wtorek, 10 czerwca 2008

Patrzem i coz my widziem...

Nieoceniony Wiech (Stefan Wiechecki) od tych slow rozpoczynal opis Warszawy i roznych sytuacji zyciowych widzianych oczyma swoich glownych bohaterow Walerego Watrobki i Pana Piecyka. Od tego czasu bardzo wiele sie zmienilo lacznie z specyficznym jezykiem oraz sposobem wypowiadania jaki uzywaja obecnie mieszkancy Naszej Bohaterskiej Stolicy i nie tylko. Jest to trudny do opisania rodzaj przeciaglego zawodzenia, ktory dawniej mozna bylo niekiedy spotakac na targach i bazarach. "Paniusienko drogaaa..." i podobne zwroty pojawiaja sie teraz w intencjach zreszta jak najlepszych. Swiadcza bowiem o ochocie do swiadczenia uslug. Nie mniej dziwi mnie troche, ze nasza wyksztalcona ponoc mlodziez stracila umiejetnosc poprawnego akcentowania wyrazow oraz stosuje na duza skale slownictwo grypsery. Ta zas byla niegdys domena srodowisk nie cieszacych sie najwyzszym szacunkiem i ograniczala sie do osob, ktorych krotko ostrzyzone fryzury nie byly wyrazem calkowicie wolnego wyboru. Na ulicy oko przechodnia w starszym wieku ciesza ciagle jeszcze ladne w wiekszosci, polskie dziewczeta. Niestety gdy przesuniemy tylko nieznacznie dyskryminacje wiekowa czlowiek zachodzi w glowe jak to sie stalo, ze z tak milo zapowiadajacych sie kadr wyrosly blimpy i Horpyny, ktore dominuja obraz warszawskiej ulicy.
Jak wiemy jednak mezczyzna jest wiecznym dzieckiem i jak podobaly mu sie dziewczeta w wieku lat siedemnastu gdy on sam mial tyle lat, tak utrzymal on te upodobania w wieku lat 70ciu.


Brak komentarzy: