Jedna z ciekawszych cech wspolczesnej swiadomosci spolecznej jest przenikajacy ja ped do umyslowej i socjalnej homogenizacji. Ped ten jest oczywiscie napedzany przez media a zatem takze przez tych, ktorzy tymi mediami wladaja. Sa to z reguly ludzie zamozni i ustosunkowani, ktorzy we wlasnym gronie uwazaja sie za kogos sto razy lepszego niz szarzy obywatele, ktorych wlasnie poddaja owemu praniu mozgow. Ale do tego oczywiscie nigdy sie glosno nie przyznaja. Polityk, nawet polityk GOP czyli konserwatywnej partii republikanskiej, nigdy w zyciu nie przyznalby sie do pogladow elitarystycznych zdajac sobie sprawe z tego, ze polozylby tym swoje szanse na elekcje na stanowisko publiczne. Jakiekolwiek wzmianki tego rodzaju dzialaja bowiem na amerykanski plebs jak kubel zimnej wody. Przekonal sie o tym nie tak dawno gubernator Romney kandydujacy na stanowisko Wodza Calego Wolnego Swiata. "Szlachcic na zagradzie rowny wojewodzie!" -to znane przyslowie stanowej w koncu Rzeczpospolitej Szlacheckiej stanowi ciagle jeszcze idee mogaca spowodowac przychylnosc "mas" wyborczych i w USA i w Naszej Umeczonej Ojczyznie. Szkoda, bo mamy tez inne przyslowie znacznie bardziej adekwatne do rzeczywistosc a mowiace, ze "Nie za pan brat swinia z pastuchem.". Podobnie zreszta, acz w bardziej wyszukany sposob wyraza ta mysl Nowy Testament : "Uczen nie jest kims rownym nauczycielowi ani tez sluzacy kims lepszym od swojego pana. Wystarczy tylko aby obaj starali sie by osiagnac ich poziom" (Mat.10:24).
Goracy zwolennicy demokracji dla wszystkich i rownosci osiaganej w wyniku "walki klasowej", ktorych to co jakis czas napotykam w szeregach komentatorow, albo wystepujacy tam takze dobroduszni adwokaci rownosci wszystkich ludzi na Ziemi (a przynajmniej wszystkich wspolobywateli) zajmuja podobne stanowisko. "Wszyscy mamy te same zoladki" albo przynajmniej w 99.99 % ten sam kod genetyczny twierdza, co ja przypisuje skutkom wczesnych lat edukacji, ale co byc moze jest takze efektem niedojrzalych przemyslen i doswiadczen wlasnych. Niestety te wszystkie milo brzmiace stwierdzenia sa niezmiernie dalekie od prawdy naukowej i sluza w gruncie rzeczy oslabianiu badz uspieniu czujnosci wspolobywateli. Wszystkie organizmy zywe znajduja sie bowiem w nieustannej walce o byt w wyniku ktorej ksztaltuje sie zarowno hierarchia wewnatrz-populacyjna w postaci elit jak i strategia eksterminacyjna eliminujaca konkurencyjne populacje do wybranego habitatu. W efekcie zarowno wewnatrz kazdej danej populacji jak i wsrod roznych populacji czy narodow wystepuje pewna hierarchia. Wystepujace niekiedy zjawiska koegzystencji (np rak w organizmie zywym czy huba na drzewie) na ogol koncza sie gdy organizm zywiciela ulegnie wyczerpaniu spowodowanym wlasnie tym wlasnie pokojowym wspolistnieniem. "Jesli chcesz pokoju - szykuj sie do wojny". Narod, ktory wierzy zapewnieniom sasiadow o wiecznym pokoju i braku roszczen a nawet o tym, ze owe oscienne panstwa beda dbac same o jego bezpieczenstwo przypomina glupiego pastucha, ktory oddal swoje stado owiec wilkom pod opieke. W koncu taka wlasnie glupia polityka prowadzona od czasow saskich doprowadzila do rozbiorow I Rzeczpospolita, potem byla jedna z przyczyn kleski 1939 roku a obecnie postawila w stan likwidacji panstwowosc III RP.
W walce o byt z reguly wygrywa populacja inteligentniejsza gdyz potrafi ona zgromadzic zasoby konieczne do skutecznej elimniacji wplywow przeciwnika na wybranym teatrze walki a takze potrafi wzniesc sie nad tania czulostkowosc i granie na emocjach. Jesli zadamy sobie pytanie dlaczego to wlasnie rasa biala podbila swego czasu obie Ameryki i wiekszosc Azji i Afryki to wystarczy spojrzec na wyniki pomiarow ilorazu inteligencji (IQ) dokonane dla ludnosci tubylczej roznych regionow swiata aby znalezc na to odpowiedz. Mape taka pochodzaca z monografii Prof. Richard'a Lynn "Race Differences in Intelligence- An Evolutionary Analysis"( Washington Summit Publ. 2006) zamieszczam na rysunku 1. Rysunek zawiera zakodowane kolorem obszary geograficzne, ktorym mozna przyporzadkowac okreslone rasy tubylcze. Dla kazdej z nich mozna wyznaczyc srednie IQ. Najwyzsze srednie IQ populacji jest zaznaczone kolorem ciemno zielonym (IQ= 105) , po nim nastepuje kolor jasno zielony z IQ =100, po nim zolty (IQ=90) i dalej jasno brazowy (IQ=85), ciemno brazowy (IQ=85) , i dalej coraz bardziej czerwone az do buraczkowego (IQ=56). Dla rejonow oznaczonych kolorem bialym pomiary IQ ludnosci tubylczej nie zostaly dotad wykonane. Do tych ziem nieznanych nalezy Rosja i Afryka rownikowo- zachodnia. Jako populacje odniesienia przyjeto rase biala-europejska, dla ktorej wynik testu IQ przyjeto za 100. Jest to mapa przyblizona gdyz dokladne pomiary podane sa oddzielnie w tablicach. Wyniki tego zestawienia zastanawiaja gdyz jak sie okazuje wieksze od stanu odniesienia IQ =105 ma rasa zolta ( a wiec Chinczycy , Koreanczycy i Japonczycy) oraz enklawy ludnosci nadmorskiej (np Norwegowie). Moje osobiste doswiadczenia z pracy z naukowcami pochodzenia azjatyckiego nie wskazuja na to ale nalezy tez wziasc pod uwage fakt, ze przecietne IQ ludzi zajmujacych sie praca badawcza jest znacznie wyzsze od przecietnego dla danej populacji (rzedu 130- 160).
Jak to bywa zazwyczaj z dyscyplinami bedacymi na pograniczu biologii i nauk spolecznych istnienie ras ludzkich oraz definicja ilorazu inteligencji sa w pewnym stopniu debatowalne. Opinie naukowcow wypowiadajacych sie na te tematy sa zabarwione ich przekonaniami religijno-politycznymi. Prof. Lynn omawia szczegolowo roznice jakie istnieja w tej dziedzinie w literaturze naukowej. Wszystkich czytelnikow, ktorzy sa spragnieni wywazonej opinii na ten temat odsylam do wspomnianej monografii. Ja osobiscie nie mam watpliwosci, ze tak jak istnieja rasy roznych rodzajow zwierzat (np psow, krow, malp itp) tak istnieja tez rasy (gatunki) rodzaju ludzkiego. Podobnie uwazam, ze w sytuacji gdy istnieja rozne testy oszacowujace IQ pojedynczego czlowieka dajace dla niego zblizone numerycznie wyniki pomiaru, mozemy rozsadnie mowic o takiej mierze inteligencji pojedynczych osobnikow. Konsekwentnie mozemy tez mowic o srednim IQ populacji zyjacej na danym terenie a takze o momentach wyzszego rzedu charakteryzujacych rozklad IQ.
Jakie zatem rasy (odmiany) rodzaju istnieja na Ziemi? Prosta obserwacja pochodzaca z 18-tego wieku wyroznila w zasadzie piec glownych ras w zaleznosci od koloru skory: Kaukaska (biala) , Mongolska (zolta), Etiopska (czarna), Amerykanska (czerwona), Malajska (brazowa). Klasyfikacja ta oparta byla o dane taksometryczne (obok koloru skory brano pod uwage ksztalt czaszki, nosa, typ uwlosienia itp). Takie kryteria moga sie wydawac nieco powierzchowne ale nie inaczej klasyfikujemy rasy innych zwierzat.
Postep nauk medycznych dolaczyl do ewentualnych cech konstytutywnych takze grupy krwi, ktore wystepuja z rozna czestoscia w roznych rasach a takze roznice anatomiczne (w budowie miesni, nosow, powiek itp). Postep nauk biologicznych ( w latach 1980-2000) pozwolil zas na jeszcze bardziej szczegolowe odroznienie ras co zaowocowalo wyroznieniem nieco wiekszej liczby (bo 6) ras oraz wiekszej liczby "typow" , ktorych czlonkowie maja zblizone spektra genetyczne. Wyroznione w ten sposob grupy sa zblizone do klasyfikacji klasycznej ale wprowadzaja pewne relokacje narodow w obrebie uprzedniej rasy malajskiej (brazowej) i rasy zoltej. Podobne trudnosci w metodyce klasyfikacji roznych osobnikow do tej czy innej rasy wystepuje zreszta takze wsrod roznych rodzajow zwierzat. Pochodzi to stad, ze nawet w obrebie tej samej rasy wystepuja roznice pomiedzy osobnikami wynikajace z odrebnosci indywidualnych genotypow. Dzieki temu zreszta odrozniamy kolegow czy czlonkow rodziny od calej reszty populacji nawet wtedy gdy znajdujemy sie w obrebie osobnikow nalezacych do jednej rasy i narodu. To co jest wazne w zyciu czlowieka i narodu to nie fizjologiczne podobienstwa ludzi ale roznice wynikajace z drobnej odmiennosci genotypow badz cech dodatkowych, nie bedacych typowymi dla danej rasy czy ras odmiennych.
Powstawaniu odrebnych ras sprzyja izolacja geograficzna danej populacji wymuszajaca rozrod wsobny a wiec wymiane genow wewnatrz ograniczonej liczby osobnikow. Dla populacji narodow europejskich czynnikiem decydujacym bylo ograniczenie migracji wywolane systemem panszczyznianym oraz wiezami narzuconymi przez system panstwa stanowego. Sa to zreszta czynniki sprzyjajace takze wytworzeniu elit biologicznych wynikajace z wiekszej troski warstw wyzszych do zachowania zwartosci stanowej oraz dobierania par pod wzgledem zamoznosci, urody i innych cech fizycznych. Nie inaczej zreszta postepuja hodowcy psow, koni czy innych zwierzat w celu uzyskania osobnikow szczegolnie zblizonych do zalozonego idealu rasy. Pozostawienie procesu rozmnazania poza kontrola, przez pozostawienie inicjatywy kopulacyjnej w rekach samych zainteresowanych, prowadzi bowiem z reguly do degeneracji rasy. Z tego zas wynika naturalny podzial na elite populacji oraz "cala reszte" , ktora nie przejawiala niezbednej ostroznosci w dobieraniu par rozplodowych. Caly proces stratyfikacji wewnatrz populacyjnej trwa zreszta dlugo i w pewnym stopniu przypomina proces destylacji frakcyjnej. W przypadku populacji ludzkiej potrzebne sa stulecia aby wytworzyc w sposob naturalny "piramide" hierarchii ludnosciowej. Ten proces rektyfikacji jest bowiem narazony na zniszczenie badz zaklocenie w drodze rewolucji czy najazdow zewnetrznych.W obu wypadkach ulega zubozeniu badz calkowitemu zniszczeniu ta czesc populacji, ktora najezdzca uwaza za najbardziej wartosciowa dla ludnosci podbijanej badz tez ta ktora rewolucjonisci uwazaja za ostoje aktualnego rezimu.
Takie patologiczne zaburzenie systemu socjalnego ma katastrofalne skutki dla calej populacji. Uszczuplenie badz likwidacja warstwy "wyzszej" wymaga bowiem jej zastapienia surrogatem wywodzacym sie z warstw nizszej wartosci spolecznej i nizszym IQ. To zas powoduje trwale obnizenie jakosci zycia i zalamanie sie funkcjonowania calego organizmu spolecznego. Wiekszosc krajow, takich jak Polska po roku 1945 czy Rosja po roku 1917 bardzo dlugo nie dochodzi do siebie po takim wstrzasie i bezskutecznie usiluje powrocic do jakiejs stabilizacji. Oczywiscie z uplywem wielu pokolen hierarchia stanowa odrodzi sie. Jednakze bedzie to odtworzenie struktury o znieksztalconym rozkladzie IQ populacji. Badania wykazuja bowiem, ze IQ jest dziedziczone w 80% a hybrydy (np efekty reprodukcji osobnikow o wyraznie roznym IQ) prowadza do powstania potomstwa o IQ nizszym od tego wskaznika dla dominujacego rodzica ale wiekszym od IQ rodzica mniej inteligentnego. Ten wlasnie czynnik decyduje obecnie o obnizonym srednim IQ wspolczesnej polskiej (i rosyjskiej) populacji. Jesli idac po ulicach polskich miast i osiedli widzimy tak malo inteligentnych twarzy, jesli uczac na wyzszych uczelniach napotykamy tak niewielu inteligentnych studentow, jesli wytwory wspolczesnej kultury i sztuki odbiegaja tak bardzo od powszechnie uznawanych niegdys norm to jest to wlasnie efekt masowego awansu spolecznego ludzi, ktorzy w normalnie rozwijajacym sie spoleczenstwie nigdy by nie przekroczyli progu swojej niekompetencji. A przeciez IQ jest tylko jednym z czynnikow determinujacych poziom swiadomosci spolecznej! Bozek domokracji (czy raczej ochlokracji) wymaga ofiar, ktorymi sa nie tylko patriotyzm i tradycja narodowa ale takze kultura osobista i zasady moralne.
Wracajac jednak do roznic narodwych wyrazonych za posrednictwem sredniego IQ to tablice zamieszczone we wspomnianej monografii mowia nam ze, dorosli Polacy ciesza sie przecietnym IQ = 106, Rosjanie - IQ=96, Litwini - IQ= 92 (co mowi nam, ze zarty Pana Zagloby z rycerza Podbipiety nie byly pozbawione naukowego uzasadnienia oraz, ze IQ populacji jest wolno zmienne w czasie.) , Czesi - IQ=98 , Niemcy - IQ=107, Wegrzy -IQ=98 , Austriacy - IQ=101, a Anglicy - IQ=100. To wszystko dotyczy rodzimych europejczykow a wiec przedstwicieli rasy bialej.
Jesli interesuje nas wplyw rasy to najwyzsze srednie IQ nalezy do przedstawicieli rasy zoltej :Chinczycy i Japonczycy - IQ=107, po nich nastepuje rasa biala, ktorej wyniki podalem wyzej, nastepni w kolejnosci sa Indianie Ameryki Pln. z IQ=99-87 (w zaleznosci od plemienia), Zydzi z Izraela - IQ=95 ,Hindusi i Arabowie z IQ=87-82, i Murzyni z Afryki centralnej i poludniowej -IQ=67..
Monografia podaje znacznie wiecej szczegolow jesli chodzi o wplyw miejsca zamieszkania oraz wyniki hybrydyzacji miedzyrasowej.
Jak z tego wynika Polacy posiadaja jedne z wyzszych przecietnych IQ w porownaniu do skali swiatowej jak i w stosunku do najblizszych sasiadow. Jest to i dobre i niedobre bo nie mozemy zlozyc na karb glupoty ogolu populacji naszych niepowodzen zarowno w dziedzinie wielkiej polityki jak i narodowej ekonomii. Jestesmy wiec albo pod wplywem naszych sasiadow, ktorzy steruja nawa panstwa w kierunku niezgodnym z interesami narodu albo tez polityczne elity kraju sa obdarzone inteligencja znacznie nizsza niz ta jaka maja kierujacy panstwami osciennymi. Pamietajmy bowiem, ze mowimy tutaj o przecietnej inteligencji dowolnego czlonka populacji a nie o umyslach czlonkow elity politycznej, w rekach ktorych spoczywaja losy panstwa.
Blog ten prezentuje informacje i wiadomosci dobre lub zle ale zawsze prawdziwe. Brak wolnosci slowa na tym wlasnie polega, ze wolno jest mowic i pisac tylko to co wolno. (T. Kotarbinski)
środa, 9 stycznia 2013
poniedziałek, 31 grudnia 2012
"O wieko bebnia krople dzdzu...." *
W coraz wiekszym stopniu Nasza Umeczona Ojczyzna ewoluuje w kierunku stania sie nie tyle krajem Polakow co krajem "Tutejszych". Cechy, ktore dawniej definiowaly osobnika nalezacego do rodzimej populacji staja sie coraz bardziej rozmyte. Niekiedy mam wrazenie, ze moi rodacy stracili lacznosc nie tylko z logika myslenia ale i ekonomiczna rzeczywistoscia. Widze to chociazby dzieki stycznosci z niektorymi Szanownymi Czytelnikami. Tak wiec Inspektor Lesny przeklada najwyrazniej kryteria klasowe a Doxa pochodzeniowe nad narodowymi. Czym innym bowiem moge tlumaczyc sobie calkowite odrzucenie dorobku Rzeczpospolitej Szlacheckiej ale takze i II Rzeczpospolitej przez Szanownego Inspektora ze Szwecji. Ci, ktorzy odrzucaja dorobek przeszlosci nie maja tez fundamentu dla budowania przyszlosci. Jak nietrwale za wiezi ludzkie oparte na wspolnocie klasowej pokazaly nam chociazby zdarzenia ostatniego 20-lecia.
Doxa zas wyraza opinie, ze Polacy podbijaja obecnie Niemcy przez to, ze w poszukiwaniu pracy przenosza sie na teren dawnego NRD. Istotnie mamy obecnie (i mielismy przed II Wojna Swiatowa) liczna Polonie w Niemczech, USA, Irlandii i Zjednoczonym Krolestwie. To jednak nie znaczy, ze Polacy sa tam tym czynnikiem, ktory nadaje prawa i kierunek biegu ekonomii kraju osiedlenia. Czyzby znakomity ekonomista, Doxa, tego nie rozumial? Obserwuje od lat jak osobnicy nalezacy do Polonii Amerykanskiej i zapewne nie tylko tam wynaradawiaja sie w szybkim tempie tak, ze juz pierwsze pokolenie wychowane w obcym kraju jest w wiekszym stopniu Amerykanami polskiego pochodzenia niz Polakami mieszkajacymi w USA. Wielka jest bowiem sila nacisku instytucji edukacyjnych, rowiesnikow pochodzenia tubylczego oraz mediow. Wynaradawiaja sie zreszta takze Polacy z obszarow spornego Ksiestwa Cieszynskiego, ktorzy w coraz wiekszej liczbie albo zaczynaja uwazac sie za Czechow albo emigruja.
