznej poprawnosci sa to jednak okreslenia, ktore moga rywalowi powaznie zaszkodzic. Chodzi tu zwlaszcza o mlodociane feministki, ktorym absolutnie przewrocilo sie w glowie i w USA i w Polsce. W dodatku Trump nieostroznie relacjonowal w rozmowie pewne fakty nadmiernie bezposredniego obcowania z plcia piekna acz niezbyt cnotliwa. Wspominal on bowiem jak bedac "gwiazda" telewizyjnego ekranu dopuszczal sie on obmacywania chetnych przedstawicielek plci pieknej . Zwazywszy, ze Trump jest czlowiekiem niezmiernie bogatym i osoba publiczna przypuszczam, ze to raczej on powinien sie opedzac od starajacych sie o jego wzgledy niewiast. My zas powinnismy sie cieszyc, ze nie jest on jakims obrzydliwym zboczencem ale mezczyzna w sile wieku, dla ktorego kobiety , zwlaszcza ladne przedstwicielki z Europy Wschodniej, sa w dalszym ciagu obiektem aktywnego zainteresowania.
Dla Clintonowej byla to jednak okazja wyjatkowa aby zajac pozycje "moralnej wyzszosci" chociaz niektorzy pamietaja jeszcze wyczyny jej meza z czasow gdy byl on gubernatorem stanu Arkansas a potem prezydentem USA oraz jej wlasne przygody jako poczatkujacego polityka. Zreszta Trump sprowadzil tez na spotkanie dobrane grono rozczarowanych kochanek bylego prezydenta. Mialo to zapewne zrownowazyc efekt dwulicowego potepienia ze strony Clintonowej i i zaklamanych kreatur, ktore ja popieraja.
Trump wyciagnal zas stara juz sprawe "zaginionych" e-maili Clintonowej z czasow gdy pelnila ona obowiazki Sekretarza Stanu i aby uniknac niechcianej kontroli (ze strony kogo -nie wiem) zalozyla sobie prywatny serwer poczty elektronicznej, przez ktora wysylala zapewne informacje, ktore mialy pozostac nieoficjalne. Ze wzgledu na to ze w poczcie jej znalazly sie takze dokumenty obdarzone klauzula tajnosci (o czym, jak Clintonowa zapewnia, ona nie wiedziala) sam fakt istnienia takie "podwojnej buchalterii" byl w zasadzie przestepstwem. W dodatku, jak twierdzi Trump, Clintonowa wytarla niewygodne e-maile mimo, ze wgladu do niech domagala sie komisja senacka. Cala sprawa zostala zreszta zatuszowana dzieki bezposredniej interwencji aktualnego meza i bylego prezydenta u ministra sprawiedliwosci. Jest to jeden z wielu przykladow korupcji jakich dopuszczal sie i dopuszcza sie nadal klan Clintonow. Byc moze pomaga im w tym przynazleznosc do masonerii.
Bardziej interesujaca byla wymiana pogladow na aktualny system ubezpieczenia medycznego, tak zwana "Obama-care", ktory jest zreszta rozwinieciem i modyfikacja wczesniejszgo planu Clintonowej. Jej oryginalna propozycja reformy nie zostala zrealizowana za czasow administracji Clintona, ale wprowadzona w zycie za Obamy, jest jednym z najbardziej spektakularnych katastrof tej administracji. Nic wiec tez dziwnego, ze socjalistycznie nastrojona Clintonowa, jest goracym zwolennikiem programu, ktorego jest tworca i inicjatorem, a Trump najchetniej by zlikwidowal cala impreze i powrocil do systemu poprzedniego, ktory mial zdrowe podstawy finansowe. Moim zdaniem Trump ma zupelna racje gdy wskazuje na finansowy nonsens planu zdrowotnego Obamy i na lawinowo rosnace koszty calej operacji. Rzecz jasna dopuszczenie do udzialu w ubezpieczeniu medycznym osob, ktore maja dyskwalfikujace dolegliwosci medyczne sprzed czasu ubezpieczenia zalamuje cala statystyka ubezpieczenia . Wyobrazmy sobie co by stalo sie z ubezpieczeniem samochodowym (auto-casco) gdyby mozna go bylo wykupic i pobrac pieniadze za strate po tym jak wypadek juz nastapil. Z problemu zdarzenia losowego, ktory daje kompanii ubezpieczajacej pewna szanse zysku, zrobilaby sie pewna strata . I to wlasnie mamy w przypadku ubezpieczenia zdrowotnego Obamy. W dodatku odpowiedzialnosc ubezpieczajacego jest obecnie nielimitowana!
Oznacza to, ze nie tylko pozwalamy wykupic albo dostac od panstwa polise ubezpieczeniowa osobom powaznie chorym ale takze to, ze taki klient pozostanie z kompania przez caly czas swego zycia. Jest to wiec gwarantowana strata, strata ktora beda musieli pokryc pozostali placacy klienci ubezpieczalni. Stad zreszta biora sie podwyzszone stawki ubezpieczeniowe (na ktore narzekaja inni klienci Obama -care) oraz zmniejszone swiadczenia i trudnosci z dostepem do lekarzy.
