poniedziałek, 1 czerwca 2009

Wszystkie nasze dzienne sprawy...


Jak mi sie wydaje mamy nastepny przypadek powietrznej partyzantki. Samolot Air France lecacy z Rio de Janeiro w Brazylii do Paryza bedac mniej wiecej w polowie drogi nad Atlantykiem najwyrazniej ulegl fatalnej w skutkach awarii. Jak podaja amerykanscy dziennikarze , samolot nadal tuz przed ostatecznym zerwaniem lacznosci pare automatycznych informacji alarmowych mowiacych o rozhermetyzowaniu kabiny oraz uszkodzeniach systemu elektrycznego. Interesujace i wiele mowiace jest to, ze nie dotarla albo nie zostala ujawniona jakakolwiek wiadomosc od pilotow samolotu. Spadanie z wysokosci okolo 10 km zajmuje troche czasu a piloci na ogol odznaczaja sie wystarczajaco zimna krwia aby zdazyc wyslac wiadomosc SOS zanim nastapi przymusowe ladowanie w wodzie. Brak takiej wiadomosci sugeruje, ze awaria nastapila istotnie bardzo szybko. To zas wskazuje na dzialanie celowe. Istnieje oczywiscie kilka elementow naukowo interesujacych. Samolot przelatywal przez teren burzowy i turbulencyjny. Sugerowano, ze byc moze zostal on uderzony przez wyladowanie elektryczne. Jak wiekszosci wiadomo, aluminiowe pokrycie samolotu powinno stanowic tak zwana puszke Faradaya czyli metalowa oslone zabezpieczajca wnetrze samolotu przed inwazja pola elektrycznego . Puszka pana F. dziala oczywisci tylko wtedy bezblednie gdy jest uziemniona i dysponuje nieograniczonym zapasem elektronow przewodnictwa. Te zas sa potrzebne aby ekranowac zewnetrzne pole elektryczne. Tutaj uziemnienie nastapilo dopiero post factum wiec jest teoretycznie mozliwe, ze nastapilo przebicie wnetrza podobne zapewne do tego, ktore mozna obserwowac w kondensatorze elektrolitycznym. Powierzchnia samolotu rozni sie jednak od plyt kondensatora tym, ze, jak mysle metalowe elementy powierzchni zewnetrznej sa polaczone. Mamy wiec do czynienia z problemem walcowatej folii metalowej w silnym polu elektrycznym ktory zapewne spowodowal jej polaryzacje. Bede musial sie nad tym zastanowic. Oczywiscie eksperci lotniczy twierdza, ze uderzenia piorunu w samolot zdarzaja sie przecietnie raz do roku i nic sie specjalnego samolotowi nie dzieje. Mowia tez, ze zawirowania powietrzne nie powinny byc w stanie spowodowac katastrofe gdyz komputer pokladowy reagowalby automatycznie nawet gdyby piloci byli nieco zagubieni. Tak, ze pozostaj nam akt dywersji albo/oraz tak zwana wola boza.
Inna interesujaca (dla mnie) obserwacja jest stopniowe rozszerzanie sie epidemii swinskiej grypy w USA. Po pierwsze, medycy zapewniali, ze lato nie jest okresem sprzyjajacym rozwojowi epidemii. Jak widac na wykresie w pewnym sensie mieli racje. Nie mniej wplyw temperatury na rozwoj zagrozenia nie jest jasny. W tej chwili epidemia ma sie doskonale w stanach cieplych i goracych jak Texas czy Kalifornia natomiast jej postep jest umiarkowany w stanach polnocnych gdzie jest obecnie jeszcze wzglednie chlodno (20 stp. C vs 40 stp. C na poludniu) . Po drugie, wydaje sie ze stala szybkosci infekcji zmniejszyla sie gdzies od 16 dnia rozwoju epidemii. Liczba zachorowan nadal wzrasta wykladniczo ale czas podwojenia liczby chorych jest dluzszy niz na poczatku. Wyglada to tak jakby wirus na calym obszarze ulegl ewolucji. Ci ktorzy wiedza jak wyglada krzywa zaniku mieszaniny pierwiastkow promieniotworczych moga znalezc tu w zasadzie podobny przebieg (dwa niezalezne elementy o roznym czasie relaksacji) z tym , ze mowie tu o wzroscie a nie spadku liczby wydarzen.

8 komentarzy:

mizio pisze...

Panie Bobola-proszę nie dawać się wciągnąć w sianie paniki przez media i koncerny farmaceutyczne. Epidemia to była w Europie w latach 1347-1352, kiedy zmarło ok.30% ówczesnej populacji. Dzisiejsze liczby dotyczące ptasiej/swińskiej grypy mają się do tego nijak. Znaj proporcję mocium panie. Ciekawe co by się działo w mediach, gdyby rzeczywiście epidemia zawitała do bram cywilizowanego świata. Tymczasem epidemie AIDS i malarii w Afryce mają się dobrze i o nich cicho-za mało kasy można na tym zarobić.

Bobola pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Bobola pisze...