Tymczasem gdy udam sie jako czytelnik na blog gajowego Maruchy (http://marucha.wordpress.com/) mam okazje podziwiac nurt narodowo pro-rosyjski w swoim naturalnym srodowisku i o oryginalnym slownictwie. Tam wlasnie publikowane sa liczne apele o sprowadzenie szeroko rozumianej Polonii rosyjskiej z Kazachstanu czy innych bylych republik ZSRR-u na teren obecnej Polski. Oczywiscie bezinteresowne przywiazanie i chec odwiedzenia kraju przodkow jest godne wsparcia. Czy jednak Polska, bedac krajem silnie przeludnionym i o duzym procencie bezrobotnych istotnie potrzebuje emigrantow o komunistycznej mentalnosci? Zwlaszcza wtedy gdy beda oni raczej obciazeniem socjalnym niz potrzebnym wzmocnieniem narodowego kapitalu i sily roboczej. W kazdym kraju rozsadnie rzadzonym emigranci sa elementem destrukcyjnym dla rynku pracy gdyz zmuszeni koniecznoscia bytowania na obczyznie dewastuja rynek pracy oraz stanowia konkurencje dla specjalistow miejscowych. Ich istnienie moze byc usprawiedliwione ekonomicznie wtedy tylko gdy kraj ma sie rozwijac dynamicznie i gdy dla tego rozwoju brak jest wystarczajacej liczby rak do pracy wsrod ludnosci miejscowej. Szczegolnie zas niewskazane jest sprowadzanie osob innej niz rodzima populacja rasy, religii , jezyka i kultury obcowania. Beda oni bowiem tworzyc enklawy czy getta narodowe rzadzace sie prawami odmiennymi a czesto sprzecznymi z zasadami wspolzycia obowiazujacymi w kraju gospodarzy. Na przyklad w Polsce emigracja zydowska pojawila sie podobno w koncu XII wieku i nie zintegrowala sie z rodzima populacja slowianska az do czasow inwazji niemieckiej. Niemcy, po roku 1939, szczesliwie rozwiazali ow problem autochtonicznej juz wtedy subpopulacji zydowskiej ale w miejsce wyraznie rozniacej sie od populacji gospodarza ortodoksyjnej spolecznosci zydowskiej przyszlo osadnictwo ateistycznego zydostwa z ZSRR wyslugujacego sie narzuconej administracji komunistycznej. Podobnym problemem jest mniejszosc cyganska, ktora nie zamierza sie asymilowac z populacja gospodarza i wlasciwie stanowi element pasozytniczo-kryminalny - prawdziwy wrzod na ciele spoleczenstwa. Nie mniej szkodliwa jest obecnosc innych mniejszosci, takich jak Ukraincy, Bialorusini czy Niemcy, na wiernosc ktorych nigdy liczyc nie bylo mozna w czasach proby. Przypominam te prawdy, zreszta czesto utrwalane w klasyce polskigo pisarstwa, bo wydaje mi sie, ze zniknely one niemal calkowicie ze swiadomosci "Tutejszego" obywatela polskiego.
Zajmijmy sie jednak konkretami zycia w Naszej Umeczonej Ojczyznie, ktorych to konkretow prozno jest szukac w zanikajacej prasie i infantylnych mediach. Ile razy zaryzykuje obejrzenie telewizyjnych "Wiadomosci" dzieki uprzejmosci TV Polonia- jednej z gorzej zorganizowanych srodkow lacznosci z Polonia , to mam wrazenie, ze ogladam nowe wcielenie "Godziny Dobrobytu" z czasow PRL-owskiego "Dziennika Telewizyjnego". Po idiotycznej imprezie pilkarskiej, po ktorej pozostanie nam na dlugo nie tylko niesmak przegranej ale takze masa deficytowych "na zawsze" stadionow sportowych slysze teraz o powstaniu Polskiego Funduszu Inwestycyjnego czyli puli finansowej powstalej w wyniku wyprzedazy przez Skarb Panstwa akcji kilku jeszcze dochodowych przedsiebiorstw panstwowych. Oznacza to, ze Polska zmuszona jest do desperackiego pod wzgledem finansowym kroku wyzbycia sie zrodel kapitalu narodowego aby przeznaczyc go na cele szeroko rozumianego spozycia. Przeznaczeniem PFI jest bowiem reanimacja gospodarki przez dofinansowanie robot publicznych w formie drog czy innych ulepszen infrastruktury. Oczywiscie rozbudowa infrastruktury jest uzyteczna i moze byc zrodlem uaktywnienia zawodowego licznej rzeszy bezrobotnych. Oznacza ona jednak zamrozenie kapitalu i odciagniecie go z tej czesci gospodarki, ktora jeszcze wypracowuje dla panstwa jakies zyski. Rozbudowa autostrad, ktore zreszta sa bardzo kosztowne w utrzymaniu, nie jest niezbedna dla gospodarki kraju a jedynie sluzy celom handlowym i militarnym UE. Podobnie akcja "duze lotnisko w kazdej pipidowce" nie jest konieczna dla potrzeb polskiego lotnictwa (LOT w zasadzie bankrutuje) ale stanowi przygotowanie podstawy wyjsciowej do natarcia na Bialorus, Ukraine i Rosje podobnie jak to bylo z rozwojem sieci drog i lonisk w III Rzeszy tuz przed rozpoczeciem II Wojny Swiatowej. Rosjanie zreszta zdaja sobie z tego sprawe i stad sie biora wspolne manewry wojsk zagrozonych republik na aktualnej granicy obu imperiow (http://marucha.wordpress.com/2012/12/29/znow-zademonstruja-sile/ ) . Nie mam zreszta nic przeciwko temu aby upadlo Imperium Rosji ale chcialbym aby tego rezultatem bylo odebranie ziem polskich sprzed rozbiorow a nie przesuniecie Imperium Niemieckiego w postaci IV Rzeszy na wschod. Polska nie zajdzie daleko biegnac za niemieckim koniem!
Aby jednak odczarowac nieco pelen zwidow i marzen o potedze swiat polskiej ekonomii podaje na rysunku 1 PKB Polski w latach 1980-2012. Jest on przedstwiony w w milionach uncji zlota/ rok (os lewa) oraz w miliardach USD/rok (os prawa). Dane ostatnie pochodza z Index Mundi. Jak latwo zauwazyc, PKB wyrazony w USD rosnie niemal monotonicznie. Aby zobaczyc jednak jak wyglada prawdziwy obraz polskiej ekonomii musimy wziasc pod uwage takze fakt, ze wartosc nabywcza USD (a takze PLN) nie jest stala. Dlatego optymistyczny obraz wzrostu pokazany przez krzywa PKB(USD) zmienia sie gdy tylko spytamy ile faktycznie bogactwa przeplynelo przez kraj w postaci towarow i uslug. Jak widzimy z przebiegu krzywej PKB(oz Au) Polska od roku 2006 znajduje sie w poglebiajacej sie depresji ekonomicznej . Maksymalna wartosc realnego PKB wynosila w roku 2005 okolo 700 mln uncji Au. Po siedmiu latach rzadow PO spadla ona do poziomu 300 mln uncji a wiec o 57%.
Podobny obraz daje nam analiza historycznego wykresu przedstawiajacego Srednie place w Polsce w latach 1995-2012. Jak uprzednio mamy tu dwie krzywe. Jedna podajaca wzrost wynagrodzenia w PLN, ktory postepowal niemal monotonicznie ( z drobnym odchyleniem w r. 2009) oraz realny dochod sredni wyrazony w uncjach zlota na rok. Tu widzimy, ze najwyzszy dochod sredni realny wystapil w roku 2002. Po nim wartosc nabywcza placy sredniej stopniowo malala i obecnie powrocila do poziomu z roku 1996. Inaczej mowiac obywatel polski stopniowo biednieje znajdujac sie na najlepszej drodze do zamoznosci okresu poznego Jaruzelskiego badz tez poczatkow III RP. Obecna Polska to nowy rodzaj slynnej wsi Potiomkinowskiej!
Spojrzmy tez na wykres 3 przedstwaiajacy przebieg cen zlota w PLN, USD i EC. Jak widzimy, wszystkie te waluty zachowywaly sie w miare stabilnie do roku 2005. Po nim nastapila gwaltowna dewaluacja wywolana nadmierna emisja pieniadza. Widac to jeszcze lepiej na wykresie 4 , gdzie pokazuje wartosc nabywcza wszystkich tych walut w okresie 1995-2012. Jak widzimy w miare normalna polityka pieniezna skonczyla sie na swiecie gdzies w roku 2002. Pozniej mamy juz do czynienia z lawinowym psuciem wartosci walut.
Tak na przyklad wartosc nabywcza (odwrotnosc ceny zlota) PLN w roku 2000 wynosila 0.00081 oz Au/PLN. W roku 2012 czyli 12 lat pozniej wynosila ona tylko 0.00017 oz Au/PLN. Spadek wartosci zlotowki wyniosl wiec 79% przez 12 lat czyli 6.58% rocznie. Podobnie wynosi sredni stopien dewaluacji rocznej USD - 6.96% oraz Euro - 6.90%. Aby utrzymac wiec wartosc swojej wyplaty przecietny Polak powinien dostawac 6.58% podwyzke wynagrodzenia rocznie. Zauwazmy, ze powszechnie fetowane przejscie do poslugiwania sie Euro w Polsce planowane na rok 2016 nie przyniesie jej obywatelom niczego dobrego. Euro dewaluuje sie w podobnym stopniu jak PLN a kraj, po utracie niezaleznosci politycznej i gospodarczej pozbawi sie takze niezaleznosci finansowej! Wiem, ze czytaja mnie takze goracy zwolennicy PO. Chcialbym wiedziec jednak czy ich europejski entuzjazm (wreszcie Niemcy wprowadza tu porzadek a do Berlina mam tylko pare godzin jazdy luksusowym pociagiem, kazdy moze czyscic podlogi czy wychodki w Anglii) nie chwieje sie gdy widza tutaj owe gospodarcze fakty, ktorych istotnie prozno by szukac w Gazecie Wyborczej?
Pomyslnego Nowego Roku !
*Maciej Zembaty "Ostatnia posluga"
Doxa zas wyraza opinie, ze Polacy podbijaja obecnie Niemcy przez to, ze w poszukiwaniu pracy przenosza sie na teren dawnego NRD. Istotnie mamy obecnie (i mielismy przed II Wojna Swiatowa) liczna Polonie w Niemczech, USA, Irlandii i Zjednoczonym Krolestwie. To jednak nie znaczy, ze Polacy sa tam tym czynnikiem, ktory nadaje prawa i kierunek biegu ekonomii kraju osiedlenia. Czyzby znakomity ekonomista, Doxa, tego nie rozumial? Obserwuje od lat jak osobnicy nalezacy do Polonii Amerykanskiej i zapewne nie tylko tam wynaradawiaja sie w szybkim tempie tak, ze juz pierwsze pokolenie wychowane w obcym kraju jest w wiekszym stopniu Amerykanami polskiego pochodzenia niz Polakami mieszkajacymi w USA. Wielka jest bowiem sila nacisku instytucji edukacyjnych, rowiesnikow pochodzenia tubylczego oraz mediow. Wynaradawiaja sie zreszta takze Polacy z obszarow spornego Ksiestwa Cieszynskiego, ktorzy w coraz wiekszej liczbie albo zaczynaja uwazac sie za Czechow albo emigruja.
Tymczasem gdy udam sie jako czytelnik na blog gajowego Maruchy (http://marucha.wordpress.com/) mam okazje podziwiac nurt narodowo pro-rosyjski w swoim naturalnym srodowisku i o oryginalnym slownictwie. Tam wlasnie publikowane sa liczne apele o sprowadzenie szeroko rozumianej Polonii rosyjskiej z Kazachstanu czy innych bylych republik ZSRR-u na teren obecnej Polski. Oczywiscie bezinteresowne przywiazanie i chec odwiedzenia kraju przodkow jest godne wsparcia. Czy jednak Polska, bedac krajem silnie przeludnionym i o duzym procencie bezrobotnych istotnie potrzebuje emigrantow o komunistycznej mentalnosci? Zwlaszcza wtedy gdy beda oni raczej obciazeniem socjalnym niz potrzebnym wzmocnieniem narodowego kapitalu i sily roboczej. W kazdym kraju rozsadnie rzadzonym emigranci sa elementem destrukcyjnym dla rynku pracy gdyz zmuszeni koniecznoscia bytowania na obczyznie dewastuja rynek pracy oraz stanowia konkurencje dla specjalistow miejscowych. Ich istnienie moze byc usprawiedliwione ekonomicznie wtedy tylko gdy kraj ma sie rozwijac dynamicznie i gdy dla tego rozwoju brak jest wystarczajacej liczby rak do pracy wsrod ludnosci miejscowej. Szczegolnie zas niewskazane jest sprowadzanie osob innej niz rodzima populacja rasy, religii , jezyka i kultury obcowania. Beda oni bowiem tworzyc enklawy czy getta narodowe rzadzace sie prawami odmiennymi a czesto sprzecznymi z zasadami wspolzycia obowiazujacymi w kraju gospodarzy. Na przyklad w Polsce emigracja zydowska pojawila sie podobno w koncu XII wieku i nie zintegrowala sie z rodzima populacja slowianska az do czasow inwazji niemieckiej. Niemcy, po roku 1939, szczesliwie rozwiazali ow problem autochtonicznej juz wtedy subpopulacji zydowskiej ale w miejsce wyraznie rozniacej sie od populacji gospodarza ortodoksyjnej spolecznosci zydowskiej przyszlo osadnictwo ateistycznego zydostwa z ZSRR wyslugujacego sie narzuconej administracji komunistycznej. Podobnym problemem jest mniejszosc cyganska, ktora nie zamierza sie asymilowac z populacja gospodarza i wlasciwie stanowi element pasozytniczo-kryminalny - prawdziwy wrzod na ciele spoleczenstwa. Nie mniej szkodliwa jest obecnosc innych mniejszosci, takich jak Ukraincy, Bialorusini czy Niemcy, na wiernosc ktorych nigdy liczyc nie bylo mozna w czasach proby. Przypominam te prawdy, zreszta czesto utrwalane w klasyce polskigo pisarstwa, bo wydaje mi sie, ze zniknely one niemal calkowicie ze swiadomosci "Tutejszego" obywatela polskiego.
Zajmijmy sie jednak konkretami zycia w Naszej Umeczonej Ojczyznie, ktorych to konkretow prozno jest szukac w zanikajacej prasie i infantylnych mediach. Ile razy zaryzykuje obejrzenie telewizyjnych "Wiadomosci" dzieki uprzejmosci TV Polonia- jednej z gorzej zorganizowanych srodkow lacznosci z Polonia , to mam wrazenie, ze ogladam nowe wcielenie "Godziny Dobrobytu" z czasow PRL-owskiego "Dziennika Telewizyjnego". Po idiotycznej imprezie pilkarskiej, po ktorej pozostanie nam na dlugo nie tylko niesmak przegranej ale takze masa deficytowych "na zawsze" stadionow sportowych slysze teraz o powstaniu Polskiego Funduszu Inwestycyjnego czyli puli finansowej powstalej w wyniku wyprzedazy przez Skarb Panstwa akcji kilku jeszcze dochodowych przedsiebiorstw panstwowych. Oznacza to, ze Polska zmuszona jest do desperackiego pod wzgledem finansowym kroku wyzbycia sie zrodel kapitalu narodowego aby przeznaczyc go na cele szeroko rozumianego spozycia. Przeznaczeniem PFI jest bowiem reanimacja gospodarki przez dofinansowanie robot publicznych w formie drog czy innych ulepszen infrastruktury. Oczywiscie rozbudowa infrastruktury jest uzyteczna i moze byc zrodlem uaktywnienia zawodowego licznej rzeszy bezrobotnych. Oznacza ona jednak zamrozenie kapitalu i odciagniecie go z tej czesci gospodarki, ktora jeszcze wypracowuje dla panstwa jakies zyski. Rozbudowa autostrad, ktore zreszta sa bardzo kosztowne w utrzymaniu, nie jest niezbedna dla gospodarki kraju a jedynie sluzy celom handlowym i militarnym UE. Podobnie akcja "duze lotnisko w kazdej pipidowce" nie jest konieczna dla potrzeb polskiego lotnictwa (LOT w zasadzie bankrutuje) ale stanowi przygotowanie podstawy wyjsciowej do natarcia na Bialorus, Ukraine i Rosje podobnie jak to bylo z rozwojem sieci drog i lonisk w III Rzeszy tuz przed rozpoczeciem II Wojny Swiatowej. Rosjanie zreszta zdaja sobie z tego sprawe i stad sie biora wspolne manewry wojsk zagrozonych republik na aktualnej granicy obu imperiow (http://marucha.wordpress.com/2012/12/29/znow-zademonstruja-sile/ ) . Nie mam zreszta nic przeciwko temu aby upadlo Imperium Rosji ale chcialbym aby tego rezultatem bylo odebranie ziem polskich sprzed rozbiorow a nie przesuniecie Imperium Niemieckiego w postaci IV Rzeszy na wschod. Polska nie zajdzie daleko biegnac za niemieckim koniem!
Aby jednak odczarowac nieco pelen zwidow i marzen o potedze swiat polskiej ekonomii podaje na rysunku 1 PKB Polski w latach 1980-2012. Jest on przedstwiony w w milionach uncji zlota/ rok (os lewa) oraz w miliardach USD/rok (os prawa). Dane ostatnie pochodza z Index Mundi. Jak latwo zauwazyc, PKB wyrazony w USD rosnie niemal monotonicznie. Aby zobaczyc jednak jak wyglada prawdziwy obraz polskiej ekonomii musimy wziasc pod uwage takze fakt, ze wartosc nabywcza USD (a takze PLN) nie jest stala. Dlatego optymistyczny obraz wzrostu pokazany przez krzywa PKB(USD) zmienia sie gdy tylko spytamy ile faktycznie bogactwa przeplynelo przez kraj w postaci towarow i uslug. Jak widzimy z przebiegu krzywej PKB(oz Au) Polska od roku 2006 znajduje sie w poglebiajacej sie depresji ekonomicznej . Maksymalna wartosc realnego PKB wynosila w roku 2005 okolo 700 mln uncji Au. Po siedmiu latach rzadow PO spadla ona do poziomu 300 mln uncji a wiec o 57%.
Podobny obraz daje nam analiza historycznego wykresu przedstawiajacego Srednie place w Polsce w latach 1995-2012. Jak uprzednio mamy tu dwie krzywe. Jedna podajaca wzrost wynagrodzenia w PLN, ktory postepowal niemal monotonicznie ( z drobnym odchyleniem w r. 2009) oraz realny dochod sredni wyrazony w uncjach zlota na rok. Tu widzimy, ze najwyzszy dochod sredni realny wystapil w roku 2002. Po nim wartosc nabywcza placy sredniej stopniowo malala i obecnie powrocila do poziomu z roku 1996. Inaczej mowiac obywatel polski stopniowo biednieje znajdujac sie na najlepszej drodze do zamoznosci okresu poznego Jaruzelskiego badz tez poczatkow III RP. Obecna Polska to nowy rodzaj slynnej wsi Potiomkinowskiej!
Spojrzmy tez na wykres 3 przedstwaiajacy przebieg cen zlota w PLN, USD i EC. Jak widzimy, wszystkie te waluty zachowywaly sie w miare stabilnie do roku 2005. Po nim nastapila gwaltowna dewaluacja wywolana nadmierna emisja pieniadza. Widac to jeszcze lepiej na wykresie 4 , gdzie pokazuje wartosc nabywcza wszystkich tych walut w okresie 1995-2012. Jak widzimy w miare normalna polityka pieniezna skonczyla sie na swiecie gdzies w roku 2002. Pozniej mamy juz do czynienia z lawinowym psuciem wartosci walut.