Osobiscie zaluje, ze Trump nie wyjasnil sluchaczom tej prostej prawdy, ze nie moga miec lepszej obslugi nizszym kosztem badz za darmo bo ktos w koncu musi za to wszystko zaplacic. Ale latwo i przyjemnie jest rozdawac przywileje obywatelom jak "kielbase wyborcza". Trudniej zas jest sie z tej finansowo nonsensownej sytuacji wykrecic. Rozwiazaniem moze byc panstwowa "sluzba zdrowia" , ktora zreszta istnieje i obecnie, odrebna od platnej przez zainteresowanych taka usluga klientow, na wyzszym poziomie serwisu dostarczanego przez dzialajace z niskiej checi zysku kompanie ubezpieczeniowe. Rozwiaze to problem finansowy ubezpieczycieli ale nie uratuje reszty obywateli przed podwyzka podatkow konieczna dla finansowania panstwowej sluzby zdrowia. Podobna sytuacje mamy zreszta w Polsce z projektem "500+" . Rzecz w tym, ze malo kto z Amerykanow zdaje sobie sprawe z tego, ze koszty, ktorych nie moga pokryc inni beda w ostatecznej instancji pokryte z ich wlasnych podatkow badz bezposrednio badz tez w postaci dewaluacji waluty a wiec kosztem ich wynagrodzen (ktore beda mialy nizsza wartosc nabywcza) oraz ich oszczednosci.
Niestety Trump nie powiedzial tego jasno i brutalnie byc moze nie zdajac sobie sprawy lub tez nic chcac alienowac wyborcow. Glupi sentymentalizm jest bowiem chlebem powszednim obecnej kampanii wyborczej.
W rozmowie poruszono tez oczywiscie problem imigracji i ochrony granic przed osobami, ktore ja przekraczaja nielegalnie. I znowu Clintonowa grala na sentymentach mowiac, ze ograniczenie imigracji jest przeciwne "duchowi Ameryki" - jakby cos takiego istotnie nalezalo brac powaznie a Trump slusznie ale niewystarczajaco silnie podkreslal koniecznosc przyhamowania naplywu Afrykanow i Azjatow ze wzgledu na liczne i niedobre doswiadczenia z kolorowymi imigrantami. Lista tych rozczarowan jest wielka i Trump powinien miec w malym palcu stosowne przyklady - ale nie mial. W efekcie Clintonowa zostala oredowniczkom kolorowej czesci populacji co bylo istotnym niedociagnieciem. Trump ma bowiem absolutna racje gdy mowi (tak jak i ja), ze Ameryka jest juz przeludniona a jej ekonomia nie jest w stanie wchlonac dodatkowych rak do pracy.
Wspomniano takze o istniejacych w USA konfliktach rasowych. Od paru bowiem lat widzimy narastajaca fale bandytyzmu i kryminalnych zachowan ze strony murzynow , mulatow i latynosow. W roku biezacym mamy do czynienia z regularnymi atakami na policje w fachowym wykonaniu bylych zdemobilizowanych zolnierzy. Uprzednio zas mielismy takze ataki na towarzyszy broni w wykonaniu aktywnych zolnierzy pochodzacych z mniejszosci narodowych. Nikt , wlacznie z Trumpem, nie wspomina jakos tych zdarzen, ktore mowia nam, ze zroznicowana rasowo, plciowo i religijnie armia i policja USA moze nie byc juz pewna ostoja rezimu w wypadku gdy konflikt wewnetrzny rozpali sie na dobre. Prezydent Obama konczy tez swoje urzedowanie udzielajac amnestii i wypuszczajac mase kolorowych kryminalistow co nie wrozy nic dobrego na przyszlosc. Oczywiscie uzasadnieniem jest to, ze populacja kolorowych w wiezieniach jest niepropporcjonalnie wysoka w stosunku do proporcji liczebnosci populacji bialej i kolorowej na wolnosci. Dla niego jest to dowod na rasowe uprzedzenia systemu sprawiedliwosci . Ja zas uwazam, ze dowodzi to tylko tego, ze kolorowi popelniaja powazne przestepstwa czesciej niz biali.
Podsumowujac uwazam, ze dla USA kandydatura Trumpa jest o niebo lepsza od Clintonowej co jednak nie znaczy, ze zgodzi sie ze mna wiekszosc wyborcow. Clintonowa kupuje sobie serca obietnicami, ktorych rzecz jasna spelnic nie moze oraz argumentami emocjonalnymi wypowiadanymi tonem "obrazonej ksiezniczki", za ktora sie uwaza. Trump zas nie przejawia niezbednej brutalnosci argumentacji co w efekcie nie spelnia roli "kuracji szokowej" jakiej trzeba poddac amerykanskie spoleczenstwo.