Moje zainteresowanie rozwojem epidemii ma podstawy matematyczne. Chodzi mi o to, ze jak dotad nie mialem mozliwosci aby skonfrontoowac przewidywania rownan rozwoju epidemii z aktualnymi danymi. Przy swinskiej grypie CDC rozpoczal podawanie danych i dlatego obserwuje rozwoj epidemii z zainteresowaniem. To czy epidemia ma powazne osiagniecia w elimnacji liczebnosci populacji to inna sprawa. W tej chwili dziwna sprawa jest to, ze dane wskazuja na obecnosc silnieszego czynnika zakaznego na poczatku (pierwsze 16 dni) epidemii niz ten, ktory jest obecnie. Byc moze w organizmie wirus ulegl mutacji i wtorne zakazenia odbywaja sie z uzyciem jego slabszej wersji. Nie jestem wirusologiem wiec bylbym wdzieczny gdyby ktorys z ekspertow przypadkowo to czytajacych powiedzial mi czy takie wyjasnienie jest mozliwe i czy tego typu procesy epidemiologiczne byly znane w przeszlosci. Co do AIDS to jest to wielka cash cow dla przemyslu farmaceutycznego . Bez nowych lekow epidemia HIV skonczylaby sie zapewne juz dawno przez wymarcie zakazonych nosicieli wirusa. Niestety "wspolczujace spoleczenstwo" pogarsza problem przez niestosowanie absolutnej izolacji chorych (jak przy kazdej chorobie zakaznej z wyjatkiem AIDS czyniono) oraz przez niepotrzebne podtrzymywanie zycia nosicieli co wydluza lancuch zakazen. AIDS ma zreszta tez osobliwosci w swojej dynamice zakazen, o ktorych pisalem chyba dwa miesiace temu.

June 4, 2009 7:55 AM
Delete

mizio pisze...

Chodzi mi o używanie słowa epidemia. Powoduje ono poczucie zagrożenia i świetnie sprzedaje się w mediach i sugeruje , że mamy do czynienia ze zjawiskiem istotnym procentowo. Rzeczywiście definicja epidemii podawana przez wikipedię pasuje do świńskiej grypy.(występowanie zachorowań w istotnie większej liczbie w określonym czasie i na określonym terenie) ale taka definicja pasuje do każdej nowej choroby, która się pojawi. Tymczasem liczby: 20068 zachorowań i 124 zgony to w skali świata nawet nie promil, więc wolałbym nazwać to po prostu chorobą. Czy wirus uległ mutacji i odbija się to na wykresie zachorowań-to można stwierdzić badając i porównując genomy wirusa z pierwszych i ostatnich zachorowań. Jednak postępowanie z chorymi i prewencja zakażeń może mieć wpływ na kształt wykresu. Na początku nie zdawano sobie sprawy z zagrożenia i choroba rozprzestrzeniała się szybciej. Późniejsze działania wobec chorych i nastawienie służb medycznych na wykrywanie zakażeń, spowodowały spadek dynamiki w czasie i nie musi to mieć związku z mutacją wirusa.
Co do AIDS to nie mogę się zgodzić. Problem z rozprzestrzenianiem HIV polega na tym , że osoba zarażona jest bardzo długo źródłem zakażenia zanim pojawią się u niej pierwsze objawy, a czasem przebieg infekcji jest w ogóle bezobjawowy. Jedynym sposobem wykluczenia nosicielstwa jest badanie krwi i nie robi się tego rutynowo u wszystkich korzystających np. z usług prostytutek, czy szpitali... Tak więc zanim zarażony zacznie cokolwiek podejrzewać już może rozdać wirusa wielu innym. W przypadku HIV to może być wiele lat. Podobnie jest z wirusem WZWB(wirusowe zapalenie wątroby typuB ) , który jest równie groźny dla człowieka, a znacznie bardziej odporny na dezynfekcję niż HIV i zbiera więcej ofiar w krajach rozwiniętych, jeśli uwzględnimy następstwa w postaci marskości i raka wątroby. Jednak dane dotyczące HIV w Afryce są rzeczywiście porażające...

Bobola pisze...