Tak na przyklad wartosc nabywcza (odwrotnosc ceny zlota) PLN w roku 2000 wynosila 0.00081 oz Au/PLN. W roku 2012 czyli 12 lat pozniej wynosila ona tylko 0.00017 oz Au/PLN. Spadek wartosci zlotowki wyniosl wiec 79% przez 12 lat czyli 6.58% rocznie. Podobnie wynosi sredni stopien dewaluacji rocznej USD - 6.96% oraz Euro - 6.90%. Aby utrzymac wiec wartosc swojej wyplaty przecietny Polak powinien dostawac 6.58% podwyzke wynagrodzenia rocznie. Zauwazmy, ze powszechnie fetowane przejscie do poslugiwania sie Euro w Polsce planowane na rok 2016 nie przyniesie jej obywatelom niczego dobrego. Euro dewaluuje sie w podobnym stopniu jak PLN a kraj, po utracie niezaleznosci politycznej i gospodarczej pozbawi sie takze niezaleznosci finansowej! Wiem, ze czytaja mnie takze goracy zwolennicy PO. Chcialbym wiedziec jednak czy ich europejski entuzjazm (wreszcie Niemcy wprowadza tu porzadek a do Berlina mam tylko pare godzin jazdy luksusowym pociagiem, kazdy moze czyscic podlogi czy wychodki w Anglii) nie chwieje sie gdy widza tutaj owe gospodarcze fakty, ktorych istotnie prozno by szukac w Gazecie Wyborczej?
Pomyslnego Nowego Roku !
*Maciej Zembaty "Ostatnia posluga"
niedziela, 23 grudnia 2012
"Jak dobrze mi w pozycji tej..." czyli stan Unii 2012
Zazwyczaj zamieszczam zwiezly raport opisujacy stan ekonomii USA w pierwszym kwartale nadchodzacego roku.
Jesli obecnie odchodze od tego zwyczaju i publikuje go nieco wczesniej to dlatego, ze nie jestem pewien czy uda mi sie to zrobic w terminie pozniejszym. Oznacza to, ze dane dotyczace na przyklad GNP Stanow Zjednoczonych za rok 2012 moga nie byc calkiem dokladne gdyz opieraja sie na uprzednich trzech kwartalach. Mysle jednak, ze korekty nie beda zbyt duze a wnioski beda jakosciowo poprawne. Omine tez kwestie bilansu handlowego oraz dlugu narodowego USA dlatego, ze nie sa to dane, ktore w sposob znaczacy wplywaja na ocene sytuacji gospodarczej kraju a jedynie stanowia konsekwencje przyjetej polityki handlu zagranicznego oraz polityki wewnetrznej. To co mnie glownie interesuje to kwestia tego co mozemy oczekiwac w przyszlosci majac przed soba cztery lata prezydentury Obamy. Jak wiemy Nasz Szanowny Prezydent oglasza wszem i wobec, ze wyciagnal juz kraj z recesji i ze przyszlosc wyglada dobrze zawlaszcza jesli chodzi o zmniejszenie liczby bezrobotnych oraz zwiekszenie liczby miejsc pracy. Musze przyznac, ze nie znajduje w prasie ekonomicznej ani w mediach racjonalnej oceny tych przechwalek wiec zamieszcam tutaj ocene wlasna, ktora nie jest tak optymistyczna.
Tak jak to wiemy z wizyt u lekarza, na poczatku wizyty zawsze zostaja zmierzone podstawowe znaki witalne (cisnienie, temperatura itp). W ekonomii kraju taka role pelni GNP (czyli polski PKB) i ten wlasnie jest przedstawiony na pierwszym rysunku. Punkty znacza tu odczyty dokonane na koncu roku a wiec ostatni punkt wykresu oznacza GNP (2012). Jak zazwyczaj podaje tu GNP liczony w miliardach (10^9) uncji zlota gdyz tylko w ten sposob mozemy usunac efekty postepujacej w czasie dewaluacji dolara. Inaczej mowiac , przedstawiam GNP w dolarach okresu przed 1970 rokiem czyli sprzed czasu zejscia ze standartu zlota.
Czytelnik, ktory chcialby zobaczyc jak wyglada ten sam wykres bez uwzglednienia dewaluacji moze zajrzec do witryny Banku Rezerwy Federalnej w St. Louis http://research.stlouisfed.org/fred2/series/GNP?cid=106. Porownanie mowi nam, jak bardzo mozna znieksztalcic rozumienie tego co sie faktycznie odgrywa w ekonomii kraju jesli sie nie bierze dewaluacji pod uwage. Na przyklad wielki kryzys lat 1970-1980 jest praktycznie niewidoczny na wykresie Fed. Rez. a stan obecny wyglada istotnie na wskazujacy na duza poprawe. Tymczasem na moim wykresie widzimy, ze stan gospodarki amerykanskiej przez caly okres prezydentury Obamy systematycznie sie pogarszal. Odbicie nastapilo pod koniec roku 2011 kiedy to Banki Rezerwy Federalnej rozpoczely przedwyborcza stabilizacje wartosci nabywczej dolara. Tego typu polityka pieniezna pojawila sie juz uprzednio w roku 2008 i wczesniej co widzimy w postaci malych lokalnych maksimow na opadajacej czesci krzywej GNP w latach 2001-do chwili obecnej. Oczywiscie ustabilizowanie wartosci nabywczej waluty jest warunkiem koniecznym zdrowej gospodarki ale nie jest warunkiem wystarczajacym do wyjscia z depresji. Jest kwestia otwarta czy GNP w roku przyszlym przebije sie przez linie oporu GNP odpowiadajaca wartosci 10 mld uncji zlota. Osobiscie uwazam, ze nie gdyz prawdziwym prawdopodobnym poziomem odbicia jest prog lezacy nieco ponizej wartosci 5 mld uncji zlota chociaz nie jest tez wykluczone zejscie nawet nizej , do poziomu z kryzysu konca lat dwudziestych czyli az do poziomu 2 mld uncji. Inaczej mowiac jeszcze nie widzielismy jak dotad prawdziwej, strasznej twarzy kryzysu swiatowego.
Podobne wnioski nasuwa analiza wykresu indeksu gieldowego DJI (Dow Jones Industrial) na nastepnym rysunku. Jestesmy jeszcze daleko od prawdziwego minimum, ktore wypada tu gdzies na poziomie 2 uncji zlota osiagnietego w latach 80-tych. Akcje glownych amerykanskich przedsiebiorstw sa ciagle jeszcze zbyt drogie gdyz iloraz cena/ zarobek (Price to earnings) wynosi okolo 13. Na ogol prawdziwa fala zainteresowania inwestorow rynkiem akcji pojawia sie wtedy gdy ow iloraz ten jest nizszy niz 10.
Na rysunku trzecim przedstawiona jest wartosc nabywcza dolara mierzona w ilosci zlota jaka mozna zakupic posiadajac jeden papierowy dolar. W przeciwienstwie do umyslowych bakow puszczanych obecnie przez zawodowych wspolczesnych ekonomistow, gloszacych priorytet roznego typu "koszykow" towarow, jest czy indeksow w rodzaju Commodity Price Index (CPI) jako miary inflacji waluty, odwrotnosc aktualnej ceny zlota jest jedyna obiektywna miara wartosci nabywczej danej waluty. Jest to tez miara, ktora nie zalezy od tego, czy bank centralny ustali czy tez nie stala relacje pomiedzy kruszcem a wypuszczana przez siebie makulatura pieniezna. W szczegolnosci miara ta pozwala porownac wartosc nabywcza pieniadza w calym zakresie historycznym USA gdyz ten szczesliwy kraj nie zaznal dotad katastrof pienieznych w postaci wymian pieniadza jakie trapily ekonomie Naszej Umeczonej Ojczyzny. Dzieki temu mozemy tez obiektywnie zmierzyc przecietny stopien dewaluacji amerykanskiego dolara. Jak nam mowia dane, dziesiec lat temu , w roku 2002 wartosc nabywcza USD wynosila 0.0035971 oz/USD. Obecnie zas wynosi ona 0.00059032 oz/USD. Oznacza to, ze w przeciagu dziesieciu lat dolar amerykanski stracil 83.59 % swojej wartosci nabywczej co daje nam srednia stope dewaluacji dolara wynoszaca 8.359% rocznie. Kazdy kto w tym czasie nie dostawal rocznej podwyzki w tej wysokosci pracowal faktycznie za coraz mniejsze wynagrodzenie. Podobnie jest zreszta z oszczednosciami trzymanymi w banku na rachunkach czekowych. Jak juz wspomnialem, w ciagu ostatniego roku a scislej gdzies od pazdziernika 2011 roku nastapila stabilizacja wartosci dolara. Mozemy to zobaczyc na wykresie funduszu sprzedawanego na gieldzie (ETF) znanego pod symbolem GLD. Jedna akcja tego funduszu ma cene rowna wartosci 1/10 ceny uncji zlota dostepnego aktualnie na gieldzie metali. Fundusz ten kupuje badz sprzedaje stosowne ilosci zlota w miare decyzji inwestorow http://finance.yahoo.com/q/ta? s=GLD&t=2y&l=on&z=l&q=l&p=&a=&c= . Wartosc uncji w tym czasie utrzymywana byla i jest nadal, zapewne przez banki Fed. Rez. , w granicach 1740 USD/oz - 1500 USD/oz co oznacza, ze gdy cena zlota osiagnie gorna granice bank sprzedaje pewna ilosc zlota wywolujac spadek ceny a gdy cena gieldowa zlota spadnie do 1500 USD/oz ten sam bank zaczyna to zloto skupowac i cena kruszcu rosnie. W ten sposob powstaje gorna i dolna linia oporu a cena zlota utrzymuje sie w zalozonych granicach. Buforowanie ceny zlota w pewnym przedziale zastepuje obecnie stala relacje wymiany banknotu na kruszec jak obowiazywala przed rokiem 1970. Gra tego rodzaju moze byc prowadzona tak dlugo jak dlugo popyt na zloto na rynkach swiatowych nie przekroczy mozliwosci buforowania ceny przez bank federalny badz Ministerstwo Skarbu USA. Instytucje te maja co prawda wyjatkowo duze rezerwy zlota ale taka sytuacja juz sie zdarzyla w przeszlosci pare razy i wtedy dewaluacja dolara postepowala a cena zlota osiagala nowa, wyzsza wartosc. Tak bylo podczas kryzysu lat 1930-1935 oraz podczas kryzysu lat 1970-1980. Obecny kryzys rozpoczal sie w roku 2001 a kiedy sie skonczy tego nie wiem. Powodem kazdego z tych katastrofalnych dla ekonomii kraju i swiata wydarzen byla nadmierna ilosc pieniedzy jaka pojawila sie na rynku czy to ze wzgledu na nadmierne spekulacje gieldowe czy tez z powodu wydatkow na zbrojenia, prowadzenie wojen czy tez kupowanie sobie przychylnosci panstw sojuszniczych.
Rysunek czwarty pokazuje kolejne administracje odpowiedzialne za utrzymywanie wartosci nabywczej dolara na tle wykresu ceny uncji zlota w latach 1940-2012. Odcinki horyzontalne odpowiadaja normalnej ekonomii kraju przynajmniej jesli chodzi o zdrowa polityke pieniezna. Falowania badz raptowne skoki odpowiadaja sytuacjom, w ktorych sternicy nawy panstwowej podejmowli szczegolnie idiotyczne decyzje zwlaszcza te dotyczace zwiekszenia podazy papierowego pieniadza.
Waznym wskaznikiem zywotnosci rynku amerykanskiego jest srednie wynagrodzenie realne (w zlocie) w USA w okresie 1945-2012, ktore jest pokazane na rysunku piatym. Jak widzimy obecne wynagrodzenie jest najnizsze w historii calego tego okresu i jest nizsze nawet od tego jakie bylo w apogeum kryzysu lat 1970-1980. Jest to znak bardzo niepomyslny jesli chodzi o przyszlosc rynku amerykanskiego gdyz oznacza, ze przewazajaca wiekszosc obywateli nie posiada wystarczajacych wolnych funduszy (disposable income) aby wywolac popyt na towary. To zas oznacza dalszy wzrost bezrobocia w miare tego jak bedzie nastepowala kolejna erozja produkcji towarow w USA. Spowoduje to zreszta takze zmalenie popytu na towary importowane z krajow azjatyckich i innych o nizszej cenie robocizny a w konsekwencji przeniesienie sie kryzysu na regiony zamorskie jeszcze cos produkujace.
Maleje tez nadal mediana realnej ceny domow w USA chociaz szybkosc malenia wartosci domu spadla ostatnio. Nie mniej uwazam, ze tendencja spadkowa bedzie sie utrzymywac az do czasu gdy realna cena przecietnego domu osiagnie poziom 90 uncji zlota. Cena ta wydaje sie byc historyczna linia oporu dla tego dobra powszechnego uzytku. Jest to znowu rokowanie niepomyslne dla gospodarki USA gdyz wartosc domu stanowi pewna rezerwe finansowa ludnosci, ktora czesto kredytuje swoja stope zyciowa zaciagajac pozyczki hipoteczne. Oczekuje zatem dalszych zapasci na rynku nieruchomosci co odbije sie takze na sektorze bankowym.
Jest mi naprawde bardzo przykro, ze nie moge w okresie swiatecznym byc nosicielem lepszych przepowiedni gospodarczych. Takie sa jednak wyniki analizy danych ekonomicznych dostepnych powszechnie ale najwyrazniej nigdy nie przechodzacych do swiadomosci spolecznej. Czy jest w tym wina mediow czy matolectwa spoleczenstwa amerykanskiego (i nie tylko) tego nie wiem. Jak slusznie zauwazyl gubernator Romney, ostatni kontr-kandydat na stanowisko prezydenta, 47% amerykanskiego spoleczenstwa jest obojetne pod wzgledem podatkowym gdyz jest zbyt biedne by mogl z niej cos wyciagnac nawet amerykanski urzad podatkowy. Co wiecej jest to ta czesc spoleczenstwa, ktora jest dla systemu obciazeniem gdyz albo wymaga wyplat socjalnych albo zwiekszenia wydatkow na wieziennictwo i policje.Pamietajmy bowiem, ze kazdy obywatel zyjacy na danym terenie faktycznie zyje z tego co uda mu sie na tym miejscu uzyskac. Jesli nie ma pracy to stanowi on obciazenie dla sluzb socjalnych badz rodziny albo innych obywateli. Dlatego racjonalna ekonomia musi zapewnic mozliwosc uzyskania pracy zgodnej z wyksztalceniem dla wszystkich obywateli dzielacych dany habitat. Jesli tak sie nie dzieje to cale spoleczenstwo lozy na darmozjada w ten czy inny sposob tracac fundusze, ktore moglyby byc uzyte z lepszym rezultatem na inne cele.
Jak zazwyczaj mozemy sie zastanowic co nalezaloby zrobic aby przerwac ten katastrofalny bieg wydarzen zreszta calkiem zgodny z teza Marksa o postepujacej pauperyzacji proletariatu oraz koncentracji kapitalu w czasie przed-rewolucyjnym. Moim zdaniem, ktore juz wielokrotnie mowilem, konieczna jest jak najszybsza rezygnacja z realizacji ideologii wolnego rynku oraz powrot do protekcjonizmu dla rynku wlasnego. Jesli to jest niemozliwe (a nie jest) to radze aby wprowadzic zasade, ze kazda kompania moze importowac tylko tyle produktow pochodzenia zagranicznego ile wyprodukowala sama na terytorium kraju importera. W ten sposob pracownik amerykanski bedzie mial takze okazje skorzystac z taniosci pracownika azjatyckiego a kraj nie zostanie calkowicie pozbawiony wlasnej bazy wytworczej. Obecny system koncentruje wszystkie zyski z importu artykulow powszechnego uzytku w rekach stosunkowo niewielkiej grupy importerow i hurtownikow. Amerykanie sa projektantami wiekszosci artykulow gospodarstwa domowego, komputerow czy srodkow lacznosci, ktorych sprzedaz przynosi wielkie zyski. Te zdobycze nie wplywaja jednak na podwyzszenie stopy zyciowej ludnosci gdyz bierze ona malejacy udzial w ich wytwarzaniu. Obecny prezydent usiluje lagodzic objawy kryzysu przez wprowadzenie powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego, podwyzszenie podatkow i nikle zmniejszenie zatrudnienia w agencjach federalnych. Sa to w gruncie rzeczy inicjatywy chybione, z wyjatkiem reformy podatkowej, gdyz nacisk powinien byc polozony na zwiekszenie mozliwosci uzyskania dochodowego zatrudnienia dla obywateli a nie na utrzymywanie ich w stanie ekonomicznego zycia uspionego na drobnych jalmuznach systemu socjalnego. Ludzie, ktorzy zastanawiaja sie co jutro wloza do garnka nie zapewnia popytu na towary i nie ozywia rynku!
Tak jak to wiemy z wizyt u lekarza, na poczatku wizyty zawsze zostaja zmierzone podstawowe znaki witalne (cisnienie, temperatura itp). W ekonomii kraju taka role pelni GNP (czyli polski PKB) i ten wlasnie jest przedstawiony na pierwszym rysunku. Punkty znacza tu odczyty dokonane na koncu roku a wiec ostatni punkt wykresu oznacza GNP (2012). Jak zazwyczaj podaje tu GNP liczony w miliardach (10^9) uncji zlota gdyz tylko w ten sposob mozemy usunac efekty postepujacej w czasie dewaluacji dolara. Inaczej mowiac , przedstawiam GNP w dolarach okresu przed 1970 rokiem czyli sprzed czasu zejscia ze standartu zlota.
Czytelnik, ktory chcialby zobaczyc jak wyglada ten sam wykres bez uwzglednienia dewaluacji moze zajrzec do witryny Banku Rezerwy Federalnej w St. Louis http://research.stlouisfed.org/fred2/series/GNP?cid=106. Porownanie mowi nam, jak bardzo mozna znieksztalcic rozumienie tego co sie faktycznie odgrywa w ekonomii kraju jesli sie nie bierze dewaluacji pod uwage. Na przyklad wielki kryzys lat 1970-1980 jest praktycznie niewidoczny na wykresie Fed. Rez. a stan obecny wyglada istotnie na wskazujacy na duza poprawe. Tymczasem na moim wykresie widzimy, ze stan gospodarki amerykanskiej przez caly okres prezydentury Obamy systematycznie sie pogarszal. Odbicie nastapilo pod koniec roku 2011 kiedy to Banki Rezerwy Federalnej rozpoczely przedwyborcza stabilizacje wartosci nabywczej dolara. Tego typu polityka pieniezna pojawila sie juz uprzednio w roku 2008 i wczesniej co widzimy w postaci malych lokalnych maksimow na opadajacej czesci krzywej GNP w latach 2001-do chwili obecnej. Oczywiscie ustabilizowanie wartosci nabywczej waluty jest warunkiem koniecznym zdrowej gospodarki ale nie jest warunkiem wystarczajacym do wyjscia z depresji. Jest kwestia otwarta czy GNP w roku przyszlym przebije sie przez linie oporu GNP odpowiadajaca wartosci 10 mld uncji zlota. Osobiscie uwazam, ze nie gdyz prawdziwym prawdopodobnym poziomem odbicia jest prog lezacy nieco ponizej wartosci 5 mld uncji zlota chociaz nie jest tez wykluczone zejscie nawet nizej , do poziomu z kryzysu konca lat dwudziestych czyli az do poziomu 2 mld uncji. Inaczej mowiac jeszcze nie widzielismy jak dotad prawdziwej, strasznej twarzy kryzysu swiatowego.
Podobne wnioski nasuwa analiza wykresu indeksu gieldowego DJI (Dow Jones Industrial) na nastepnym rysunku. Jestesmy jeszcze daleko od prawdziwego minimum, ktore wypada tu gdzies na poziomie 2 uncji zlota osiagnietego w latach 80-tych. Akcje glownych amerykanskich przedsiebiorstw sa ciagle jeszcze zbyt drogie gdyz iloraz cena/ zarobek (Price to earnings) wynosi okolo 13. Na ogol prawdziwa fala zainteresowania inwestorow rynkiem akcji pojawia sie wtedy gdy ow iloraz ten jest nizszy niz 10.
Na rysunku trzecim przedstawiona jest wartosc nabywcza dolara mierzona w ilosci zlota jaka mozna zakupic posiadajac jeden papierowy dolar. W przeciwienstwie do umyslowych bakow puszczanych obecnie przez zawodowych wspolczesnych ekonomistow, gloszacych priorytet roznego typu "koszykow" towarow, jest czy indeksow w rodzaju Commodity Price Index (CPI) jako miary inflacji waluty, odwrotnosc aktualnej ceny zlota jest jedyna obiektywna miara wartosci nabywczej danej waluty. Jest to tez miara, ktora nie zalezy od tego, czy bank centralny ustali czy tez nie stala relacje pomiedzy kruszcem a wypuszczana przez siebie makulatura pieniezna. W szczegolnosci miara ta pozwala porownac wartosc nabywcza pieniadza w calym zakresie historycznym USA gdyz ten szczesliwy kraj nie zaznal dotad katastrof pienieznych w postaci wymian pieniadza jakie trapily ekonomie Naszej Umeczonej Ojczyzny. Dzieki temu mozemy tez obiektywnie zmierzyc przecietny stopien dewaluacji amerykanskiego dolara. Jak nam mowia dane, dziesiec lat temu , w roku 2002 wartosc nabywcza USD wynosila 0.0035971 oz/USD. Obecnie zas wynosi ona 0.00059032 oz/USD. Oznacza to, ze w przeciagu dziesieciu lat dolar amerykanski stracil 83.59 % swojej wartosci nabywczej co daje nam srednia stope dewaluacji dolara wynoszaca 8.359% rocznie. Kazdy kto w tym czasie nie dostawal rocznej podwyzki w tej wysokosci pracowal faktycznie za coraz mniejsze wynagrodzenie. Podobnie jest zreszta z oszczednosciami trzymanymi w banku na rachunkach czekowych. Jak juz wspomnialem, w ciagu ostatniego roku a scislej gdzies od pazdziernika 2011 roku nastapila stabilizacja wartosci dolara. Mozemy to zobaczyc na wykresie funduszu sprzedawanego na gieldzie (ETF) znanego pod symbolem GLD. Jedna akcja tego funduszu ma cene rowna wartosci 1/10 ceny uncji zlota dostepnego aktualnie na gieldzie metali. Fundusz ten kupuje badz sprzedaje stosowne ilosci zlota w miare decyzji inwestorow http://finance.yahoo.com/q/ta? s=GLD&t=2y&l=on&z=l&q=l&p=&a=&c= . Wartosc uncji w tym czasie utrzymywana byla i jest nadal, zapewne przez banki Fed. Rez. , w granicach 1740 USD/oz - 1500 USD/oz co oznacza, ze gdy cena zlota osiagnie gorna granice bank sprzedaje pewna ilosc zlota wywolujac spadek ceny a gdy cena gieldowa zlota spadnie do 1500 USD/oz ten sam bank zaczyna to zloto skupowac i cena kruszcu rosnie. W ten sposob powstaje gorna i dolna linia oporu a cena zlota utrzymuje sie w zalozonych granicach. Buforowanie ceny zlota w pewnym przedziale zastepuje obecnie stala relacje wymiany banknotu na kruszec jak obowiazywala przed rokiem 1970. Gra tego rodzaju moze byc prowadzona tak dlugo jak dlugo popyt na zloto na rynkach swiatowych nie przekroczy mozliwosci buforowania ceny przez bank federalny badz Ministerstwo Skarbu USA. Instytucje te maja co prawda wyjatkowo duze rezerwy zlota ale taka sytuacja juz sie zdarzyla w przeszlosci pare razy i wtedy dewaluacja dolara postepowala a cena zlota osiagala nowa, wyzsza wartosc. Tak bylo podczas kryzysu lat 1930-1935 oraz podczas kryzysu lat 1970-1980. Obecny kryzys rozpoczal sie w roku 2001 a kiedy sie skonczy tego nie wiem. Powodem kazdego z tych katastrofalnych dla ekonomii kraju i swiata wydarzen byla nadmierna ilosc pieniedzy jaka pojawila sie na rynku czy to ze wzgledu na nadmierne spekulacje gieldowe czy tez z powodu wydatkow na zbrojenia, prowadzenie wojen czy tez kupowanie sobie przychylnosci panstw sojuszniczych.
Rysunek czwarty pokazuje kolejne administracje odpowiedzialne za utrzymywanie wartosci nabywczej dolara na tle wykresu ceny uncji zlota w latach 1940-2012. Odcinki horyzontalne odpowiadaja normalnej ekonomii kraju przynajmniej jesli chodzi o zdrowa polityke pieniezna. Falowania badz raptowne skoki odpowiadaja sytuacjom, w ktorych sternicy nawy panstwowej podejmowli szczegolnie idiotyczne decyzje zwlaszcza te dotyczace zwiekszenia podazy papierowego pieniadza.
Waznym wskaznikiem zywotnosci rynku amerykanskiego jest srednie wynagrodzenie realne (w zlocie) w USA w okresie 1945-2012, ktore jest pokazane na rysunku piatym. Jak widzimy obecne wynagrodzenie jest najnizsze w historii calego tego okresu i jest nizsze nawet od tego jakie bylo w apogeum kryzysu lat 1970-1980. Jest to znak bardzo niepomyslny jesli chodzi o przyszlosc rynku amerykanskiego gdyz oznacza, ze przewazajaca wiekszosc obywateli nie posiada wystarczajacych wolnych funduszy (disposable income) aby wywolac popyt na towary. To zas oznacza dalszy wzrost bezrobocia w miare tego jak bedzie nastepowala kolejna erozja produkcji towarow w USA. Spowoduje to zreszta takze zmalenie popytu na towary importowane z krajow azjatyckich i innych o nizszej cenie robocizny a w konsekwencji przeniesienie sie kryzysu na regiony zamorskie jeszcze cos produkujace.
Maleje tez nadal mediana realnej ceny domow w USA chociaz szybkosc malenia wartosci domu spadla ostatnio. Nie mniej uwazam, ze tendencja spadkowa bedzie sie utrzymywac az do czasu gdy realna cena przecietnego domu osiagnie poziom 90 uncji zlota. Cena ta wydaje sie byc historyczna linia oporu dla tego dobra powszechnego uzytku. Jest to znowu rokowanie niepomyslne dla gospodarki USA gdyz wartosc domu stanowi pewna rezerwe finansowa ludnosci, ktora czesto kredytuje swoja stope zyciowa zaciagajac pozyczki hipoteczne. Oczekuje zatem dalszych zapasci na rynku nieruchomosci co odbije sie takze na sektorze bankowym.
Jest mi naprawde bardzo przykro, ze nie moge w okresie swiatecznym byc nosicielem lepszych przepowiedni gospodarczych. Takie sa jednak wyniki analizy danych ekonomicznych dostepnych powszechnie ale najwyrazniej nigdy nie przechodzacych do swiadomosci spolecznej. Czy jest w tym wina mediow czy matolectwa spoleczenstwa amerykanskiego (i nie tylko) tego nie wiem. Jak slusznie zauwazyl gubernator Romney, ostatni kontr-kandydat na stanowisko prezydenta, 47% amerykanskiego spoleczenstwa jest obojetne pod wzgledem podatkowym gdyz jest zbyt biedne by mogl z niej cos wyciagnac nawet amerykanski urzad podatkowy. Co wiecej jest to ta czesc spoleczenstwa, ktora jest dla systemu obciazeniem gdyz albo wymaga wyplat socjalnych albo zwiekszenia wydatkow na wieziennictwo i policje.Pamietajmy bowiem, ze kazdy obywatel zyjacy na danym terenie faktycznie zyje z tego co uda mu sie na tym miejscu uzyskac. Jesli nie ma pracy to stanowi on obciazenie dla sluzb socjalnych badz rodziny albo innych obywateli. Dlatego racjonalna ekonomia musi zapewnic mozliwosc uzyskania pracy zgodnej z wyksztalceniem dla wszystkich obywateli dzielacych dany habitat. Jesli tak sie nie dzieje to cale spoleczenstwo lozy na darmozjada w ten czy inny sposob tracac fundusze, ktore moglyby byc uzyte z lepszym rezultatem na inne cele.
Jak zazwyczaj mozemy sie zastanowic co nalezaloby zrobic aby przerwac ten katastrofalny bieg wydarzen zreszta calkiem zgodny z teza Marksa o postepujacej pauperyzacji proletariatu oraz koncentracji kapitalu w czasie przed-rewolucyjnym. Moim zdaniem, ktore juz wielokrotnie mowilem, konieczna jest jak najszybsza rezygnacja z realizacji ideologii wolnego rynku oraz powrot do protekcjonizmu dla rynku wlasnego. Jesli to jest niemozliwe (a nie jest) to radze aby wprowadzic zasade, ze kazda kompania moze importowac tylko tyle produktow pochodzenia zagranicznego ile wyprodukowala sama na terytorium kraju importera. W ten sposob pracownik amerykanski bedzie mial takze okazje skorzystac z taniosci pracownika azjatyckiego a kraj nie zostanie calkowicie pozbawiony wlasnej bazy wytworczej. Obecny system koncentruje wszystkie zyski z importu artykulow powszechnego uzytku w rekach stosunkowo niewielkiej grupy importerow i hurtownikow. Amerykanie sa projektantami wiekszosci artykulow gospodarstwa domowego, komputerow czy srodkow lacznosci, ktorych sprzedaz przynosi wielkie zyski. Te zdobycze nie wplywaja jednak na podwyzszenie stopy zyciowej ludnosci gdyz bierze ona malejacy udzial w ich wytwarzaniu. Obecny prezydent usiluje lagodzic objawy kryzysu przez wprowadzenie powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego, podwyzszenie podatkow i nikle zmniejszenie zatrudnienia w agencjach federalnych. Sa to w gruncie rzeczy inicjatywy chybione, z wyjatkiem reformy podatkowej, gdyz nacisk powinien byc polozony na zwiekszenie mozliwosci uzyskania dochodowego zatrudnienia dla obywateli a nie na utrzymywanie ich w stanie ekonomicznego zycia uspionego na drobnych jalmuznach systemu socjalnego. Ludzie, ktorzy zastanawiaja sie co jutro wloza do garnka nie zapewnia popytu na towary i nie ozywia rynku!
wtorek, 11 grudnia 2012
Mniej czy wiecej?
Podobno ludzie wybieraja racjonalne rozwiazanie dopiero po wyprobowaniu wprzody wszystkich innych mozliwosci. Tak tez mowi mi moje zyciowe doswiadczenie rozciagajace sie na dwa kontynenty, dwa diametralnie rozniace sie systemy polityczne oraz pare lat dyskusji z moimi czytelnikami na bobolowisku. Dlatego tez nie bylem wcale zdziwiony gdy po napisaniu uprzedniego artykulu (http://bobolowisko.blogspot.com/2012/11/granice-wzrostu-i-inne-pytania.html ) jeden z czytelnikow zapytal pogodnie co byloby zlego w tym gdyby ludnosc Naszej Ciezko Doswiadczonej Ojczyzny podwoila sie osiagajac gestosc powierzchniowa populacji rowna tej jaka wystepuje w Niemczech. Dla przypomnienia podaje, ze obecna gestosc zaludnienia w Polsce wynosi 123 osoby na km^2 i wielkosc ta mozemy porownac z gestoscia zaludnienia w NRF wynoszaca 229 osob/km^2 czyli prawie dwa razy wiecej (scisle 1.9 razy). Oba kraje maja zblizona pojemnosc biologiczna wynoszaca 2 ale rozne odciski stopy ekologicznej wynoszace dla Polski 4 a dla Niemiec 5 (patrz http://www.footprintnetwork.org/en/index.php/GFN/page/footprint_for_nations/). Tak wiec Polska posiada obecnie dwa razy wiecej ludnosci niz moze to utrzymac jej terytorium a Niemcy sa przeludnione az 2.5 raza. Nic wiec dziwnego, ze od stuleci Niemcy patrza na Polske wylacznie jako na teren swojej przyszlej przestrzeni zyciowej, ktora z biegiem czasu przypadnie im w udziale jesli tylko uda im sie zlikwidowac lub przynajmniej przerzedzic tubylcza populacje. "Jedz do Polski. Twoj samochod juz tam jest!" mowi dowcipne i wspolczesne haslo niemieckich biur podrozy uogolniajace wyraznie obserwowana tendencje polskich i cyganskich gangow kradnacych pojazdy niemieckich obywateli aby sprzedac je potem w Polsce czy na Ukrainie. Drugim mozliwym rezerwuarem przestrzeni zyciowej dla Niemiec byla i jest Francja o gestosci zaludnienia 117 osob na km^2 i biologicznej pojemnosci rownej 3. Francuski odcisk stopy ekologicznej wynosi 5 co oznacza, ze Francja jest przeludniona 1.7 raza a wiec w nieco mniejszym stopniu niz Polska. Stosunki francusko-niemieckie byly tradycyjnie napiete przed rokiem 1950 i stad wynikala wojskowa wspolpraca pomiedzy II RP i Francja w okresie przed II Wojna Swiatowa. Obecnie sytuacja ta ulegla zmianie gdyz Niemcy powrocily do tradycyjnej doktryny "Drang nach Osten" i staraja sie utrzymywac z Francja stosunki wystarczajaco dobre aby nie utworzyla sie kolejna sytuacja zmuszajaca ich do walki na dwa fronty.
Pozornie wydawaloby sie racjonalnym aby zastosowac do ludnosci prawo Clapeyrona odnoszace sie do gazow idealnych (w tym do gazow powierzchniowych) a mowiace, ze cisnienie gazu wyraza sie wzorem p=nkT (gdzie n jest gestoscia populacji, k to stala uniwersalna a T temperatura) i argumentowac, ze granice panstw nie ulegna przesunieciu wtedy gdy cisnienia populacyjne po obu stronach sa jednakowe. Problem w tym jak zdefiniowac temperature populacji ludzkiej. W teorii gazow iloczyn kT jest proporcjonalny do sredniej energii czasteczki gazu w populacji. Dla potrzeb demografi wydaje sie rozsadnym aby zidentyfikowac owa srednia energie obywatela za pomoca jakiegos wskaznika opisujacego stopien jego cywilizacji, dobrobytu, inteligencji oraz wydajnosci pracy. Taka role moze pelnic na przyklad PKB realny (w zlocie) przeliczony na glowe obywatela. Przyjmujac taki wskaznik trudno nie zauwazyc, ze owa demograficzna temperatura obywatela niemieckiego jest znacznie wyzsza od temperatury obywatela Polski. W konsekwencji cisnienie populacji niemieckiej jest historycznie znacznie wyzsze niz polskiej co gwarantuje przesuniecie granic ukladu niemieckiego na wschod. I to wlasnie obserwujemy z uplywem czasu. Zwiekszenie powierzchniowej gestosci populacji polskiej powinno istotnie dzialac hamujaco na ten proces i tak byloby gdyby nie fakt, ze obecnie maleje tez systematycznie temperatura demograficzna polskiej populacji, ktora staje sie coraz prymitywniejsza i ubozsza. Samo zas zwiekszanie liczby prymitywow zyjacych w danym habitacie nie gwarantuje przetrwania tej populacji w walce o byt z populacja nawet mniej liczna ale o wyzszej temperaturze demograficznej.
Dowodzi tego historia podboju obu Ameryk, ktore zostaly oddane we wladanie cywilizacji rasy bialej przez stosunkowo nieliczna ekipe dobrze uzbrojonych i zorganizowanych grup europejczykow. Podobnie bylo zreszta na terenie Prus wschodnich gdzie cywilizacyjna misja Zakonu Krzyzackiego zetknela sie z przewazajacymi liczebnie ale nie cywilizacyjnie plemionami Prusow, Estow czy Litwinow. Te procesy trwaja nadal w swiecie wspolczesnym czego doskonalym przykladem jest rozwijajaca sie po II Wojnie Swiatowej inwazja osadnictwa zydowskiego na terenie arabskiej Palestyny.
Przewaga liczebna ma swoje dobre strony w pewnych sytuacjach geopolitycznych. Pozwolila ona na przyklad przetrwac Chinom imperialnym w stanie polkolonialnym w okresie ekspansji zamorskich posiadlosci mocarstw europejskich XIX wieku albo czasowo przezwyciezyc parcie na wschod ze strony III Rzeszy umozliwiajac nawet wzglednie krotki okres ekspansji terytorialnej sowieckiego imperium po II Wojnie Swiatowej. Ogolnie jednak rzecz biorac Historia wskazuje na przewage jakosci nad iloscia zwlaszcza zas jest tak w sytuacji gdy ilosc z racji samego swego istnienia staje sie obciazeniem dla populacji a nie motorem jej rozwoju. Obecna sytuacja w Polsce zmierza do utworzenia na jej aktualnym terytorium kraju pol-kolonialnego bedacego rynkiem zbytu dla niemieckiej metropolii oraz gospodarka pomocnicza dla ekonomii niemiecko-francuskiej czy wloskiej. Jest to status zblizony do istniejacego swego czasu w brytyjskich Indiach (British Raj) gdzie takze dozwolono istnienie lokalnej administracji calkowicie uzaleznionej od dyspozycji brytyjskich gubernatorow i oficerow politycznych. Podobna zreszta role gral PRL i jego pseudo-polska administracja w czasie istnienia Imperium Sowieckiego.
Celem takiego polkolonialnego ukladu jest kompletne podporzadkowanie gospodarcze, militarne i polityczne kraju od zewnetrznego suwerena. Mocarstwowa polityka niemiecka polega na wywolaniu permanentnego uzaleznienia krajow podporzadkowanych i ich elit od zewnetrznych platnosci w formie synekur imperialnych, dotacji oraz "wspolnych" projektow, ktorych realizacja zalezy od dobrej woli metropolii kontrolujacej. Jedna z nich w Polsce jest obecny program rozbudowy sieci drog szybkiego ruchu, dla ktorych faktycznie nie ma zadnego uzasadnienia jesli chodzi o potrzeby wewnetrznej gospodarki kraju. Te kosztowne, rujnujace biosfere i zuzywajace mase polskiego rolniczego terenu inwestycje maja na celu ulatwienie szybkiego przerzucenia wojsk i towarow na kierunku glownego natarcia czyli na byle rosyjskie dominia zachodnie. Ostatnia panika polskiego rzadu na wiadomosc, ze oczekiwane dotacje UE, na ktorych w zasadzie mialo opierac sie przyszle istnienie gospodarcze Polski, moga nie byc uchwalone dowodzi najlepiej jak daleko poszedl stopien polskiego uzaleznienia od niemieckiej jalmuzny.