Dla Clintonowej byla to jednak okazja wyjatkowa aby zajac pozycje "moralnej wyzszosci" chociaz niektorzy pamietaja jeszcze wyczyny jej meza z czasow gdy byl on gubernatorem stanu Arkansas a potem prezydentem USA oraz jej wlasne przygody jako poczatkujacego polityka. Zreszta Trump sprowadzil tez na spotkanie dobrane grono rozczarowanych kochanek bylego prezydenta. Mialo to zapewne zrownowazyc efekt dwulicowego potepienia ze strony Clintonowej i i zaklamanych kreatur, ktore ja popieraja.
Trump wyciagnal zas stara juz sprawe "zaginionych" e-maili Clintonowej z czasow gdy pelnila ona obowiazki Sekretarza Stanu i aby uniknac niechcianej kontroli (ze strony kogo -nie wiem) zalozyla sobie prywatny serwer poczty elektronicznej, przez ktora wysylala zapewne informacje, ktore mialy pozostac nieoficjalne. Ze wzgledu na to ze w poczcie jej znalazly sie takze dokumenty obdarzone klauzula tajnosci (o czym, jak Clintonowa zapewnia, ona nie wiedziala) sam fakt istnienia takie "podwojnej buchalterii" byl w zasadzie przestepstwem. W dodatku, jak twierdzi Trump, Clintonowa wytarla niewygodne e-maile mimo, ze wgladu do niech domagala sie komisja senacka. Cala sprawa zostala zreszta zatuszowana dzieki bezposredniej interwencji aktualnego meza i bylego prezydenta u ministra sprawiedliwosci. Jest to jeden z wielu przykladow korupcji jakich dopuszczal sie i dopuszcza sie nadal klan Clintonow. Byc moze pomaga im w tym przynazleznosc do masonerii.
Bardziej interesujaca byla wymiana pogladow na aktualny system ubezpieczenia medycznego, tak zwana "Obama-care", ktory jest zreszta rozwinieciem i modyfikacja wczesniejszgo planu Clintonowej. Jej oryginalna propozycja reformy nie zostala zrealizowana za czasow administracji Clintona, ale wprowadzona w zycie za Obamy, jest jednym z najbardziej spektakularnych katastrof tej administracji. Nic wiec tez dziwnego, ze socjalistycznie nastrojona Clintonowa, jest goracym zwolennikiem programu, ktorego jest tworca i inicjatorem, a Trump najchetniej by zlikwidowal cala impreze i powrocil do systemu poprzedniego, ktory mial zdrowe podstawy finansowe. Moim zdaniem Trump ma zupelna racje gdy wskazuje na finansowy nonsens planu zdrowotnego Obamy i na lawinowo rosnace koszty calej operacji. Rzecz jasna dopuszczenie do udzialu w ubezpieczeniu medycznym osob, ktore maja dyskwalfikujace dolegliwosci medyczne sprzed czasu ubezpieczenia zalamuje cala statystyka ubezpieczenia . Wyobrazmy sobie co by stalo sie z ubezpieczeniem samochodowym (auto-casco) gdyby mozna go bylo wykupic i pobrac pieniadze za strate po tym jak wypadek juz nastapil. Z problemu zdarzenia losowego, ktory daje kompanii ubezpieczajacej pewna szanse zysku, zrobilaby sie pewna strata . I to wlasnie mamy w przypadku ubezpieczenia zdrowotnego Obamy. W dodatku odpowiedzialnosc ubezpieczajacego jest obecnie nielimitowana!
Oznacza to, ze nie tylko pozwalamy wykupic albo dostac od panstwa polise ubezpieczeniowa osobom powaznie chorym ale takze to, ze taki klient pozostanie z kompania przez caly czas swego zycia. Jest to wiec gwarantowana strata, strata ktora beda musieli pokryc pozostali placacy klienci ubezpieczalni. Stad zreszta biora sie podwyzszone stawki ubezpieczeniowe (na ktore narzekaja inni klienci Obama -care) oraz zmniejszone swiadczenia i trudnosci z dostepem do lekarzy.
Osobiscie zaluje, ze Trump nie wyjasnil sluchaczom tej prostej prawdy, ze nie moga miec lepszej obslugi nizszym kosztem badz za darmo bo ktos w koncu musi za to wszystko zaplacic. Ale latwo i przyjemnie jest rozdawac przywileje obywatelom jak "kielbase wyborcza". Trudniej zas jest sie z tej finansowo nonsensownej sytuacji wykrecic. Rozwiazaniem moze byc panstwowa "sluzba zdrowia" , ktora zreszta istnieje i obecnie, odrebna od platnej przez zainteresowanych taka usluga klientow, na wyzszym poziomie serwisu dostarczanego przez dzialajace z niskiej checi zysku kompanie ubezpieczeniowe. Rozwiaze to problem finansowy ubezpieczycieli ale nie uratuje reszty obywateli przed podwyzka podatkow konieczna dla finansowania panstwowej sluzby zdrowia. Podobna sytuacje mamy zreszta w Polsce z projektem "500+" . Rzecz w tym, ze malo kto z Amerykanow zdaje sobie sprawe z tego, ze koszty, ktorych nie moga pokryc inni beda w ostatecznej instancji pokryte z ich wlasnych podatkow badz bezposrednio badz tez w postaci dewaluacji waluty a wiec kosztem ich wynagrodzen (ktore beda mialy nizsza wartosc nabywcza) oraz ich oszczednosci.
Niestety Trump nie powiedzial tego jasno i brutalnie byc moze nie zdajac sobie sprawy lub tez nic chcac alienowac wyborcow. Glupi sentymentalizm jest bowiem chlebem powszednim obecnej kampanii wyborczej.
W rozmowie poruszono tez oczywiscie problem imigracji i ochrony granic przed osobami, ktore ja przekraczaja nielegalnie. I znowu Clintonowa grala na sentymentach mowiac, ze ograniczenie imigracji jest przeciwne "duchowi Ameryki" - jakby cos takiego istotnie nalezalo brac powaznie a Trump slusznie ale niewystarczajaco silnie podkreslal koniecznosc przyhamowania naplywu Afrykanow i Azjatow ze wzgledu na liczne i niedobre doswiadczenia z kolorowymi imigrantami. Lista tych rozczarowan jest wielka i Trump powinien miec w malym palcu stosowne przyklady - ale nie mial. W efekcie Clintonowa zostala oredowniczkom kolorowej czesci populacji co bylo istotnym niedociagnieciem. Trump ma bowiem absolutna racje gdy mowi (tak jak i ja), ze Ameryka jest juz przeludniona a jej ekonomia nie jest w stanie wchlonac dodatkowych rak do pracy.
Wspomniano takze o istniejacych w USA konfliktach rasowych. Od paru bowiem lat widzimy narastajaca fale bandytyzmu i kryminalnych zachowan ze strony murzynow , mulatow i latynosow. W roku biezacym mamy do czynienia z regularnymi atakami na policje w fachowym wykonaniu bylych zdemobilizowanych zolnierzy. Uprzednio zas mielismy takze ataki na towarzyszy broni w wykonaniu aktywnych zolnierzy pochodzacych z mniejszosci narodowych. Nikt , wlacznie z Trumpem, nie wspomina jakos tych zdarzen, ktore mowia nam, ze zroznicowana rasowo, plciowo i religijnie armia i policja USA moze nie byc juz pewna ostoja rezimu w wypadku gdy konflikt wewnetrzny rozpali sie na dobre. Prezydent Obama konczy tez swoje urzedowanie udzielajac amnestii i wypuszczajac mase kolorowych kryminalistow co nie wrozy nic dobrego na przyszlosc. Oczywiscie uzasadnieniem jest to, ze populacja kolorowych w wiezieniach jest niepropporcjonalnie wysoka w stosunku do proporcji liczebnosci populacji bialej i kolorowej na wolnosci. Dla niego jest to dowod na rasowe uprzedzenia systemu sprawiedliwosci . Ja zas uwazam, ze dowodzi to tylko tego, ze kolorowi popelniaja powazne przestepstwa czesciej niz biali.
Podsumowujac uwazam, ze dla USA kandydatura Trumpa jest o niebo lepsza od Clintonowej co jednak nie znaczy, ze zgodzi sie ze mna wiekszosc wyborcow. Clintonowa kupuje sobie serca obietnicami, ktorych rzecz jasna spelnic nie moze oraz argumentami emocjonalnymi wypowiadanymi tonem "obrazonej ksiezniczki", za ktora sie uwaza. Trump zas nie przejawia niezbednej brutalnosci argumentacji co w efekcie nie spelnia roli "kuracji szokowej" jakiej trzeba poddac amerykanskie spoleczenstwo.
poniedziałek, 3 października 2016
Najwieksze naukowe oszustwo XX wieku?
Najwiekszy reklamiarz naukowy XX wieku |
Szczególna teoria względności opiera się na dwóch postulatach, których prawdziwość nie jest bezdyskusyjna. Postulat pierwszy, nazwany zasadą względności , mówi, że wszystkie prawa przyrody maja jednakowa postac matematyczna we wszystkich inercjalnych układach odniesienia. Co to są układy inercjalne? Są to układy współrzędnych poruszające się względem siebie ruchem jednostajnym prostoliniowym (czyli ze stałą prędkością po prostoliniowej trajektorii w przestrzeni trójwymiarowej). Przez prawa przyrody rozumiemy tutaj podstawowe zależności opisujące ewolucję układu fizycznego inaczej mówiąc – równania ruchu układu. Zasada wzglednosci mowi wiec, ze rownania ruchu ukladu powinny byc transformowalne do identycznej postaci pomiedzy inercyjnymi ukladami odniesienia. Historycznie, punktem wyjściowym teorii był problem równań pola elektromagnetycznego, które okazały się nie- niezmiennicze wobec transformacji układu współrzędnych określonych wyżej i znanych pod nazwą transformacji Galileusza. Powstało więc pytanie czy można znaleźć transformację zmiennych spełniającą warunek niezmienniczości. Taka transformacja została zaproponowana przez W . Voigt’a w 1887 roku ale jest obecnie znana pod nazwą transformacji Lorentz’a mimo, że artykuł H.A. Lorentz’a został opublikowany później bo w roku 1895. Były to czasy burzliwe i płodne dla fizyki, czasy w których dostęp do artykułów zamieszczonych w czasopismach naukowych nie był tak prosty jak to jest obecnie. Problemem dnia ówczesnego była kwestia istnienia (lub nie) ośrodka, w którym odbywają się drgania fali elektromagnetycznej oraz interpretacja słynnych doświadczeń Michelson’a-Morley’a. Doświadczenia te sugerowały, moim zdaniem mylnie, że prędkość rozchodzenia się fal elektromagnetycznych jest stała we wszystkich kierunkach trójwymiarowej przestrzeni i nie zależna od szybkości źródła czy obserwatora. Byl to drugi postulat wniesiony przez Einsteina. W praktyce teoretyka cała kwestia wyboru transformacji gwarantującej niezmienniczość równań pola elektromagnetycznego sprowadzała się do znalezienia przekształcenia współrzędnych w taki sposób aby równania falowe opisujące ewolucję pól elektrycznego i magnetycznego miało identyczną postać w układzie wyjściowym-laboratoryjnym oraz w układzie inercjalnym poruszającym się względem laboratoryjnego ze stałą prędkością. Okazało się jednak to możliwe tylko wtedy gdy za zmienną ulegającą transformacji uznamy także czas.
Z punktu widzenia fizyki klasycznej były to propozycje absurdalne. Czas w fizyce klasycznej był parametrem ewolucji układu (parametrem grupy przekształceń kanonicznych) a nie nową zmienną – w rodzaju współrzędnej kartezjańskiej w przestrzeni trójwymiarowej. Czas powinien być więc identycznny w obu inercjalnych układach odniesienia jeśli jeden układ odniesienia przesuwa się względem drugiego ( w przestrzeni trójwymiarowej). Nie mniej, jeśli przyjmiemy punkt widzenia, że faktycznie żyjemy w przestrzeni cztero-wymiarowej, w której istnieją trzy współrzędne przestrzenne oraz dodatkowy wymiar -czas ( a ściślej iloczyn czasu i prędkości światła) to pójdziemy drogą, którą wybrał A. Einstein w 1905 roku. Szczególna teoria względności wykładana obecnie jest konsekwentnym rozwinięciem tej linii myślowej.
Jest to teoria bardzo elegancka z matematycznego punktu widzenia ale też niosąca z sobą szereg trudności pojęciowych i fizycznych. Nic więc też dziwnego, że od samego początku jej istnienia wniesiono szereg zastrzeżeń. Niestety osoby kwestionujące poprawność teorii Einsteina nie cieszyły się równą mu renomą w środowisku naukowym i zapewne z tego powodu od ponad stu lat studenci uczeni są według schematu myślowego “Ojca Zalozyciela”. Musimy też pamiętać, że środowisko naukowe jest jednym z najbardziej konserwatywnych jakie poznałem a od 1905 roku powstała cała masa publikacji i dysertacji opierających się na i stosujących szczególną teorię względności. To powoduje pewną bezwładność recenzyjno- myślową, której przełamanie wymagałoby pojawienia się jakiejś istotnej niezgodności teorii z doświadczeniem. Tymczasem praktyczne przewidywania teorii elektromagnetyzmu nie wymagają wykraczania poza klasyczną elektrodynamikę Maxwella. Szybkości relatywistyczne pojawiają się niezbyt często nawet w zastosowania astrofizycznych. To zaś powoduje, że kwestia wytestowania poprawności teorii względności i jej ewentualnych teoretycznych rywali nie jest paląca.
Jak już bowiem wspomniałem teoria Einsteina jest spójną logicznie. Jej wadą jest jej “nie-fizycznosc” a także oderwanie matematycznej struktury od podstawowego modelu rzeczywistości. Żyjemy bowiem pod wzgledem biologicznym w rzeczywistości przestrzennie trój-wymiarowej i wszelkie próby wprowadzenia dodatkowego wymiaru w postaci czaso-przestrzeni automatycznie powodują zerwanie intuicyjnej więzi opisu z doświadczeniem dnia codziennego. Co więcej, teoria wzglednosci nie wyjaśnia na przykład dlaczego prędkość upływu czasu zależy od szybkości poruszania się danego inercjalnego układu odniesienia względem układu laboratoryjnego. Jest to konsekwencja dwoch postulatow lezacych u podstawy teorii Einsteina. Nie wiemy nic o mechanizmie regulacji zegarów poruszających się względem siebie z pewną prędkością. A za instrumenty mierżące upływ czasu rozumiemy tutaj także realne procesy fizyczne, takie jak na przykład radioaktywny rozpad czy naturalne procesy biologicznego starzenia. Zjawiska takie mogą występować faktycznie ale pytaniem istotnym jest tutaj w jaki wlasciwie sposób wnętrze pierwiastka radioaktywnego jest poinformowane o tym że cały atom znajduje się w ruchu jednostajnie postępowym i wobec jakiego układu odniesienia mierzona jest jego szybkość. Rozpad promieniotworczego izotopu czy czastki elementarnej wydaje sie bowiem byc kontrolowany przez procesy zachodzace wewnatrz samego obiektu i niezalezne od tego czy atom badz czastka porusza sie wzgledem "czegos".
Wydaje mi sie rozsadnym aby przed przyjeciem propozycji swiata cztero-wymiarowego rozwazyc wpierw jakie beda konsekwencje analizy problemu rozchodzenia sie swiatla gdy odrzucimy postulat stalej predkosci swiatla we wszystkich ukladach inercyjnych , bez wzgledu na ich ruch oraz nie bedziemy wymagali tego aby wszystkie rownania ruchu ( a zwlaszcza rownania Maxwella) mialy identyczna postac pod wzgledem struktury matematycznej w kazdym ukladzie inercjalnym.
Obecny artykul jest kontynuacja wpisu http://bobolowisko.blogspot.com/2015/05/o-wzglednej-wartosci-szczegolnej-teorii. Podchodzi jednak do problemu z odmiennego punktu widzenia.
Moj maly wskaznik laserowy sluzacy jako pomoc wykladowa ma moc 5 mW i dlugosc fali swiatla czerwonego wynoszaca 6943 A = 6.943 x 10^-7 m. Energia pojedynczego kwantu swiatla wynosi 2.86 x 10^-19 J. Wskaznik emituje wiec 1.75x 10^16 fotonow/sec. . Fotony te sa kolinearne , ich oddzialywanie wzajemne mozna zaniedbac i poruszaja sie one po trajektoriach bedacych liniami prostymi z predkoscia 299 792 458 m/sec. mierzona wzgledem emitujacej powierzchni lasera. Ta zas ma rozmiar wynoszacy z grubsza 4mm^2. Jesli przytrzymam spust lasera (trzymanego nieruchomo) przez czas jednej sekundy to wyemituje on w przestrzen cylindryczny slup swiatla o dlugosci 299 792 458 m. Jest to odleglosc duza ale okreslona. Jesli obserwator badz urzadzenie rejestrujace fotony bedzie postawione w odleglosic wiekszej niz podana wyzej to ow strumien swietlny nie bedzie zarejestrowany po jednej sekundzie (od czasu nacisniecia spustu) ale odpowiednio pozniej. Jesli zas ustawimy rejestrator fotonow dokladnie w odleglosci 299 792 458 m to pierwszy foton pojawi sie tam po uplywie jednej sekundy a ostatni po uplywie dwoch sekund kiedy to caly slup swiatla uderzy w czujnik spektrometru. Analizator spektrometru zas zarejestruje energie kwantu wynoszaca 2.86x 10^-19 J.
Jak wiemy fotony, czyli kwanty promieniowania elektromagnetycznego, nie posiadaja masy spoczynkowej. Istnieja wylacznie wtedy gdy podrozuja. Cos w rodzaju Zyda Wiecznego Tulacza.
Jesli jednak przyjmiemy za dobra monete einsteinowska relacje mowiaca o proporcjonalnosci masy (relatywistycznej) do energii (E = mc^2) to kazdemu kwantowi energii promieniowania mozemy przypisac pewna relatywistyczna mase - miare bezwladnosci danego fotonu. Ta relatywistyczna masa wynosi
m= hv /c^2. (1)
gdzie c jest predkoscia kwantu wzgledem powierzchni emitujacej czyli w ukladzie laboratoryjnym zdefiniowanym jako ten, w ktorym "dzialo laserowe" stoi.
Zaleznosc pomiedzy masa i energia jest przypisywana (nieslusznie!) Einsteinowi i uwazana za jedno z osiagniec specjalnej teorii wzglednosci. Faktycznie nie jest to prawda gdyz formula ta jest prosta konsekwencja analizy wymiarowej i uzytego systemu miar. Wiecej o powszechnych nizporozumieniach w interpretacji tej zasady mozna znalezc w ksiazce znanego fizyka i autora wielu podrecznikow -Hansa Ohaniana zatytulowanej "Einstein's Mistakes - the human failings of genius" , Norton , New York 2008. Znane osiagniecia praktyczne w postaci bomby wodorowej czy atomowej sa oparte na znanym od "wiekow" termodynamikom "cieplu reakcji egzotermicznej" w wyniku ktorej powstaja produkty o wiekszej energii wiazania (a wiec trwalsze) niz ta jaka wystepowala w substratach.
Tak wiec moj laserowy wskaznik w czasie emisji traci takze mase z szybkoscia okolo
5.563x10^-20 kg /sec.
Jak kazdy obiekt posiadajacy mase bezwladna , m, tak i nasz kwant ma zatem energie kinetyczna wynoszaca, w ukladzie laboratoryjnym,
E(kin)= 0.5 m c^2 = 1/2 hv (2)
Energia calego kwantu jest jednak dwa razy wieksza co oznacza, ze druga polowa reprezentuje "energie wewnetrzna" fotonu - zapewne zwiazana z drganiami wektorow natezenia pol : elektrycznego i magnetycznego. Foton ma takze ped czyli iloczyn masy (relatywistycznej) przez predkosc swiatla. Wielkosc tego pedu wynosi:
p= mc = hv/c (3)
Biorac pod uwage, ze dlugosc fali swiatla jest ilorazem szybkosci swiatla i jego czestosci
L= c/v (4)
dostajemy zaleznosc
p= h/L (5)
Ped kwantu jest wielkoscia wektorowa, ktora mozemy zapisac jako
p = p n (6)
gdzie n jest jednostkowym wektorem w kierunku poruszania sie kwantu. W ukladzie odniesienia, w ktorym laser spoczywa polozenie fotonu opisane jest rownaniem prostej
r(t)= r(0) + c n t (7)
przy czym r(0) jest polozeniem powierzchni emitujacej czyli wylotem "dziala" wyrzucajacego pociski w formie kwantow swiatla.
Rozpatrzmy teraz uklad poruszajacy sie z predkoscia jednostajna ,w , wzdluz osi w kierunku rozchodzenia sie strumienia fotonow . W ukladzie tym, ktorym moze byc rejestrator - analizator amplitudy- potencjalna energia (wewnetrzna) niesiona przez foton a takze relatywistyczna masa bezwladna fotonu pozostana takie same. Zmieni sie jednak kinetyczna energia ruchu masy bezwladnej gdyz predkosc jej, wzgledem ukladu ruchomego wynosi teraz c - w. Tarcza ucieka bowiem przed nadlatujacym "pociskiem" z predkoscia w (mierzona wzgledem "dziala") . Mamy wiec energie kinetyczna fotonu w ukladzie ruchomym (wzgledem "dziala fotonowego") wynoszaca:
E'(kin)= 1/2 m (c-w)^2 = 1/2 mc^2 (1 -w/c)^2 = 1/2 hv (1- w/c)^2 (8)
gdzie w ostatnim wyrazeniu podstawilismy wartosc relatywistycznej masy bezwladnej fotonu znaleziona wyzej. Energia kwantu w ukladzie ruchomym jest mniejsza niz w ukladzie laboratoryjnym i wynosi odpowiednio
E'= hv' = 2 E'(kin) = hv (1- w/c)^2 (9)
To zas pozwala nam na okreslenie zaleznosci (dopplerowskiej) pomiedzy czestosciami kwantu w ukladzie laboratoryjnym i w ukladzie ruchomym postaci
v' = v (1 - w/c)^2 (10)
Jak widac ze wzoru (12) czestosc drgania fotonu znika gdy predkosc ucieczki tarczy osiagnie szybkosc swiatla. Oznacza to, ze do tarczy nie dociera juz promieniowanie ze zrodla. Obserwator czy tez czujnik tarczy nie wykrywa zrodla promieniowania na wybranej osi ruchu fotonu. Moze to wyjasniac znany paradoks Olbersa - istnienie czarnych obszarow wszechswiata w ktorych obserwator nie wykrywa zadnych zrodel swiatla widzialnego.
Biorac pod uwage znana relacje pomiedzy czestoscia a dlugoscia fali w ukladzie laboratoryjnym
Lv = c (11)
i w ukladzie ruchomym
L'v' = c - w (12)
otrzymujemy, po podstawieniu do zaleznosci wiazacej czestosci w obu ukladach , relacje
1/L' = 1/L (1-w/c) (13)
i
( L' - L )/L = w/c / (1-w/c) (14)
czyli wzgledne wydluzenie dlugosci fali spowodowane efektem Dopplera dla malych wartosci ilorazu w/c jest zgodne z prawem Hubble'a . Dla wiekszych predkosci uciekajacej tarczy spektrometru wydluzenie wzgledne bedzie roslo nieliniowo i wolniej
niz to przewiduje Hubble.
Wzgledne wydluzenie fali oznaczane jest czesto litera z
z = (L'-L)/L (15)
w literaturze astrofizycznej. Jak latwo sprawdzic relacja podana wyzej jest rownowazna wzorowi
w/c = z / (1+z) (16)
Ten wzor na dopplerowskie przesuniecie ku czerwieni rozni sie od podawanego zazwyczaj w literaturze astronomicznej wzoru
w/c = [(1+z)^2 - 1]/[ (1+z)^2 +1] (17)
otrzymanego uzywajac zaleznosci teorii Einsteina. Pare slow komentarza jest tu potrzebne w odniesieniu do wzoru (17) . We wszystkich znanych mi przypadkach efekt Dopplera zwiazany jest z ruchem odbiorcy sygnalu wzgledem zrodla (badz odwrotnie - z ruchem zrodla wzgledem nieruchomego odbiorcy). Tymczasem w szczegolnej teorii wzglednosci jest przyjeta stalosc predkosci rozchodzenia sie sygnalu wzgledem zrodla i odbiorcy. Inaczej mowiac szybkosc rozchodzenia sie swiatla wynosi c zarowno w ukladzie laboratoryjnym jak i w poruszajacym sie.