Kazda nowa infekcja moze zostac nazwana epidemia jezeli wzrost liczby zachorowan jest wykladniczy. W przypadku swinskiej grypy mamy , ku mojemu zdziwieniu, dwa takie eksponencjalne wzrosty. Dlatego pytam czy takie zachowanie bylo juz kiedys obserwowane. Kinetyka poczatkowego okresu rozwoju epidemii jest matematycznie podobna do kinetyki rozpadu pierwiastkow promieniotworczych z tym, ze w przypadku epidemii mamy wzrost liczby zachorowan a w przypadku radiopierwiastkow spadek liczby atomow. Obecny przebieg SG wyglada jak analog rozpadu dwuskladnikowej mieszaniny radiopierwiastkow o roznych stalych rozpadu. Typowy jest tez niewinny poczatek epidemii. W USA rozpoczeto alarm przy 8 poczatkowych pacjentach. Teraz jest ich ponad 11 tys..Jest to spory wzrost jak na 1.5 miesiaca.
Podobnie bylo z HIV. Pamietam jak CDC podala, ze stwierdzono 4 zachorowania w Los Angeles gdzies w okolicach roku 1988. Obecnie w samych USA jest chorych pare milionow osob. Gdyby w pore wprowadzono izolacje pacjentow, lamiac ich prawa obywatelskie, byc moze udaloby sie uniknac rozprzestrzenienia sie AIDS na caly swiat. W koncu wszystko zaczelo sie od malej grupy homoseksualistow o bardzo swobodnym stylu zycia. Dalej weszli do akcji narkomani i wspolnota igiel podczas orgii narkotycznych.
W porownaniu z HIV swinska grypa ma znacznie mniejsze prawdopodobienstwo zgonu (chociaz teraz i pacjent z AIDS dzieki lekom ma wzglednie dlugie zycie w stanie chorobowym). Nie mniej przy duzej liczbie chorych system medycyny publicznej moze byc przeciazony a koszty kuracji alarmujaco wysokie. Za rozwoj chorob zakaznych jest tez winna sluzba medyczna, ktora zaniedbuje izolacje pacjentow i ich otoczenia oraz usiluje przedluzyc zycie chorym na smiertelne choroby takie jak AIDS zamiast pozwolic na naturalne usuniecie nosicieli wirusa z obiegu. Jest to bardzo humanitarne ale tez bardzo nierozsadne z punktu widzenia ochrony spoleczenstwa.

mizio pisze...

Panie Andrzeju! Ciekawa definicja epidemii...Nie jest Pan lekarzem, więc może dlatego nie zrozumiał Pan mojego wywodu na temat Aids. W 1988 r gdy stwierdzono te 4 zachorowania zarażonych już było znacznie więcej osób. Izolacja tych 4 nic by nie dała, bo oni przekazali swojego wirusa następnym, a ci znowu następnym, ZANIM zaczęli być chorzy. Na tym polega bezobjawowe nosicielstwo-bardzo groźne zjawisko, zwłaszcza w świecie odrzutowców, dalekich podróży, dużej swobody obyczajowej. ps. system medycyny publicznej jest zawsze przeciążony

Bobola pisze...

Nie wiem jaka jest medyczna definicja epidemii ale matematycznie to jest rodzaj reakcji lancuchowej (podobnej do tej jaka zachodzi w reaktorze bez kontroli oraz w bombie atomowej). Co do poczatku AIDS w USA to pierwsi pacjenci byli bliskimi kolegami czlowieka stewrada lotniczego, ktory zarazil sie HIV em w czasie wizyty w Afryce. Wtedy wysunieto podejrzenie, ze odbyl on tam stosunek z malpa (co podobno jest afrykanska specjalnoscia) i zarazil sie malpia wersja wirusa (o nazwie bodajze SIV czy SIM) . Wirus zmutowal i stad powstal problem. Oczywiscie przy aktywnym zyciu pedalow, wtedy glownie w publicznych lazniach, odszukanie wszystkich partnerow byloby pracochlonne ale nie niemozliwe. W koncu jest to dosyc zamkniete srodowisko. Nie mniej prawa czlowieka przewazyly. Dopiero potem rozpoczela sie nowa linia zakazen gdy wirus dostal sie zapasow krwi zapewne w wyniku humanitarnej akcji oddawania krwi. Swobodny tryb zycia kobiet wspolczesnych oraz zboczency biseksualni takze miel swoj wklad.

mizio pisze...

Epidemia masowe szerzenie się choroby lub innych szkodliwych zjawisk w zbiorowisku ludzkim(lub innym) na określonym obszarze. To definicja słownikowa i medyczna. Myślę , że spieramy się o słowo "masowe". Świńska grypa nie przystaje liczbowo do tego określenia moim zdaniem.
I trochę jeszcze o AIDS:
Czas od chwili kontaktu z wirusem, do momentu w którym można zdiagnozować infekcję za pomocą typowych testów (tzw. okienko serologiczne), w przypadku infekcji HIV trwa zwykle około sześciu tygodni. W ciągu kilku dni po zakażeniu może rozwinąć się tzw. ostra choroba retrowirusowa trwająca do kilku tygodni. W tym okresie występują objawy ogólne takie jak powiększenie węzłów chłonnych, podwyższona temperatura i inne tzw. grypopodobne symptomy. Stwarza to podwójne niebezpieczeństwo ponieważ chory zazwyczaj nie zdaje sobie sprawy z tego że jest zakażony, a poziom wirusa we krwi osiąga bardzo wysokie wartości, co ułatwia jego dalsze rozprzestrzenianie się. Po dość długim okresie bezobjawowym (trwającym nawet kilkanaście lat) zaczynają pojawiać się objawy uszkodzenia układu immunologicznego. To cytat z Wikipedii, który dowodzi moim zdaniem , że niemożliwe było opanowanie HIV w zarodku - tak jak Pan to sugeruje. Zupełnie odwrotnie jest z trądem-tu objawy są szybko widoczne gołym okiem i łatwo wykryć nosiciela.
Pozdrawiam