Ja zas jestem nieco zdezorientowany sprzecznymi sygnalami jakie wysyla ku powszechnej uciesze polski rzad i inne instytucje sluzby publicznej. Z jednej strony premier osobiscie zacheca obywateli do energicznijszego rozplodu podajac jako przyczyne nadciagajaca kleske wyplat emerytalnych dla staruszkow.
Z drugiej jednak strony niewidzialna reka rynku usprawnia polska gospodarke przez coraz szersze stosowanie likwidacji jednostek przemyslowych oraz rolniczych. W jaki sposob zmiejszanie liczby stanowisk pracy moze powodowac jednoczesne zmniejszenie istniejacego juz bezrobocia oraz zwiekszenie przychodow skarbu panstwa tego jakos nikt nie jest w stanie wytlumaczyc. Powiekszanie populacji to bowiem nie tylko problem znalezienia dla niej zatrudnienia ale takze zwiekszenia powierzchni zabudowanej aby nowym obywatelom zapewnic dach nad glowa oraz dobra powszechnego uzytku. Nie bez znaczenia tez bedzie proporcjonalne zwiekszenie liczby odpadkow cywilizacyjnych, z ktorymi nawet obecnie nie jestesmy w stanie sobie poradzic. Druga zabawna niekonsekwencja jaka zauwazam w Wiadomosciach telewizyjnych jest fala wspolczucia dla osob terminalnie chorych, ktorym Ministerstwo Zdrowia odmawia prawa do przedluzajacych zycie ale drogich lekarstw czy tez dla ciezko chorych na czesto nieuleczalne choroby pacjentow Centrum Zdrowia Dziecka. Z prawnego punktu widzenia osoby, ktorym naleza sie swiadczenia z NFZ zawarly z ta instytucja umowe o swiadczeniach zdrowotnych, ktora, o ile wiem nie, zawierala sprecyzowanych ograniczen co do wysokosci swiadczen ubezpieczyciela czy tez zakresu procedur leczniczych. W takiej sytuacji osoby uprzednio ubezpieczone maja pelne prawo do tego aby zadac przyslugujacych im swiadczen w pelnym zakresie. Dopiero przyszle generacje pacjentow moga byc postawione przed zmodyfikowana umowa o ubezpieczenie zdrowotne zawierajaca sprecyzowane ograniczenia odpowiedzialnosci NFZ co do wysokosci swiadczen oraz rodzaju uslug medycznych.
Powracajac jednak do obserwacji o spoznionej reakcji na ostrzezenia ekologiczno-demograficzne zamieszczam powyzej wykres przedstawiajacy oczekiwany w latach 70-tych ubieglego wieku przebieg podstawowych wielkosci demograficznych i ekonomicznych przygotowany w Massachusetts Institute of Technology przez Forrestera i Meadwos-ow. Ponizej zas mamy wyniki przewidywan zmodyfikowanego modelu swiata wykonane w roku 2004 przez nieco zmodyfikowana grupe demografow szkoly "Granic wzrostu" ("Limits to Growth") . W pierwszym modelu wykonanym w roku 1972 na zlecenie Klubu Rzymskiego swiat znajdowal sie jeszcze w stanie pozwalajacym na podjecie decyzji o ograniczeniu populacji oraz zmniejszeniu eksploatacji biosfery. Pozwoliloby to na wejscie w stan stacjonarny odpowiadajacy z grubsza biologicznej pojemnosci Ziemi. Niestety niemal zadne z zalecen zamieszczonych w ksiazce nie zostalo wprowadzone w zycie i w efekcie jestesmy juz obecnie w stanie "przestrzelenia" trajektorii rozwoju stacjonarnego przekraczajac pojemnosc biologiczna Ziemi mniej wiecej poltora raza. W tej chwili nie ma juz mowy o wzglednie lagodnej korekcie ewolucji systemu swiatowego. Zmiany zostana wymuszone przez deficyt podstawowych zasobow, zanieczyszczenie srodowiska oraz przeludnienie. Jesli porownamy oba wykresy to zobaczymy, ze sa one bardzo podobne do siebie jakosciowo. Oba modele przewiduja osiagniecie populacji maksymalnej gdzies pomiedzy rokiem 2000 a 2050 oraz ostre zaostrzenie sie kryzysu zaopatrzenia (w zywnosc i surowce) gdzies w latach 20-tych obecnego wieku. Jak z tego widac nawet najlepsze naukowe przewidywania nie sa w stanie sklonic ludzkosci do zachowan, ktore musialyby ich zmusic do rezygnacji z pewnych wygod czy przyjemnosci. Tylko sila w formie konfliktu zbrojnego czy tez klesk zywiolowych moze skorygowac nadmierny wzrost i oczekiwania populacji, ktora jak rak niszczy srodowisko w ktorym zyje.
Literatura
D. H. Meadows, D.L. Meadows, J. Randers "Beyond the Limits", 1992
D. Meadows, J. Randers, D. Meadows "Limits to Growth -the 30-Year Update", 2004
Pozornie wydawaloby sie racjonalnym aby zastosowac do ludnosci prawo Clapeyrona odnoszace sie do gazow idealnych (w tym do gazow powierzchniowych) a mowiace, ze cisnienie gazu wyraza sie wzorem p=nkT (gdzie n jest gestoscia populacji, k to stala uniwersalna a T temperatura) i argumentowac, ze granice panstw nie ulegna przesunieciu wtedy gdy cisnienia populacyjne po obu stronach sa jednakowe. Problem w tym jak zdefiniowac temperature populacji ludzkiej. W teorii gazow iloczyn kT jest proporcjonalny do sredniej energii czasteczki gazu w populacji. Dla potrzeb demografi wydaje sie rozsadnym aby zidentyfikowac owa srednia energie obywatela za pomoca jakiegos wskaznika opisujacego stopien jego cywilizacji, dobrobytu, inteligencji oraz wydajnosci pracy. Taka role moze pelnic na przyklad PKB realny (w zlocie) przeliczony na glowe obywatela. Przyjmujac taki wskaznik trudno nie zauwazyc, ze owa demograficzna temperatura obywatela niemieckiego jest znacznie wyzsza od temperatury obywatela Polski. W konsekwencji cisnienie populacji niemieckiej jest historycznie znacznie wyzsze niz polskiej co gwarantuje przesuniecie granic ukladu niemieckiego na wschod. I to wlasnie obserwujemy z uplywem czasu. Zwiekszenie powierzchniowej gestosci populacji polskiej powinno istotnie dzialac hamujaco na ten proces i tak byloby gdyby nie fakt, ze obecnie maleje tez systematycznie temperatura demograficzna polskiej populacji, ktora staje sie coraz prymitywniejsza i ubozsza. Samo zas zwiekszanie liczby prymitywow zyjacych w danym habitacie nie gwarantuje przetrwania tej populacji w walce o byt z populacja nawet mniej liczna ale o wyzszej temperaturze demograficznej.
Dowodzi tego historia podboju obu Ameryk, ktore zostaly oddane we wladanie cywilizacji rasy bialej przez stosunkowo nieliczna ekipe dobrze uzbrojonych i zorganizowanych grup europejczykow. Podobnie bylo zreszta na terenie Prus wschodnich gdzie cywilizacyjna misja Zakonu Krzyzackiego zetknela sie z przewazajacymi liczebnie ale nie cywilizacyjnie plemionami Prusow, Estow czy Litwinow. Te procesy trwaja nadal w swiecie wspolczesnym czego doskonalym przykladem jest rozwijajaca sie po II Wojnie Swiatowej inwazja osadnictwa zydowskiego na terenie arabskiej Palestyny.
Przewaga liczebna ma swoje dobre strony w pewnych sytuacjach geopolitycznych. Pozwolila ona na przyklad przetrwac Chinom imperialnym w stanie polkolonialnym w okresie ekspansji zamorskich posiadlosci mocarstw europejskich XIX wieku albo czasowo przezwyciezyc parcie na wschod ze strony III Rzeszy umozliwiajac nawet wzglednie krotki okres ekspansji terytorialnej sowieckiego imperium po II Wojnie Swiatowej. Ogolnie jednak rzecz biorac Historia wskazuje na przewage jakosci nad iloscia zwlaszcza zas jest tak w sytuacji gdy ilosc z racji samego swego istnienia staje sie obciazeniem dla populacji a nie motorem jej rozwoju. Obecna sytuacja w Polsce zmierza do utworzenia na jej aktualnym terytorium kraju pol-kolonialnego bedacego rynkiem zbytu dla niemieckiej metropolii oraz gospodarka pomocnicza dla ekonomii niemiecko-francuskiej czy wloskiej. Jest to status zblizony do istniejacego swego czasu w brytyjskich Indiach (British Raj) gdzie takze dozwolono istnienie lokalnej administracji calkowicie uzaleznionej od dyspozycji brytyjskich gubernatorow i oficerow politycznych. Podobna zreszta role gral PRL i jego pseudo-polska administracja w czasie istnienia Imperium Sowieckiego.
Celem takiego polkolonialnego ukladu jest kompletne podporzadkowanie gospodarcze, militarne i polityczne kraju od zewnetrznego suwerena. Mocarstwowa polityka niemiecka polega na wywolaniu permanentnego uzaleznienia krajow podporzadkowanych i ich elit od zewnetrznych platnosci w formie synekur imperialnych, dotacji oraz "wspolnych" projektow, ktorych realizacja zalezy od dobrej woli metropolii kontrolujacej. Jedna z nich w Polsce jest obecny program rozbudowy sieci drog szybkiego ruchu, dla ktorych faktycznie nie ma zadnego uzasadnienia jesli chodzi o potrzeby wewnetrznej gospodarki kraju. Te kosztowne, rujnujace biosfere i zuzywajace mase polskiego rolniczego terenu inwestycje maja na celu ulatwienie szybkiego przerzucenia wojsk i towarow na kierunku glownego natarcia czyli na byle rosyjskie dominia zachodnie. Ostatnia panika polskiego rzadu na wiadomosc, ze oczekiwane dotacje UE, na ktorych w zasadzie mialo opierac sie przyszle istnienie gospodarcze Polski, moga nie byc uchwalone dowodzi najlepiej jak daleko poszedl stopien polskiego uzaleznienia od niemieckiej jalmuzny.
Ja zas jestem nieco zdezorientowany sprzecznymi sygnalami jakie wysyla ku powszechnej uciesze polski rzad i inne instytucje sluzby publicznej. Z jednej strony premier osobiscie zacheca obywateli do energicznijszego rozplodu podajac jako przyczyne nadciagajaca kleske wyplat emerytalnych dla staruszkow.
Z drugiej jednak strony niewidzialna reka rynku usprawnia polska gospodarke przez coraz szersze stosowanie likwidacji jednostek przemyslowych oraz rolniczych. W jaki sposob zmiejszanie liczby stanowisk pracy moze powodowac jednoczesne zmniejszenie istniejacego juz bezrobocia oraz zwiekszenie przychodow skarbu panstwa tego jakos nikt nie jest w stanie wytlumaczyc. Powiekszanie populacji to bowiem nie tylko problem znalezienia dla niej zatrudnienia ale takze zwiekszenia powierzchni zabudowanej aby nowym obywatelom zapewnic dach nad glowa oraz dobra powszechnego uzytku. Nie bez znaczenia tez bedzie proporcjonalne zwiekszenie liczby odpadkow cywilizacyjnych, z ktorymi nawet obecnie nie jestesmy w stanie sobie poradzic. Druga zabawna niekonsekwencja jaka zauwazam w Wiadomosciach telewizyjnych jest fala wspolczucia dla osob terminalnie chorych, ktorym Ministerstwo Zdrowia odmawia prawa do przedluzajacych zycie ale drogich lekarstw czy tez dla ciezko chorych na czesto nieuleczalne choroby pacjentow Centrum Zdrowia Dziecka. Z prawnego punktu widzenia osoby, ktorym naleza sie swiadczenia z NFZ zawarly z ta instytucja umowe o swiadczeniach zdrowotnych, ktora, o ile wiem nie, zawierala sprecyzowanych ograniczen co do wysokosci swiadczen ubezpieczyciela czy tez zakresu procedur leczniczych. W takiej sytuacji osoby uprzednio ubezpieczone maja pelne prawo do tego aby zadac przyslugujacych im swiadczen w pelnym zakresie. Dopiero przyszle generacje pacjentow moga byc postawione przed zmodyfikowana umowa o ubezpieczenie zdrowotne zawierajaca sprecyzowane ograniczenia odpowiedzialnosci NFZ co do wysokosci swiadczen oraz rodzaju uslug medycznych.
Powracajac jednak do obserwacji o spoznionej reakcji na ostrzezenia ekologiczno-demograficzne zamieszczam powyzej wykres przedstawiajacy oczekiwany w latach 70-tych ubieglego wieku przebieg podstawowych wielkosci demograficznych i ekonomicznych przygotowany w Massachusetts Institute of Technology przez Forrestera i Meadwos-ow. Ponizej zas mamy wyniki przewidywan zmodyfikowanego modelu swiata wykonane w roku 2004 przez nieco zmodyfikowana grupe demografow szkoly "Granic wzrostu" ("Limits to Growth") . W pierwszym modelu wykonanym w roku 1972 na zlecenie Klubu Rzymskiego swiat znajdowal sie jeszcze w stanie pozwalajacym na podjecie decyzji o ograniczeniu populacji oraz zmniejszeniu eksploatacji biosfery. Pozwoliloby to na wejscie w stan stacjonarny odpowiadajacy z grubsza biologicznej pojemnosci Ziemi. Niestety niemal zadne z zalecen zamieszczonych w ksiazce nie zostalo wprowadzone w zycie i w efekcie jestesmy juz obecnie w stanie "przestrzelenia" trajektorii rozwoju stacjonarnego przekraczajac pojemnosc biologiczna Ziemi mniej wiecej poltora raza. W tej chwili nie ma juz mowy o wzglednie lagodnej korekcie ewolucji systemu swiatowego. Zmiany zostana wymuszone przez deficyt podstawowych zasobow, zanieczyszczenie srodowiska oraz przeludnienie. Jesli porownamy oba wykresy to zobaczymy, ze sa one bardzo podobne do siebie jakosciowo. Oba modele przewiduja osiagniecie populacji maksymalnej gdzies pomiedzy rokiem 2000 a 2050 oraz ostre zaostrzenie sie kryzysu zaopatrzenia (w zywnosc i surowce) gdzies w latach 20-tych obecnego wieku. Jak z tego widac nawet najlepsze naukowe przewidywania nie sa w stanie sklonic ludzkosci do zachowan, ktore musialyby ich zmusic do rezygnacji z pewnych wygod czy przyjemnosci. Tylko sila w formie konfliktu zbrojnego czy tez klesk zywiolowych moze skorygowac nadmierny wzrost i oczekiwania populacji, ktora jak rak niszczy srodowisko w ktorym zyje.
Literatura
D. H. Meadows, D.L. Meadows, J. Randers "Beyond the Limits", 1992
D. Meadows, J. Randers, D. Meadows "Limits to Growth -the 30-Year Update", 2004
czwartek, 29 listopada 2012
Zdrada amerykanskiego marzenia
Ostatnio nabylem droga kupna ksiazke dwojga znanych amerykanskich dziennikarzy: Donalda L. Barlett'a i James'a B. Steele pod tytulem "The Betrayal of the American Dream" (2012)(czyli "Zdrada Amerykanskiego Mitu"). Tworczosc obu panow byla mi znana wczesniej gdyz problemy amerykanskiego spoleczenstwa oraz gospodarki opisali oni w paru innych znanych mi ksiazkach (np "America:Who Really Pays the Taxes" czy "America: What went Wrong?"). Sa to przedstawiciele dziennikarstwa lewicowego, ktorzy od lat interesuja sie aktualnymi problemami rozwoju USA jako panstwa i kolektywu obywateli. Zwazywszy, ze maja oni dobrze platne zatrudnienie oraz to, ze ksiazki ich przyniosly im zapewne znaczna fortune czytam ich wypowiedzi z uznaniem naleznym kazdemu, ktory wlasna wygode ceni mniej niz okazje do uwypuklenia pewnych problemow spolecznych i ekonomicznych, ktore inni dziennikarze omijaja zdaleka. Podobna sylwetka jest rezyser filmowy Michael Moore- takze czlowiek doskonale ustawiony finansowo ale o zainteresowaniach znajdujacych sie daleko od glownego nurtu sztuki filmowej USA.
"Zdrada Amerykanskiego Mitu" jest ksiazka wazna takze z tego powodu, ze opisuje ona sytuacje USA w chwili obecnej a wiec po czterech latach rzadow demokratycznego rezimu Obamy. W chwili gdy ksiazka pojawila sie w druku nie byla jeszcze znana autorom katastrofalna decyzja Amerykanow o reelekcji prezydenta. Prezydent zostal, co prawda, wybrany glosami tej czesci populacji, ktora nie grzeszy ani inteligencja ani doswiadczeniem (mlodziez, kobiety i ludnosc kolorowa) ale bezmyslnosc demokracji (mimo przewidzianej konstytucja USA mozliwosci unikniecia tyranii polinteligentow) spowodowala zwyciestwo znanego zla nad nieznanym.
Zgodnie z tradycja gaworzenia obowiazujaca w srodowisku dziennikarskim na calym swiecie takze i tu mamy mase aktualnych opowiesci o ludzkich losach ("human stories") ilustrujacych cala ohyde tego co sie obecnie dzieje w USA w stosunkach pomiedzy korporacjami i ludzmi pracy. Jako czlowiek nie cierpiacy na nadmiar czasu do zabicia wolalbym prezentacje bardziej zwiezla a za to obfitujaca w wieksza ilosc wykresow i innych danych liczbowych. Zdaje sobie jednak sprawe, ze wielu z moich czytelnikow podziela usposobienie prez. Clintona, o ktorym mowiono, ze zawsze zajmuje niezlomna pozycje po obu stronach kazdego problemu ("Takes a firm stance on both sides of the issue"). Dzieki tej strategii nigdy nie mozna bylo byc pewnym jakie to wlasciwie stanowisko ow Wielki Czlowiek naprawde popieral.