Einstein dla wyprowadzenia formuly (17) uzyl wobec tego relacji odmiennej, mowiacej ze faza fali swietlnej jest niezmiennikiem transformacji Lorentz'a. Nie chce wdawac sie tu w szczegoly tego aspektu teorii wzglednosci. Mozna je znalezc wraz z komentarzem np w interesujacym dziele Edmunda Whittaker'a "A history of the Theories of Aether and Electricity" vol.2 a takze w wielu bardziej wspolczesnych podrecznikach elektrodynamiki. Bylo to zreczne wybrniecie z koncepcyjnie trudnej sytuacji. Nie mniej , jak wskazuje rysunek , przewidywania relacji (16) i (17) sa zblizone.Sluza one do oceny predkosci ucieczki obiektow astronomicznych na podstawie zarejestrowanego przesuniecia widma promieniowania. Niestety, nie znamy tych predkosci z innych zrodel a wiec nie mozemy uzyc relacji (16) czy (17) do ustalenia, ktora z nich jest blizsza prawdy. Podobnie jest z innymi testami prawdziwosci einsteinowskiej szczegolnej teorii wzglednosci.
Rownanie ruchu fotonu w ukladzie nieruchomej "tarczy" wyglada nastepujaco:
R(t) = R(0) - r(0) -ct (18)
gdzie R(0) to wspolrzedna polozenia tarczy w ukladzie laboratoryjnym a r(0) to polozenie"dziala" w tym ukladzie. Jesli jednak tarcza porusza sie wzgledem "dziala" czyli zrodla fotonu z predkoscia w to rownanie ruchu ma postac :
R(t) = R(0) -r(0) - (c+w)t (19)
jesli tarcza porusza sie w kierunku "dziala" albo
R(t) = R(0) - r(0) - (c-w)t (20)
jesli sie od "dziala" oddala. Mozemy rownanie ruchu fotonu napisac takze w postaci:
R(t) = R(0) -r(0) -c (1 + w/c) t (19a)
dla ruchu tarczy naprzeciw nadlatujacego fotonu i analogicznie napisac takze
R(t) = R(0) - r(0) - c(1-w/c) t (20a)
sytuacji gdy tarcza oddala sie od "dziala". Wprowadzajac zmodyfikowny czas t' = (1+w/c)t
i podobnie w drugim przypadku t"= (1-w/c)t mozemy utrzymac fikcja, ze predkosc swiatla jest stala we wszystkich wypadkach ale czas biegnie raz wolniej a raz szybciej niz w przypadku gdy dzialo i tarcza znajduja sie w spoczynku wzgledem siebie. Ale jest to zabieg koncepcyjnie bardzo watpliwy.
Mozemy tez ta sama droga wyznaczyc efekt Dopplera dla sytuacji gdy "dzialo" i obserwator zblizaja sie do siebie. Zaleznosc pomiedzy czestoscia drgan w obu ukladach odniesienia wyglada wtedy nastepujaco:
v' = v (1 + w/c)^2 (21)
Jak mozna bylo oczekiwac czestosc fotonu w ukladzie tarczy zblizajacej sie do dziala jest wieksza czyli dlugosc fali swiatla przesuwa sie do fioletu czyli ku falom krotszym. Nie ma naturalnej granicy dla stosunku w/c a wiec przy zbieznym kierunku zrodla i tarczy dlugosc dopplerowska fali moze byc dowolnie mala.
Od czasow Einsteina nasza wiedza posunela sie znacznie. Mozemy obecnie zobaczyc holograficzny obraz fotonu na witrynie Wydzialu Fizyki UW (http://www.fuw.edu.pl/press/images/2016/FUW160718b_fot01.jpg) - wielki i oryginalny wklad polskich fizykow. Namawiam do obejrzenia!
Istnieje tez pare eksperymentalnych danych wskazujacych na to, ze predkosc swiatla zalezy od kierunku ustawienia obserwatora wzgledem osi rozchodzenia sie fali (o czym pisalem poprzednio) .
Wyniki tych doswiadczen (Silvertooth E. W. "Experimental detection of the ether" w Speculatins in Science & Technology, vol. 10 (1987) 3-7 oraz "Motion through the ether " w "Electronics and Wireless World" (May 1989, 437-438. sa one opublikowane jednak w czasopismach nie-fizycznych albo niszowych.
Teorie Einsteina kwestionuja tez znani fizycy np Thomas E. Phipps Jr. w "Heretical Veritaties- Mathematica Themes in Physical Description" (Urbana 1986) czy Jong-Ping Hsu w "Einstein's Relativity and Beyond" , World Scientific 2000.
Subskrybuj:
Posty (Atom)