W ogolnym zarysie autorzy oskarzaja obecna elite polityczno-finansowa o celowe dzialanie zmierzajace do zniszczenia tego co okreslaja jako amerykanska klase srednia (middle class) zdefiniowana jako zbior obywateli, ktorzy na zeznaniu podatkowym w roku 2009 podali swoje roczne wynagrodzenie jako lezace w granicach $35 000 do $85 000. W tym roku mediana dochodu w USA dla rodziny (household) wynosila $ 50 599. Ta klasa srednia liczyla w roku 2009 okolo 34 milionow obywateli i stanowila 30% ogolnej liczby 116 milionow zeznan podatkowych tego roku. Najwieksza grupe podatnikow stanowila jednak "biedota" czyli 58 milionow obywateli (50% ogolu) uzykujaca dochod ponizej $35 000 rocznie. Pozostale 20% to amerykanscy prominenci zarobkowi, z ktorych jednak tylko pare procent (okolo 2%) moglo sie pochwalic wyraznym wzrostem dochodow. Zauwazmy, ze poslugujemy sie tutaj nazewnictwem amerykanskim. Jesli powrocimy do tradycyjnego jezyka europejskiego to tak zwana klasa srednia odpowiada proletariatowi - czyli ludziom, ktorych bytowanie zalezy od posiadania pewnego wyksztalcenia fachowego oraz znalezienia pracy zgodnej z tymze wyksztalceniem (robotnicy wykwalfikowani, inzynierowie, naukowcy, zawody tworcze). Ponizej tej klasy mamy do czynienia z lumpenproletariatem czyli ludzmi bez specjalnych kwalfikacji, ktorzy moga wykonywac prace proste (kelnerzy, sprzedawcy, kierowcy, robotnicy placowi itp) . Do klas wyzszych , stanowiacych 20% amerykanskiego spoleczenstwa nalezy drobna burzuazja (wlasciciele malych firm czy sklepow, lekarze, prawnicy itp) czyli ludzie, ktorzy sa w stanie zagarnac wieksza czesc dochodu w przedsiewzieciach, ktorych sa wlascicielami oraz ludzie rzeczywiscie bogaci, ktorych dochody nie stoja w zadnej zaleznosci od jakosci wykonywanej przez nich pracy (CEO wielkich bankow i korporacji, wysocy urzednicy panstwowi i parlamentarzysci) a takze ludzie "urodzeni ze srebrna lyzka w buzi" czyli dziedzice znacznych fortun, ktorzy faktycznie nie musza nawet pracowac gdyz wystarczajcy dochod zapewnia im posiadany kapital. Obaj autorzy nie sa pozbawieni instynktu klasowego, ktory obserwuje takze wsrod Szanownych Komentatorow. Dlatego tez nie omieszkali oni stwierdzic, ze lata globalizacji byly szczegolnie dobre dla wysokich oficerow korporacji . W roku 1980 przecietne wynagrodzenie CEO (czyli szefa kompanii czy banku) bylo 42 razy wieksze od wynagrodzenia przecietnego pracownika. Obecnie zas CEO moze pochwalic sie wynagrodzeniem juz 325 razy wiekszym niz wynagrodzenie srednie pracownika. Zwolennicy tezy, ze "wszyscy mamy te same zoladki" oczywiscie wiaza tez wzrost wynagrodzen prominentow z zabraniem pieniedzy, ktore moglyby by byc przeznaczone na podwyzszenie stopy zyciowej "ogolu" ludnosci. Ten marksistowski punkt widzenia nie jest bezzasadny ale nie jest tez sluszny jesli uwaza sie dysproporcje placowe za glowny powod obecnych klopotow gospodarczych. W kazdym jednak razie autorzy ksiazki slusznie zauwazaja, ze lata globalizacji (1970-obecnie) usunely wiele istniejacych uprzednio przepisow podatkowych i finansowych przewazajac korzysci finansowe wynikajace z samego funkcjonowania systemu w kierunku zapewniajacym najwieksze korzysci pieniezne osobom najbogatszym oraz wielkim korporacjom przemyslowym i finansowym. Obecna Ameryka jest krajem ludzi bogatych rzadzonym przez ludzi bogatych i w interesie ludzi bogatych ("for the rich and by the rich"). Kazdy kto obecnie nie zarabia wiecej niz $200 000 rocznie praktycznie nie liczy sie ani jako klient ani jako obywatel. Ze wzgledu na to, ze jeden rysunek wart jest podobno tyle co tysiac slow opisu pozwole sobie zamiescic tutaj pare wykresow z ksiazki.
Pierwszy z nich podaje poziom opodatkowania dla 400 najzamozniejszych rodzin w aspekcie historycznym. Jak widzimy w roku 1955 (kiedy USA bylo jeszcze mocarstwem bogatym o nadwyzce budzetowej oraz dodatnim bilansie handlowym) opodatkowanie dochodu tej grupy wynosilo ponad 50%. Ten poziom opodatkowania malal systematycznie aby osiagnac okolo 17% w roku 2007.
Podobnie zmienna jest historia opodatkowania korporacji przedstawiona na rysunku drugim. Co prawda opodatkowanie to bylo niskie w okresie II Wojny Swiatowej (okolo 1% w stosunku do GDP -USA) ale wzroslo ono do poziomu 7% GDP w roku 1945 aby stopniowo malec znowu do poziomu 1% GDP obecnie. Rzecz jasna, ze malenie wplywow podatkowych przy jednoczesnym rozszerzaniu swiadczen socjalnych jest jednym z powodow obecnego rosnacego deficytu budzetowego USA. Podobnie zreszta jest i w Polsce, ktora ekonomicznie trwa wylacznie dzieki nieustannej zebraninie o dotacje z UE czyli praktycznie z Niemiec. Nie mniej to nie zmniejszanie dochodow podatkowych panstwa jest podstawowym powodem obecnego kryzysu. Jest ono jedynie skutkiem przyjetej polityki ekonomicznej. O tym jednak autorzy nie pisza gdyz byc moze nie zdaja sobie oni sprawy ze stopnia komplikacji problemu.
Jako jedna z przyczyn degradacji klasy sredniej w USA autorzy slusznie rozpoznaja postepujaca strate miejsc pracy w sektorze wytwarzania a co za tym idzie redukcje przemyslowej bazy USA. Taka redukcja oznacza bowiem nie tylko strate dobrze wynagradzanych stanowisk pracy dla robotnikow ale takze zanik wielu prac wymagajacych wyzszego wyksztalcenia inzynieryjnego badz naukowego. Konsekwencje tego sa dwojakie. Po pierwsze brak miejsc pracy dla warstwy ludzi wyksztalconych na poziomie uniwersyteckim powoduje zmniejszenie poziomu wynagrodzen dla inzynierow itp w calym sektorze wytwarzania. Duza podaz chetnych i mlodych pracownikow pozwala pracodawcom nie tylko obnizac wynagrodzenia nowo wstepujacych na rynek pracy ale takze zwalniac pracownikow starszych stazem, ktorzy pobierali wyzsze wynagrodzenie aby zastapic ich "mlodszym narybkiem". Po drugie, brak perspektyw dobrze platnego zatrudnienia po ukonczeniu dosc kosztownych studiow uniwersyteckich powoduje, ze zmniejsza sie nabor studentow. To zas wplywa na atrofie szkol wyzszych powodujac nie tylko niedostateczna selekcje kandydatow ale takze redukcje kadr naukowych a nawet zamykanie placowek akademickich.
Autorzy winia za ten stan gospodarke "wolnego rynku" w skali globalnej, ktora przy braku a raczej redukcji istniejacych handlowych ograniczen importowo-eksportowych powoduje ze wszystkie prace, ktore mozna wyeksportowac do krajow trzeciego swiata predzej czy pozniej tam sie znajda. Jako glowny powod chronicznego deficytu handlu zagranicznego USA po roku 1980 podaja oni fakt, ze kraje eksportujace (Chiny, Indie, Japonia itp) utrzymuja pewne bariery importowe chroniac wlasna gospodarke i zatrudnienie przed amerykanska konkurencja. Natomiast USA nie wywiera wystarczajacego nacisku aby te bariery ochronne usunac. To zas hamuje eksport amerykanski i nie pozwala na zrownowazenie bilansu handlowego. Podobna role gra tez manipulowanie oficjalnymi relacjami pomiedzy walutami panstw eksporterow i USA (np ustalanie przez rzad ChRL stalej relacji pomiedzy chinskim jenem a USD ). To wszystko prawda ale nie w tym lezy zrodlo obecnego kryzysu.
Aby zrozumiec gdzie jest pies pogrzebany musimy zastanowic sie nad tym jak dziala prawidlowa ekonomia kazdego spoleczenstwa czy panstwa. W dobrze funkcjonujacej gospodarce wszyscy czlonkowie populacji bedacy w wieku produkcyjnym dokonuja wzajemnej wymiany uslug i towarow. Pieniadz gra tu jedynie role wygodnego posrednika pozwalajacego na zastapienie bezposredniej wymiany towaru (badz uslugi) na towar (badz usluge) pomiedzy dwoma obywatelami czy jednostkami gospodarczymi. Wszystko czego wymagamy od panstwa jako nadzorcy gospodarki to to aby pieniadz emitowany utrzymywal swoja wartosc nabywcza przez dlugi okres czasu. Oczywiscie kazde spoleczenstwo produkuje i zuzywa rozne towary (i uslugi) ale pewna grupa towarow ( i uslug) ma znaczenie podstawowe dla jego funkcjonowania. Sa to towary powszechnego uzytku czyli rzeczy i produkty od ktorych zalezy bezposrednio jakosc naszego bytowania. Jak dlugo podzial pracy w populacji jest taki, ze jej czlonkowie nawzajem zaspakajaja swoje potrzeby bytowe tak dlugo ekonomia tej populacji jest stabilna. W takiej racjonalnej ekonomii handel zagraniczny jest ograniczony wylacznie do towarow ( i uslug), ktorych dane spoleczenstwo nie moze zaspokoic we wlasnym zakresie. Na przyklad w Polsce banany czy owoce cytrusowe nie rosna ze wzgledow klimatycznych i jesli istotnie nie mozna sie bez nich obejsc to musimy je sprowadzic z krajow cieplejszych. To zas oznacza wyplyw kapitalu z obrebu populacji, ktory w racjonalnej ekonomii powinien byc zrownowazony przyplywem uzyskanym ze sprzedazy towarow produkowanych w obrebie populacji na rynkach zewnetrznych. Jesli takiego zrownowazenie nie bedzie to populacja bedzie stopniowo ubozala na korzysc tych populacji, ktore nam owe niezbedne towary dostarczaja. W zdrowej ekonomii swiatowej powinna panowac zasada lokalnej rownowagi pomiedzy podaza i popytem. Wydatek jednego czlonka populacji powinien byc przychodem drugiego. Dzieki temu wytworzony kapital pozostaje wewnatrz populacji i powoduje wzrost zamoznosci spoleczenstwa jako calosci. Jak dlugo USA chronily wlasny rynek przed inwazja tanszych (z roznych powodow) towarow zagranicznych tak dlugo mialy one zbilansowany i handel zagraniczny i budzet panstwowy wykazujacy nadwyzke. Ten ostatni bowiem mial jako podstawowe zrodlo dochodow wplywy wynikajace z cel oraz opodatkowania zyskow korporacji a w mniejszym stopniu takze wplywy z podatku od wynagrodzen. W sytuacji gdy uzyskanie dobrze platnej placy dla obywatela na dowolnym etapie wyszkolenia bylo wzglednie latwe (mowie o latach 1945-1970) wplywajace do skarbu panstwa sumy wystarczaly na potrzeby wewnetrzne a takze na pomoc dla panstw sojuszniczych nalezacych do jednego z amerykanskich sojuszy sanitarnych w stosunku do bloku radzieckiego. Obecnie sytuacja sie zmienila gdyz od 1970 roku zaczeto wprowadzac na szeroka skale gospodarke wolno-rynkowa stopniowo obnizajac bariery celne, dzielace USA jako kraj o wysokiej stopie zyciowej od biedniejszej reszty swiata. W efekcie spadly dochody z cel a umozliwienie importu towarow powszechnego uzytku z krajow o niskiej wartosci sily roboczej spowodowalo erozje zatrudnienia w USA a tym samym wzrost kosztow socjalnych, rosnace bezrobocie oraz malejace wynagrodzenie realne. Jednoczesnie wzroslo opodatkowanie wynagrodzen aby skompensowac sumy utracone w wyniku zniesienia barier celnych. Rozwinal sie tez caly przemysl finansowy probujacy wypracowac zyski pieniezne "z niczego" - droga ryzykownych spekulacji gieldowych, ktorych sukces lub porazka byly tylko w niewielkim stopniu zwiazane z faktycznym biegiem interesow w jednostkach stanowiacych obiekt tych operacji.
Wszystkie te czynniki zmniejszaja chlonnosc amerykanskiego rynku gdyz zubozala populacja nie ma srodkow na podtrzymanie importu. To zas spowoduje kryzys nadprodukcji w krajach -eksporterach. W pewnym wiec momencie caly system musi sie zalamac. Nie mniej nim ow kryzys wystapi i zmusi politykow do szukania wyjscia z sytuacji bez wyjscia bedziemy swiadkami naprawde ciekawych czasow. Ja osobiscie widze tylko dwa mozliwe rozwiazania tego problemu : 1) odejscie od doktryny globalnego wolnego handlu i powrot czesciowy badz calkowity do polityki rynku "komorkowego" w formie jaka istniala przed rokiem 1970 albo 2) wojna swiatowa, ktora zlikwiduje bezrobocie przez powolanie mezczyzn do wojska oraz wymusi odtworzenie wytwarzania produktow na miejscu. Wojna mialaby tez ta dobra strone, ze zlikwidowalaby wystepujacy obecnie nadmiar populacji swiatowej. Swiatowy rozmiar wojny jest niestety konieczny gdyz slabsze konflikty lokalne nie sa w stanie, jak tego dowiodlo doswiadczenie lat ostatnich, wymusic dostatecznego poziomu wysilku wojennego aby przywrocic poziom zatrudnienia i koniunkture na produkty wytwarzane lokalnie. Pamietajmy tez , ze im dluzej bedziemy odwlekac z wprowadzeniem koniecznych korektur do funkcjonowania swiatowej gospodarki tym ciezej bedzie ich dokonac. Moze sie to nawet okazac zupelnie niemozliwe.
"Zdrada Amerykanskiego Mitu" jest ksiazka wazna takze z tego powodu, ze opisuje ona sytuacje USA w chwili obecnej a wiec po czterech latach rzadow demokratycznego rezimu Obamy. W chwili gdy ksiazka pojawila sie w druku nie byla jeszcze znana autorom katastrofalna decyzja Amerykanow o reelekcji prezydenta. Prezydent zostal, co prawda, wybrany glosami tej czesci populacji, ktora nie grzeszy ani inteligencja ani doswiadczeniem (mlodziez, kobiety i ludnosc kolorowa) ale bezmyslnosc demokracji (mimo przewidzianej konstytucja USA mozliwosci unikniecia tyranii polinteligentow) spowodowala zwyciestwo znanego zla nad nieznanym.
Zgodnie z tradycja gaworzenia obowiazujaca w srodowisku dziennikarskim na calym swiecie takze i tu mamy mase aktualnych opowiesci o ludzkich losach ("human stories") ilustrujacych cala ohyde tego co sie obecnie dzieje w USA w stosunkach pomiedzy korporacjami i ludzmi pracy. Jako czlowiek nie cierpiacy na nadmiar czasu do zabicia wolalbym prezentacje bardziej zwiezla a za to obfitujaca w wieksza ilosc wykresow i innych danych liczbowych. Zdaje sobie jednak sprawe, ze wielu z moich czytelnikow podziela usposobienie prez. Clintona, o ktorym mowiono, ze zawsze zajmuje niezlomna pozycje po obu stronach kazdego problemu ("Takes a firm stance on both sides of the issue"). Dzieki tej strategii nigdy nie mozna bylo byc pewnym jakie to wlasciwie stanowisko ow Wielki Czlowiek naprawde popieral.
W ogolnym zarysie autorzy oskarzaja obecna elite polityczno-finansowa o celowe dzialanie zmierzajace do zniszczenia tego co okreslaja jako amerykanska klase srednia (middle class) zdefiniowana jako zbior obywateli, ktorzy na zeznaniu podatkowym w roku 2009 podali swoje roczne wynagrodzenie jako lezace w granicach $35 000 do $85 000. W tym roku mediana dochodu w USA dla rodziny (household) wynosila $ 50 599. Ta klasa srednia liczyla w roku 2009 okolo 34 milionow obywateli i stanowila 30% ogolnej liczby 116 milionow zeznan podatkowych tego roku. Najwieksza grupe podatnikow stanowila jednak "biedota" czyli 58 milionow obywateli (50% ogolu) uzykujaca dochod ponizej $35 000 rocznie. Pozostale 20% to amerykanscy prominenci zarobkowi, z ktorych jednak tylko pare procent (okolo 2%) moglo sie pochwalic wyraznym wzrostem dochodow. Zauwazmy, ze poslugujemy sie tutaj nazewnictwem amerykanskim. Jesli powrocimy do tradycyjnego jezyka europejskiego to tak zwana klasa srednia odpowiada proletariatowi - czyli ludziom, ktorych bytowanie zalezy od posiadania pewnego wyksztalcenia fachowego oraz znalezienia pracy zgodnej z tymze wyksztalceniem (robotnicy wykwalfikowani, inzynierowie, naukowcy, zawody tworcze). Ponizej tej klasy mamy do czynienia z lumpenproletariatem czyli ludzmi bez specjalnych kwalfikacji, ktorzy moga wykonywac prace proste (kelnerzy, sprzedawcy, kierowcy, robotnicy placowi itp) . Do klas wyzszych , stanowiacych 20% amerykanskiego spoleczenstwa nalezy drobna burzuazja (wlasciciele malych firm czy sklepow, lekarze, prawnicy itp) czyli ludzie, ktorzy sa w stanie zagarnac wieksza czesc dochodu w przedsiewzieciach, ktorych sa wlascicielami oraz ludzie rzeczywiscie bogaci, ktorych dochody nie stoja w zadnej zaleznosci od jakosci wykonywanej przez nich pracy (CEO wielkich bankow i korporacji, wysocy urzednicy panstwowi i parlamentarzysci) a takze ludzie "urodzeni ze srebrna lyzka w buzi" czyli dziedzice znacznych fortun, ktorzy faktycznie nie musza nawet pracowac gdyz wystarczajcy dochod zapewnia im posiadany kapital. Obaj autorzy nie sa pozbawieni instynktu klasowego, ktory obserwuje takze wsrod Szanownych Komentatorow. Dlatego tez nie omieszkali oni stwierdzic, ze lata globalizacji byly szczegolnie dobre dla wysokich oficerow korporacji . W roku 1980 przecietne wynagrodzenie CEO (czyli szefa kompanii czy banku) bylo 42 razy wieksze od wynagrodzenia przecietnego pracownika. Obecnie zas CEO moze pochwalic sie wynagrodzeniem juz 325 razy wiekszym niz wynagrodzenie srednie pracownika. Zwolennicy tezy, ze "wszyscy mamy te same zoladki" oczywiscie wiaza tez wzrost wynagrodzen prominentow z zabraniem pieniedzy, ktore moglyby by byc przeznaczone na podwyzszenie stopy zyciowej "ogolu" ludnosci. Ten marksistowski punkt widzenia nie jest bezzasadny ale nie jest tez sluszny jesli uwaza sie dysproporcje placowe za glowny powod obecnych klopotow gospodarczych. W kazdym jednak razie autorzy ksiazki slusznie zauwazaja, ze lata globalizacji (1970-obecnie) usunely wiele istniejacych uprzednio przepisow podatkowych i finansowych przewazajac korzysci finansowe wynikajace z samego funkcjonowania systemu w kierunku zapewniajacym najwieksze korzysci pieniezne osobom najbogatszym oraz wielkim korporacjom przemyslowym i finansowym. Obecna Ameryka jest krajem ludzi bogatych rzadzonym przez ludzi bogatych i w interesie ludzi bogatych ("for the rich and by the rich"). Kazdy kto obecnie nie zarabia wiecej niz $200 000 rocznie praktycznie nie liczy sie ani jako klient ani jako obywatel. Ze wzgledu na to, ze jeden rysunek wart jest podobno tyle co tysiac slow opisu pozwole sobie zamiescic tutaj pare wykresow z ksiazki.
Pierwszy z nich podaje poziom opodatkowania dla 400 najzamozniejszych rodzin w aspekcie historycznym. Jak widzimy w roku 1955 (kiedy USA bylo jeszcze mocarstwem bogatym o nadwyzce budzetowej oraz dodatnim bilansie handlowym) opodatkowanie dochodu tej grupy wynosilo ponad 50%. Ten poziom opodatkowania malal systematycznie aby osiagnac okolo 17% w roku 2007.
Podobnie zmienna jest historia opodatkowania korporacji przedstawiona na rysunku drugim. Co prawda opodatkowanie to bylo niskie w okresie II Wojny Swiatowej (okolo 1% w stosunku do GDP -USA) ale wzroslo ono do poziomu 7% GDP w roku 1945 aby stopniowo malec znowu do poziomu 1% GDP obecnie. Rzecz jasna, ze malenie wplywow podatkowych przy jednoczesnym rozszerzaniu swiadczen socjalnych jest jednym z powodow obecnego rosnacego deficytu budzetowego USA. Podobnie zreszta jest i w Polsce, ktora ekonomicznie trwa wylacznie dzieki nieustannej zebraninie o dotacje z UE czyli praktycznie z Niemiec. Nie mniej to nie zmniejszanie dochodow podatkowych panstwa jest podstawowym powodem obecnego kryzysu. Jest ono jedynie skutkiem przyjetej polityki ekonomicznej. O tym jednak autorzy nie pisza gdyz byc moze nie zdaja sobie oni sprawy ze stopnia komplikacji problemu.
Jako jedna z przyczyn degradacji klasy sredniej w USA autorzy slusznie rozpoznaja postepujaca strate miejsc pracy w sektorze wytwarzania a co za tym idzie redukcje przemyslowej bazy USA. Taka redukcja oznacza bowiem nie tylko strate dobrze wynagradzanych stanowisk pracy dla robotnikow ale takze zanik wielu prac wymagajacych wyzszego wyksztalcenia inzynieryjnego badz naukowego. Konsekwencje tego sa dwojakie. Po pierwsze brak miejsc pracy dla warstwy ludzi wyksztalconych na poziomie uniwersyteckim powoduje zmniejszenie poziomu wynagrodzen dla inzynierow itp w calym sektorze wytwarzania. Duza podaz chetnych i mlodych pracownikow pozwala pracodawcom nie tylko obnizac wynagrodzenia nowo wstepujacych na rynek pracy ale takze zwalniac pracownikow starszych stazem, ktorzy pobierali wyzsze wynagrodzenie aby zastapic ich "mlodszym narybkiem". Po drugie, brak perspektyw dobrze platnego zatrudnienia po ukonczeniu dosc kosztownych studiow uniwersyteckich powoduje, ze zmniejsza sie nabor studentow. To zas wplywa na atrofie szkol wyzszych powodujac nie tylko niedostateczna selekcje kandydatow ale takze redukcje kadr naukowych a nawet zamykanie placowek akademickich.
Autorzy winia za ten stan gospodarke "wolnego rynku" w skali globalnej, ktora przy braku a raczej redukcji istniejacych handlowych ograniczen importowo-eksportowych powoduje ze wszystkie prace, ktore mozna wyeksportowac do krajow trzeciego swiata predzej czy pozniej tam sie znajda. Jako glowny powod chronicznego deficytu handlu zagranicznego USA po roku 1980 podaja oni fakt, ze kraje eksportujace (Chiny, Indie, Japonia itp) utrzymuja pewne bariery importowe chroniac wlasna gospodarke i zatrudnienie przed amerykanska konkurencja. Natomiast USA nie wywiera wystarczajacego nacisku aby te bariery ochronne usunac. To zas hamuje eksport amerykanski i nie pozwala na zrownowazenie bilansu handlowego. Podobna role gra tez manipulowanie oficjalnymi relacjami pomiedzy walutami panstw eksporterow i USA (np ustalanie przez rzad ChRL stalej relacji pomiedzy chinskim jenem a USD ). To wszystko prawda ale nie w tym lezy zrodlo obecnego kryzysu.
Aby zrozumiec gdzie jest pies pogrzebany musimy zastanowic sie nad tym jak dziala prawidlowa ekonomia kazdego spoleczenstwa czy panstwa. W dobrze funkcjonujacej gospodarce wszyscy czlonkowie populacji bedacy w wieku produkcyjnym dokonuja wzajemnej wymiany uslug i towarow. Pieniadz gra tu jedynie role wygodnego posrednika pozwalajacego na zastapienie bezposredniej wymiany towaru (badz uslugi) na towar (badz usluge) pomiedzy dwoma obywatelami czy jednostkami gospodarczymi. Wszystko czego wymagamy od panstwa jako nadzorcy gospodarki to to aby pieniadz emitowany utrzymywal swoja wartosc nabywcza przez dlugi okres czasu. Oczywiscie kazde spoleczenstwo produkuje i zuzywa rozne towary (i uslugi) ale pewna grupa towarow ( i uslug) ma znaczenie podstawowe dla jego funkcjonowania. Sa to towary powszechnego uzytku czyli rzeczy i produkty od ktorych zalezy bezposrednio jakosc naszego bytowania. Jak dlugo podzial pracy w populacji jest taki, ze jej czlonkowie nawzajem zaspakajaja swoje potrzeby bytowe tak dlugo ekonomia tej populacji jest stabilna. W takiej racjonalnej ekonomii handel zagraniczny jest ograniczony wylacznie do towarow ( i uslug), ktorych dane spoleczenstwo nie moze zaspokoic we wlasnym zakresie. Na przyklad w Polsce banany czy owoce cytrusowe nie rosna ze wzgledow klimatycznych i jesli istotnie nie mozna sie bez nich obejsc to musimy je sprowadzic z krajow cieplejszych. To zas oznacza wyplyw kapitalu z obrebu populacji, ktory w racjonalnej ekonomii powinien byc zrownowazony przyplywem uzyskanym ze sprzedazy towarow produkowanych w obrebie populacji na rynkach zewnetrznych. Jesli takiego zrownowazenie nie bedzie to populacja bedzie stopniowo ubozala na korzysc tych populacji, ktore nam owe niezbedne towary dostarczaja. W zdrowej ekonomii swiatowej powinna panowac zasada lokalnej rownowagi pomiedzy podaza i popytem. Wydatek jednego czlonka populacji powinien byc przychodem drugiego. Dzieki temu wytworzony kapital pozostaje wewnatrz populacji i powoduje wzrost zamoznosci spoleczenstwa jako calosci. Jak dlugo USA chronily wlasny rynek przed inwazja tanszych (z roznych powodow) towarow zagranicznych tak dlugo mialy one zbilansowany i handel zagraniczny i budzet panstwowy wykazujacy nadwyzke. Ten ostatni bowiem mial jako podstawowe zrodlo dochodow wplywy wynikajace z cel oraz opodatkowania zyskow korporacji a w mniejszym stopniu takze wplywy z podatku od wynagrodzen. W sytuacji gdy uzyskanie dobrze platnej placy dla obywatela na dowolnym etapie wyszkolenia bylo wzglednie latwe (mowie o latach 1945-1970) wplywajace do skarbu panstwa sumy wystarczaly na potrzeby wewnetrzne a takze na pomoc dla panstw sojuszniczych nalezacych do jednego z amerykanskich sojuszy sanitarnych w stosunku do bloku radzieckiego. Obecnie sytuacja sie zmienila gdyz od 1970 roku zaczeto wprowadzac na szeroka skale gospodarke wolno-rynkowa stopniowo obnizajac bariery celne, dzielace USA jako kraj o wysokiej stopie zyciowej od biedniejszej reszty swiata. W efekcie spadly dochody z cel a umozliwienie importu towarow powszechnego uzytku z krajow o niskiej wartosci sily roboczej spowodowalo erozje zatrudnienia w USA a tym samym wzrost kosztow socjalnych, rosnace bezrobocie oraz malejace wynagrodzenie realne. Jednoczesnie wzroslo opodatkowanie wynagrodzen aby skompensowac sumy utracone w wyniku zniesienia barier celnych. Rozwinal sie tez caly przemysl finansowy probujacy wypracowac zyski pieniezne "z niczego" - droga ryzykownych spekulacji gieldowych, ktorych sukces lub porazka byly tylko w niewielkim stopniu zwiazane z faktycznym biegiem interesow w jednostkach stanowiacych obiekt tych operacji.
Wszystkie te czynniki zmniejszaja chlonnosc amerykanskiego rynku gdyz zubozala populacja nie ma srodkow na podtrzymanie importu. To zas spowoduje kryzys nadprodukcji w krajach -eksporterach. W pewnym wiec momencie caly system musi sie zalamac. Nie mniej nim ow kryzys wystapi i zmusi politykow do szukania wyjscia z sytuacji bez wyjscia bedziemy swiadkami naprawde ciekawych czasow. Ja osobiscie widze tylko dwa mozliwe rozwiazania tego problemu : 1) odejscie od doktryny globalnego wolnego handlu i powrot czesciowy badz calkowity do polityki rynku "komorkowego" w formie jaka istniala przed rokiem 1970 albo 2) wojna swiatowa, ktora zlikwiduje bezrobocie przez powolanie mezczyzn do wojska oraz wymusi odtworzenie wytwarzania produktow na miejscu. Wojna mialaby tez ta dobra strone, ze zlikwidowalaby wystepujacy obecnie nadmiar populacji swiatowej. Swiatowy rozmiar wojny jest niestety konieczny gdyz slabsze konflikty lokalne nie sa w stanie, jak tego dowiodlo doswiadczenie lat ostatnich, wymusic dostatecznego poziomu wysilku wojennego aby przywrocic poziom zatrudnienia i koniunkture na produkty wytwarzane lokalnie. Pamietajmy tez , ze im dluzej bedziemy odwlekac z wprowadzeniem koniecznych korektur do funkcjonowania swiatowej gospodarki tym ciezej bedzie ich dokonac. Moze sie to nawet okazac zupelnie niemozliwe.
czwartek, 22 listopada 2012
Mile zlego poczatki...
Dzisiaj mamy w USA Swieto Dziekczynienia, ktore to swieto doskonale ilustruje zasade walki o byt pomiedzy populacjami oraz fakt niezwyklej szkodliwosci emaptii wobec organizmow inwazyjnych. Moi znajomi czesto sie dziwia gdy slysza czy czytaja moje opinie na temat szkodliwosci emigracji do w zasadzie dowolnego kraju przeznaczenia. Nie chce im sie wierzyc, ze ja bedac sam emigrantem mam tak ksenofobiczny stosunek do nowych nabytkow populacyjnych. Tymczasem nie ma w tym niczego dziwnego. Moje wlasne doswiadczenie jest tu nawet pomocne bo widze sytuacje z obu punktow widzenia.
Spojrzmy jednak na Ameryke Polnocna we wczesnym etapie jej podbijania przez Niezwyciezonego Bialego Czlowieka. Zamieszczony odnosnik do witryny pokazuje jak wygladal Nowy Swiat przed epoka kolonialna: http://www.emersonkent.com/images/maps/native_american_map.jpg . Nazwy plemion sa naniesione na obecna administracyjna strukture USA. Wedlug szacunkow podawanych przez Indian cale terytorium zamieszkiwalo okolo 30 milionow tubylcow podzielonych na plemiona i wieksze organizmy narodowe. Nawet jesli wezmiemy pod uwage cala niepewnosc tych oszacowan to i tak mamy do czynienia z imponujacym holokaustem gdyz obecnie czystych rasowo Indian prawie nie ma a do przynaleznosci do jednego z nadal istniejacych narodow indianskich przyznaje sie okolo 3 miliony osob. Zmniejszyl sie tez wyraznie ich stan posiadania. W rekach Indian/Metysow jest tylko znikoma czesc terytorium posiadanego niegdys http://en.wikipedia.org/wiki/File:Bia-map-indian-reservations-usa.png . Jest oczywiscie watpliwe aby Indianie, ktorzy na wczesnym etapie spotkania z biala emigracja byli na bliskim gruncie pod wzgledem technologii wojennej, mogli dlugo wytrzymac zbrojne starcie z niezlomna wola bialego czlowieka i jego bojowym ekwipunkiem. Ale jak donosza historycy, poczatkowe fazy zanieczyszczenia terenu biala emigracja byly w wiekszosci pokojowe. Przybysze przywiezli bowiem ze soba interesujace produkty wysokiej technologicznej cywilizacji w postaci paciorkow, siekierek, kocow oraz alkoholu. Za nie to zakupowali spore ale zupelnie bezwartosciowe w oczach tubylcow nieruchomosci np w postaci wyspy Manhattan. Obie grupy wymienily pomiedzy soba takze interesujace choroby przy czym biala emigracja zaspokoila zapotrzebowanie tubylcow na gruzlice a ci zas zrewanzowali sie kilku chorobami wenerycznymi. Moge sobie latwo wyobrazic jak owczesni kacykowie plemienni przekonuja swoich dzikusow do korzysci jak beda ich udzialem dzieki kooperacji z nieproszonymi ale dobrze wyposarzonymi przybyszami: poznamy nowe technologie, bedziemy im sprzedawac ofiary naszych polowan i praktycznie za nic dostaniemy rozne subwencje i fundusze wyrownawcze.... Co szczesliwsi tubylcy odwiedza zas wspaniale siedziby zamorskie naszych nowych przyjaciol a zwlaszcza poznaja Wielkiego Bialego Ojca z Londynu. Juz sama taka perspektywa mogla przekonac najbardziej zdecydowanego tubylczego ksenofoba! Kto mogl przypuszcac, ze "biala" inwazja jak rak zje cale, tak w koncu duze terytorium zamieszkane przez miliony czerwonoskorych a resztki dawnych "dziedzicow" Ameryki zamknie sie w miejscach kulturalnego odosobnienia.
Warto jednak pamietac, ze foruna kolem sie toczy i obecnie to wlasnie "Biala Ameryka" jest populacja zagrozona rekonkwista dzikusow. Mysle tu nie tylko o inwazji metysow latynoskich ale takze o coraz wiekszym zagrozeniu "zoltym niebezpieczenstwem" oraz eksplozja populacji murzynsko-arabskiej. Jak zwykle lokalni kacykowie usiluja rozbroic populacje ideologia wielokulturowosci, ktora zastapila w sposob niewidoczny zasade "amerykanskiego tygla". Znowu trabi sie o empatii, wystarczajacej powierzchni, zapotrzebowaniu na tania sile robocza itp. Wszytko to sa oczywiscie nonsensy gdyz eksport miejsc pracy do Azji oraz automatyzacja produkcji tych towarow, ktore jeszcze sie w USA produkuje spowodowaly, ze rak do pracy jest nadmiar nawet bez ich doplywu z zewnatrz. Dodatkowy doplyw zdesperowanych emigrantow powoduje wylacznie obnizenie poziomu wynagrodzen dla wszystkich Amerykanow bedacych jeszcze na rynku pracy. Juz obecnie stany lezace na pograniczu z Meksykiem skarza sie na deficyt finansowy w sluzbie zdrowia i szkolnictwie a trakze wzrost kryminalnosci wywolany naplywem nielegalnych emigrantow. Obecnie mowienie o tym nie nalezy do dobrego tonu ale inaczej bylo jeszcze nie tak dawno czego odbiciem sa filmy takie jak seria "Death Wish" z Bronsonem czy "Live and Die in LA". W dodatku blok glosow "kolorowych" zaczyna wplywac w sposob decydujacy na przebieg procesow politycznych w USA rozbrajajac kraj od wewnatrz. Dlatego tez nie widze dobrej przyszlosci dla USA gdyz biala cywilizacja najwyrazniej ustepuje wielorasowemu balaganowi a ekonomiczni ignoranci znajdujacy sie obecnie u steru nawy panstwowej sa najwyrazniej ideologicznie inklinowani by wprowadzic ja na rafy. Dobrze, ze ja juz tego chyba nie doczekam.
Spojrzmy jednak na Ameryke Polnocna we wczesnym etapie jej podbijania przez Niezwyciezonego Bialego Czlowieka. Zamieszczony odnosnik do witryny pokazuje jak wygladal Nowy Swiat przed epoka kolonialna: http://www.emersonkent.com/images/maps/native_american_map.jpg . Nazwy plemion sa naniesione na obecna administracyjna strukture USA. Wedlug szacunkow podawanych przez Indian cale terytorium zamieszkiwalo okolo 30 milionow tubylcow podzielonych na plemiona i wieksze organizmy narodowe. Nawet jesli wezmiemy pod uwage cala niepewnosc tych oszacowan to i tak mamy do czynienia z imponujacym holokaustem gdyz obecnie czystych rasowo Indian prawie nie ma a do przynaleznosci do jednego z nadal istniejacych narodow indianskich przyznaje sie okolo 3 miliony osob. Zmniejszyl sie tez wyraznie ich stan posiadania. W rekach Indian/Metysow jest tylko znikoma czesc terytorium posiadanego niegdys http://en.wikipedia.org/wiki/File:Bia-map-indian-reservations-usa.png . Jest oczywiscie watpliwe aby Indianie, ktorzy na wczesnym etapie spotkania z biala emigracja byli na bliskim gruncie pod wzgledem technologii wojennej, mogli dlugo wytrzymac zbrojne starcie z niezlomna wola bialego czlowieka i jego bojowym ekwipunkiem. Ale jak donosza historycy, poczatkowe fazy zanieczyszczenia terenu biala emigracja byly w wiekszosci pokojowe. Przybysze przywiezli bowiem ze soba interesujace produkty wysokiej technologicznej cywilizacji w postaci paciorkow, siekierek, kocow oraz alkoholu. Za nie to zakupowali spore ale zupelnie bezwartosciowe w oczach tubylcow nieruchomosci np w postaci wyspy Manhattan. Obie grupy wymienily pomiedzy soba takze interesujace choroby przy czym biala emigracja zaspokoila zapotrzebowanie tubylcow na gruzlice a ci zas zrewanzowali sie kilku chorobami wenerycznymi. Moge sobie latwo wyobrazic jak owczesni kacykowie plemienni przekonuja swoich dzikusow do korzysci jak beda ich udzialem dzieki kooperacji z nieproszonymi ale dobrze wyposarzonymi przybyszami: poznamy nowe technologie, bedziemy im sprzedawac ofiary naszych polowan i praktycznie za nic dostaniemy rozne subwencje i fundusze wyrownawcze.... Co szczesliwsi tubylcy odwiedza zas wspaniale siedziby zamorskie naszych nowych przyjaciol a zwlaszcza poznaja Wielkiego Bialego Ojca z Londynu. Juz sama taka perspektywa mogla przekonac najbardziej zdecydowanego tubylczego ksenofoba! Kto mogl przypuszcac, ze "biala" inwazja jak rak zje cale, tak w koncu duze terytorium zamieszkane przez miliony czerwonoskorych a resztki dawnych "dziedzicow" Ameryki zamknie sie w miejscach kulturalnego odosobnienia.
Warto jednak pamietac, ze foruna kolem sie toczy i obecnie to wlasnie "Biala Ameryka" jest populacja zagrozona rekonkwista dzikusow. Mysle tu nie tylko o inwazji metysow latynoskich ale takze o coraz wiekszym zagrozeniu "zoltym niebezpieczenstwem" oraz eksplozja populacji murzynsko-arabskiej. Jak zwykle lokalni kacykowie usiluja rozbroic populacje ideologia wielokulturowosci, ktora zastapila w sposob niewidoczny zasade "amerykanskiego tygla". Znowu trabi sie o empatii, wystarczajacej powierzchni, zapotrzebowaniu na tania sile robocza itp. Wszytko to sa oczywiscie nonsensy gdyz eksport miejsc pracy do Azji oraz automatyzacja produkcji tych towarow, ktore jeszcze sie w USA produkuje spowodowaly, ze rak do pracy jest nadmiar nawet bez ich doplywu z zewnatrz. Dodatkowy doplyw zdesperowanych emigrantow powoduje wylacznie obnizenie poziomu wynagrodzen dla wszystkich Amerykanow bedacych jeszcze na rynku pracy. Juz obecnie stany lezace na pograniczu z Meksykiem skarza sie na deficyt finansowy w sluzbie zdrowia i szkolnictwie a trakze wzrost kryminalnosci wywolany naplywem nielegalnych emigrantow. Obecnie mowienie o tym nie nalezy do dobrego tonu ale inaczej bylo jeszcze nie tak dawno czego odbiciem sa filmy takie jak seria "Death Wish" z Bronsonem czy "Live and Die in LA". W dodatku blok glosow "kolorowych" zaczyna wplywac w sposob decydujacy na przebieg procesow politycznych w USA rozbrajajac kraj od wewnatrz. Dlatego tez nie widze dobrej przyszlosci dla USA gdyz biala cywilizacja najwyrazniej ustepuje wielorasowemu balaganowi a ekonomiczni ignoranci znajdujacy sie obecnie u steru nawy panstwowej sa najwyrazniej ideologicznie inklinowani by wprowadzic ja na rafy. Dobrze, ze ja juz tego chyba nie doczekam.
poniedziałek, 19 listopada 2012
Granice wzrostu i inne pytania
Ostatnie wybory prezydenckie w USA dostarczyly mi troche materialu do medytacji na temat przyszlosci Stanow Zjednoczonych oraz tego co moze a czego nie moze dokonac Wielki Wodz Calego Wolnego Swiata. Tak sie niekorzystnie stalo, ze aktualny prezydent zostal wybrany na druga kadencje. Dzieki temu nie bedziemy mieli okazji zobaczyc jakie to nowe podejscie zaproponowalby kandydat republikanow dla rozwiazania problemu deficytu budzetowego oraz negatywnego bilansu handlowego. A problemy stojace przed USA sa bardzo powazne i zreszta nie ograniczone wylacznie do tego kraju. Z jednej strony mamy nadmierny wzrost populacji, ktora przekroczyla juz dwa razy swoj prog ekologiczny (http://www.footprintnetwork.org/en/index.php/GFN/page/trends/unitedstates/). Z drugiej zas strony mamy do czynienia z coraz mniejszym podaza stanowisk roboczych wywolana eksportem wytwarzania dobr powszechnego uzytku do Azji i Ameryki Poludniowej i Centralnej. Konsekwencja tego jest rosnacy deficyt budzetowy gdyz nie pracujaca czesc populacji nie tylko nie placi podatkow ale i wymaga swiadczen socjalnych oraz zwiekszonych wydatkow na policje i wiezienictwo. Rosnie tez negatywny bilans handlu zagranicznego spowodowany tym, ze USA (ale takze Polska) wiecej importuje dobr powszechnego uzytku niz zarabia wlasnym eksportem produktow i uslug.
Wsluchujac sie bacznie w glosy Moich Szanownych Czytelnikow zauwazylem, ze nie zawsze jest jasne na czym polega obciazenie srodowiska (ecological footprint) wywolane nadmiarem ludnosci zyjacym na danym habitacie. Odnioslem wrazenie, ze lacza oni nadmiar populacji z kryzysem zaopatrzenia w zywnosc czy inne dobra. Jest to zwiazane zapewne ze znajomoscia teori Malthusa, ktora mowila, ze liczba ludnosci wzrasta wykladniczo podczas gdy zasoby zywnosci i innych surowcow rosna liniowo z czasem. Tymczasem problem nadmiernej populacji i obslugi jej wymagan jest bardziej zlozony. Zapewnienie wystarczajacej ilosci zywnosci oraz opieki medycznej na terenach, obecnie tego pozbawionych pogorszyloby znacznie sytuacje, ktora i obecnie nie jest najlepsza. W interesie ludzkosci jest zmniejszanie populacji ludzkiej wszystkimi srodkami a nie dostarczanie jej srodkow do dalszego liczbowego rozwoju. W chwili obecnej populacja ludzka na Ziemi stanowi cos w rodzaju zlosliwego nowotworu niszczacego w sposob nieodwracalny swojego gospodarza. Ta nieodwracalna degradacja habitatu jest w znacznym stopniu skutkiem postepu technologicznego. Zyjemy bowiem w coraz wiekszym stopniu w swiecie technologicznym produktow jednorazowych (dissposable items). Sa to niejednokrotnie nawet produkty o wysokiej komplikacji technologicznej, ktore traca jednak swoja wartosc po stosunkowo krotkim czasie i sa wymieniane na odpowiednie towary nowszej generacji. Kto jeszcze pamieta uslugi typu "napelnianie dlugopisow" czy "zaciaganie oczek w ponczochach"? Obecnie kupujemy po prostu nowy dlugopis czy pare rajstop a uszkodzone produkty wedruja do smietnika. W przeciwienstwie do olowka czy ponczoch bawelnianych badz jedwabnych wyrzucone obiekty sa jednak produktami bardzo trwalymi. Ich zniszczenie droga bakteryjna jest praktycznie niemozliwe. Powstaja wiec coraz wieksze zloza odpadow cywilizacyjnych, ktore sa praktycznie dlugowieczne. Problem "wiecznych" ponczoch czy dlugopisow moze sie wydawac dosyc blachy w porownaniu z wygoda poslugiwania sie klasa tego typu latwo zastepowalnych towarow. Rzecz jednak w tym, ze takich nierecyklizowalnych sladow naszej cywilizacji jest coraz wiecej. Nie do zniszczenia sa na przyklad "suche" pieluchy , opakowania sokow (metalizowane wnetrze oraz pokryty plastikiem karton), "reklamowki" czyli plastikowe torby dawane za darmo we wszystkich prawie supermarketach USA a takze "smieciowe" meble wykonane z plyt pilsniowych. Rosnace ambicje populacji powoduja takze niszczenie habitatu na skale gigantyczna przez budowe drog i osiedli mieszkalnych. Tereny tak zabudowane niszcza zasoby rolnicze w sposob nieodwracalny a wiec ingeruja bezposrednio w produkcje zywnosci na terenie habitatu. Ostatni szal budowy autostrad w Polsce jest jednym z lepszych przykladow dewastacji srodowiska naturalnego i to nie tyle dla wygody mieszkancow co dla ulatwienie transportu towarow i wojsk z unijnej metropolii do obrzezy imperium. Krotko mowiac, stworzenia zywe zamieszkujace pewien habitat niszcza go przez sam fakt swojego istnienia proporcjonalnie do liczebnosci populacji. Jesli populacja jest stosownie dobrana do wielkosci habitatu to zniszczenia jakie robi moga sie samorzutnie usuwac (gnicie smieci, odrastanie trawy czy innych roslin itp). Jesli jednak populacja rosnie a habitatu nie porzybywa (np droga wojen zaborczych ) to nastapi nieodwracalna degradacja terenu i populacja albo wymrze albo wyemigruje albo uzalezni sie od dostaw z otoczenia zyjac na coraz wiekszej masie smieci i odpadkow. Obecnie i USA i Polska przekroczyly dwukrotnie swoja pojemnosc biologiczna . Dla porownania : Francja przekroczyla ja 1.7 razy a Anglia 4.2 raza. W takiej sytuacji, ktora jest juz w zasadzie patologiczna, konieczne jest zmniejszanie populacji droga eliminacji osobnikow najmniej wartosciowych a takze zastopowanie imigracji osobnikow przychodzacych na dany teren ze strony habitatow, ktore juz udalo im sie uprzednio zdewastowac. Byl to zreszta problem, ktory dobil szanse wyborcze kandydata republikanow. Rzecz w tym, ze metysi i inni emigranci z Ameryki Lacinskiej stanowia juz niestety znaczny blok wyborczy w USA. W przeciwienstwie jednak do Polakow, ktorzy uciekaja od swoich wspolziomkow i na ogol staraja sie minimalizowac swoj kontakt z nimi na emigracji, Latynosi staraja sie sciagnac swoja liczna rodzine i znajomych do USA. Kazdy kandydat, ktory moglby wiec ukrocic naplyw tego w gruncie rzeczy malo wartosciowego materialu ludzkiego nie moze liczyc na poparcie latynoskiego bloku. To spowodowalo poparcie udzielone prez. Obamie, ktory jako kandydat kolorowy budzi wsrod kolorowej czesci populacji i wsrod kobiet wieksze zaufanie co do tego, ze nie zrobi niczego rozsadnego w celu rozwiazania problemu nadmiaru populacji. To uleganie presji na ogol kiepsko wyedukowanej i slabo rozumujacej wiekszosci populacji jest jednym z powodow, dla ktorych jest tak trudno zrobic cos rozsadnego w spoleczenstwach rzadzacych sie zasadami demokratycznymi.
Warto jednak pamietac, ze sama wielkosc populacji jest czynnikiem zwiekszajacym dewastacja srodowiska ale niekoniecznie czynnikiem niszczacym takze jego ekonomie. Wiecej ludzi to takze powiekszenie sie popytu na towary powszechnego uzytku oraz rozne uslugi. Rzecz w tym, zeby owe produkty powszechnego uzytku byly produkowane wewnatrz populacji a nie importowane . Wowczas bowiem zapotrzebowanie na towary jest jednoczesnie zrodlem dochodu tej czesci populacji ktora jest zatrudniona przy ich wytwarzaniu.
Zrodlem finansowych klopotow USA a takze i Polski jest to, ze potrzeby populacji zaspakajane sa importem towarow wytwarzanych poza granicami kraju. Taka polityka prowadzi do bezrobocia a w efekcie takze do zubozenia rynku i zwiekszenia obciazenia socjalnego i w dalszej konsekwencji do zwiekszenia obciazenia podatkowego tej czesci ludnosci, ktora jeszcze posiada prace badz jakies rezerwy finansowe.
USA sa obecnie dotkniete obiema postaciami patologii populacyjnej i dlatego perspektywy wyjscia z obecnego kryzysu sa znikome. Wybor Obamy, ktory w gruncie rzeczy nie jest prezydentem inteligentnym, zapewnia, ze w ciagu najblizszych czterech lat nic istotnego nie zostanie dokonane przynajmniej tak dlugo jak dlugo zmien nie wymusi III Wojna Swiatowa. W tej chwili udalo mu sie ustabilizowac wartosc USD na pewnym poziomie (cena uncji zlota waha sie od ponad roku w granicach 1500-1700 USD/oz ( patrz http://finance.yahoo.com/q/ta?s=GLD&t=5y&l=on&z=l&q=b&p=&a=fs%2Css&c= ). To zas jest warunkiem koniecznym zatrzymania recesji ale niewystarczajacym dla jej odbicia . Na to aby takie odbicie nastapilo konieczny jest powrot wytwarzania artykulow powszechnego uzytku na teren USA (i Polski) . Jesli nie uczyni sie krokow ograniczajacych dzialanie wolnego rynku to powrot do polityki dewaluacji waluty jest tylko kwestia czasu.
Wsluchujac sie bacznie w glosy Moich Szanownych Czytelnikow zauwazylem, ze nie zawsze jest jasne na czym polega obciazenie srodowiska (ecological footprint) wywolane nadmiarem ludnosci zyjacym na danym habitacie. Odnioslem wrazenie, ze lacza oni nadmiar populacji z kryzysem zaopatrzenia w zywnosc czy inne dobra. Jest to zwiazane zapewne ze znajomoscia teori Malthusa, ktora mowila, ze liczba ludnosci wzrasta wykladniczo podczas gdy zasoby zywnosci i innych surowcow rosna liniowo z czasem. Tymczasem problem nadmiernej populacji i obslugi jej wymagan jest bardziej zlozony. Zapewnienie wystarczajacej ilosci zywnosci oraz opieki medycznej na terenach, obecnie tego pozbawionych pogorszyloby znacznie sytuacje, ktora i obecnie nie jest najlepsza. W interesie ludzkosci jest zmniejszanie populacji ludzkiej wszystkimi srodkami a nie dostarczanie jej srodkow do dalszego liczbowego rozwoju. W chwili obecnej populacja ludzka na Ziemi stanowi cos w rodzaju zlosliwego nowotworu niszczacego w sposob nieodwracalny swojego gospodarza. Ta nieodwracalna degradacja habitatu jest w znacznym stopniu skutkiem postepu technologicznego. Zyjemy bowiem w coraz wiekszym stopniu w swiecie technologicznym produktow jednorazowych (dissposable items). Sa to niejednokrotnie nawet produkty o wysokiej komplikacji technologicznej, ktore traca jednak swoja wartosc po stosunkowo krotkim czasie i sa wymieniane na odpowiednie towary nowszej generacji. Kto jeszcze pamieta uslugi typu "napelnianie dlugopisow" czy "zaciaganie oczek w ponczochach"? Obecnie kupujemy po prostu nowy dlugopis czy pare rajstop a uszkodzone produkty wedruja do smietnika. W przeciwienstwie do olowka czy ponczoch bawelnianych badz jedwabnych wyrzucone obiekty sa jednak produktami bardzo trwalymi. Ich zniszczenie droga bakteryjna jest praktycznie niemozliwe. Powstaja wiec coraz wieksze zloza odpadow cywilizacyjnych, ktore sa praktycznie dlugowieczne. Problem "wiecznych" ponczoch czy dlugopisow moze sie wydawac dosyc blachy w porownaniu z wygoda poslugiwania sie klasa tego typu latwo zastepowalnych towarow. Rzecz jednak w tym, ze takich nierecyklizowalnych sladow naszej cywilizacji jest coraz wiecej. Nie do zniszczenia sa na przyklad "suche" pieluchy , opakowania sokow (metalizowane wnetrze oraz pokryty plastikiem karton), "reklamowki" czyli plastikowe torby dawane za darmo we wszystkich prawie supermarketach USA a takze "smieciowe" meble wykonane z plyt pilsniowych. Rosnace ambicje populacji powoduja takze niszczenie habitatu na skale gigantyczna przez budowe drog i osiedli mieszkalnych. Tereny tak zabudowane niszcza zasoby rolnicze w sposob nieodwracalny a wiec ingeruja bezposrednio w produkcje zywnosci na terenie habitatu. Ostatni szal budowy autostrad w Polsce jest jednym z lepszych przykladow dewastacji srodowiska naturalnego i to nie tyle dla wygody mieszkancow co dla ulatwienie transportu towarow i wojsk z unijnej metropolii do obrzezy imperium. Krotko mowiac, stworzenia zywe zamieszkujace pewien habitat niszcza go przez sam fakt swojego istnienia proporcjonalnie do liczebnosci populacji. Jesli populacja jest stosownie dobrana do wielkosci habitatu to zniszczenia jakie robi moga sie samorzutnie usuwac (gnicie smieci, odrastanie trawy czy innych roslin itp). Jesli jednak populacja rosnie a habitatu nie porzybywa (np droga wojen zaborczych ) to nastapi nieodwracalna degradacja terenu i populacja albo wymrze albo wyemigruje albo uzalezni sie od dostaw z otoczenia zyjac na coraz wiekszej masie smieci i odpadkow. Obecnie i USA i Polska przekroczyly dwukrotnie swoja pojemnosc biologiczna . Dla porownania : Francja przekroczyla ja 1.7 razy a Anglia 4.2 raza. W takiej sytuacji, ktora jest juz w zasadzie patologiczna, konieczne jest zmniejszanie populacji droga eliminacji osobnikow najmniej wartosciowych a takze zastopowanie imigracji osobnikow przychodzacych na dany teren ze strony habitatow, ktore juz udalo im sie uprzednio zdewastowac. Byl to zreszta problem, ktory dobil szanse wyborcze kandydata republikanow. Rzecz w tym, ze metysi i inni emigranci z Ameryki Lacinskiej stanowia juz niestety znaczny blok wyborczy w USA. W przeciwienstwie jednak do Polakow, ktorzy uciekaja od swoich wspolziomkow i na ogol staraja sie minimalizowac swoj kontakt z nimi na emigracji, Latynosi staraja sie sciagnac swoja liczna rodzine i znajomych do USA. Kazdy kandydat, ktory moglby wiec ukrocic naplyw tego w gruncie rzeczy malo wartosciowego materialu ludzkiego nie moze liczyc na poparcie latynoskiego bloku. To spowodowalo poparcie udzielone prez. Obamie, ktory jako kandydat kolorowy budzi wsrod kolorowej czesci populacji i wsrod kobiet wieksze zaufanie co do tego, ze nie zrobi niczego rozsadnego w celu rozwiazania problemu nadmiaru populacji. To uleganie presji na ogol kiepsko wyedukowanej i slabo rozumujacej wiekszosci populacji jest jednym z powodow, dla ktorych jest tak trudno zrobic cos rozsadnego w spoleczenstwach rzadzacych sie zasadami demokratycznymi.
Warto jednak pamietac, ze sama wielkosc populacji jest czynnikiem zwiekszajacym dewastacja srodowiska ale niekoniecznie czynnikiem niszczacym takze jego ekonomie. Wiecej ludzi to takze powiekszenie sie popytu na towary powszechnego uzytku oraz rozne uslugi. Rzecz w tym, zeby owe produkty powszechnego uzytku byly produkowane wewnatrz populacji a nie importowane . Wowczas bowiem zapotrzebowanie na towary jest jednoczesnie zrodlem dochodu tej czesci populacji ktora jest zatrudniona przy ich wytwarzaniu.
Zrodlem finansowych klopotow USA a takze i Polski jest to, ze potrzeby populacji zaspakajane sa importem towarow wytwarzanych poza granicami kraju. Taka polityka prowadzi do bezrobocia a w efekcie takze do zubozenia rynku i zwiekszenia obciazenia socjalnego i w dalszej konsekwencji do zwiekszenia obciazenia podatkowego tej czesci ludnosci, ktora jeszcze posiada prace badz jakies rezerwy finansowe.
USA sa obecnie dotkniete obiema postaciami patologii populacyjnej i dlatego perspektywy wyjscia z obecnego kryzysu sa znikome. Wybor Obamy, ktory w gruncie rzeczy nie jest prezydentem inteligentnym, zapewnia, ze w ciagu najblizszych czterech lat nic istotnego nie zostanie dokonane przynajmniej tak dlugo jak dlugo zmien nie wymusi III Wojna Swiatowa. W tej chwili udalo mu sie ustabilizowac wartosc USD na pewnym poziomie (cena uncji zlota waha sie od ponad roku w granicach 1500-1700 USD/oz ( patrz http://finance.yahoo.com/q/ta?s=GLD&t=5y&l=on&z=l&q=b&p=&a=fs%2Css&c= ). To zas jest warunkiem koniecznym zatrzymania recesji ale niewystarczajacym dla jej odbicia . Na to aby takie odbicie nastapilo konieczny jest powrot wytwarzania artykulow powszechnego uzytku na teren USA (i Polski) . Jesli nie uczyni sie krokow ograniczajacych dzialanie wolnego rynku to powrot do polityki dewaluacji waluty jest tylko kwestia czasu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)